Zakazany owoc z certyfikatem
Aura nas teraz nie rozpieszcza. Za oknem zimno, plucha, wiatr. Nic przyjemnego. Dlatego postanowiłam, że zabiorę was w nieco cieplejsze klimaty, a dokładnie na wyspy Praslin i Curieuse, położone w Archipelagu Seszeli. Dlaczego? Bo właśnie tam rosną od setek lat jedne z najbardziej niezwykłych palm na świecie. W księdze botanicznych rekordów wspomniane palmy figurują zarówno w dziale poświęconym największym owocom (ważą do 42 kg) jak i najcięższym nasionom (te ważą nawet powyżej 17 kg). Mowa tu o Lodoicji seszelskiej, która znana jest także jako „kokos morski”, „zakazany owoc” lub „coco de mer”.
Praslin to druga co do wielkości wyspa archipelagu Seszele. Jej największym bogactwem jest Park Narodowy Praslin, skrywający prawdziwy skarb przyrody, Vellee De Mai, czyli Majową Dolinę, gdzie występuje kilka najrzadszych na świecie gatunków roślin i zwierząt. Jednym z klejnotów tejże wyspy jest właśnie coco de mer, czyli palma występująca tylko tam. Palma ta ma wysoki, smukły pień, który osiąga nawet 30m wysokości. Na jego wierzchołku znajduje się korona z liści o średnicy niemalże 5 metrów. U dojrzałych roślin liście te często otoczone są frędzlami, a ich zwiędłe końce zwisają z palmy poniżej soczyście zielonej korony. Jednak to nie wysokość zadziwia, a kształt i wielkość kwiatów i owoców, które z daleka przyciągają wzrok obserwatorów. Dlaczego? Ano choćby dlatego, że kwiaty żeńskie jako żywo przypominają kobiece pośladki, zaś kwiaty męskie nie mniej ni więcej tylko przyrodzenie.
Palma ta potrzebuje aż 25 lat, by móc zacząć owocować. Najlepsze do spożycia są te owoce, które mają około siedmiu lub ośmiu miesięcy, gdyż wtedy zarówno mleczko jak i miąższ są najsłodsze i najsmaczniejsze. Wraz z upływem kolejnych tygodni mleczko zaczyna kwaśnieć, a miąższ twardnieć, zatem owoc przestaje nadawać się do spożycia. Cały proces dojrzewania trwa około siedem lat. Z tego powodu orzechy palmy były niezwykle cenione już w dawnych czasach. Wszystkie okazy znalezione w oceanie lub na plażach wspomnianych wysp stawały się automatycznie bezpośrednią własnością króla, który sprzedawał je po bardzo wysokiej cenie lub też wręczał swoim gościom jako podarki. Nabyć mogli je tylko najbogatsi. Jeden z niemieckich cesarzy zaoferował podobno 125 kg złota za naczynie wycięte z „morskiego orzecha kokosowego”. Zainteresowaniem owoc ten obdarzyli również cesarz Rudolf II Habsburg oraz książęta z państw Środkowego Wschodu. Orzechy te wykorzystywane były przez setki lat do produkcji leków przeciw najróżniejszym chorobom oraz jako afrodyzjak do przyrządzania przeróżnych napojów miłosnych. W Europie owoce tego kokosa morskiego rozcinano, następnie polerowano, po czym oprawiano w złoto lub srebro. Tak przygotowane służyły potem na królewskich dworach jako puchary.
Wielu żeglarzy widziało orzechy wypływające z głębin i było przekonanych, że rosną one na podwodnych drzewach w lesie, gdzieś na dnie Oceanu Indyjskiego. Podobnego zdania był także Ferdynand Magellan. Z jego opisów tego owocu wyniki, że po latach spędzonych w głębinach oceanu łupina orzecha odpada, a rozkład wewnętrzny uwalnia gazy, które unoszą następnie ów owoc ku powierzchni oceanu. Portugalski lekarz, a zarazem wybitny przyrodnik - Garcia de Orta - nie zgodził się jednak ze zdaniem Magellana i stwierdził, że to brednie, bo te owoce te pochodzą z palm, które rosną jedynie na przesmyku, który łączy Malediwy z subkontynentem Indyjskim. Stąd jego zdaniem pochodzi nazwa tej palmy „coco de mer”, czyli po francusku „kokos morski”. Najdokładniej miejsce jej występowanie określił jednak geodeta Georges Barree w 1768 roku. Na brzegu wyspy Praslin zauważył ogromny orzech, w pobliżu którego nie było żadnego drzewa. Ciekawość zaprowadziła go w głąb wyspy, gdzie wśród bujnej roślinności odnalazł interesującą go roślinę.
Niezwykle interesującym zagadnieniem jest w przypadku tej palmy sam proces zapylenia żeńskich kwiatów przez męskie. Legenda głosi, że podczas ciemnej, burzliwej nocy i silnych wiatrów dochodzi do aktu seksualnego palmowych kochanków. Podobny palmy wyrywają się wtedy z ziemi i łączą ze sobą w namiętnym uścisku. Każdy, kto odważyłby się podpatrywać ten akt, zostałby – według legendy – okrutnie ukarany (albo zabity przez spadający na ziemię owoc, albo oślepiony). Z tego powodu, nie ma niestety do dziś świadków, którzy mogliby ten proces rzetelnie opisać. Może to dziwne, ale do dzisiaj mechanizm zapylania i rozmnażania kokosa morskiego nie jest w pełni wyjaśniony, co dodaje tej roślinie aurę tajemniczości i pewnego uroku.
W 1881 na seszelską wyspę dotarł jako administrator kolonialny brytyjski generał i Charles George Gordon. Był przekonany, że zobaczył biblijny raj – Eden. Jako żarliwy chrześcijanin uznał, że kształt owoców ewidentnie wskazuje na to, iż jest to zakazany owoc, dokładnie taki, jaki Ewa musiała podarować Adamowi.
Niestety Lodoceia callipyge (botaniczna nazwa tej palmy) jest dziś rośliną zagrożoną wyginięciem. Spowodowane jest to nie tyle powszechnym zanieczyszczeniem środowiska, co przede wszystkim bardzo długim okresem dojrzewania owoców. O tym jak niepowtarzalny i ważny jest to dla mieszkańców tego archipelagu owoc, niech świadczy również fakt, że widnieje on nawet w godle ich państwa.
Grafika:
Komentarze [2]
2018-12-14 13:51
No nie powiem, męski kwiat tej palmy faktycznie robi wrażenie.
2018-12-13 22:46
Fajny owoc – nie powiem.
- 1