Zdani na humory ciała pedagogicznego
Na ludzkie samopoczucie ma wpływ wiele czynników, np. pogoda, wahania ciśnienia, dolegliwości wewnętrzne i zewnętrzne, problemy. Ale co tak naprawdę „działa” na nastrój nauczycieli naszego liceum, co powoduje przykre w skutkach następstwa dla nas? Spróbuję teraz przedstawić własną, subiektywną opinię na ten temat, opartą na obserwacjach dokonanych podczas lekcji i przerw.
Pogoda? Rzeczywiście znaczący czynnik mogący mieć wpływ na samopoczucie. Świeci słońce, to te wredne promyki muszą pchać się do oczu. Nic nie pomaga migracja w poszukiwaniu cienia. A znów gdy profesor poprosi o zasunięcie zasłony, to wywołuje ogólne poruszenie klasy, która wybita z monotonności, po takich atrakcjach, ciężko powraca do stanu normalności. Gdy znów pada deszcz, to chciałoby się pójść do domu, odłożyć wszystkie ważniejsze sprawy na potem i zamknąć oczy na wszystko. Melancholia ogarnia świat. Odechciewa się uczyć i być uczonym.
A ciśnienie? Tak. Na pewno. Łamanie w kościach, bóle i zawroty głowy oraz cała masa innych dolegliwości objawiających się zewnętrznie i wewnętrznie, która zwykłemu śmiertelnikowi dodaje tylko problemów egzystencjalnych. Wtedy też nadchodzą omdlenia uczniów, procesje do pielęgniarki i znów chaos śródlekcyjny. I jak tu ma belfer mieć szeroki uśmiech na twarzy i ochotę na stawianie piątek?
Prywatne problemy? Tego nie wie nikt. Temat tabu. O tym się nie mówi, choć czasami chciałoby się wiedzieć. Takie szkolne tajemnice, których nie da się odkryć, a można jedynie snuć przypuszczenia. Przypomina się dowcip: „Co żołnierz ma pod łóżkiem?- sprzątać”, a w takim razie, co nauczyciel ma w domu – zagadka Sfinksa.
Złośliwość przedmiotów martwych? To też. Przykładem może być wypisanie najlepszego markowego długopisu, kiedy akurat chciało się pupilkowi wpisać kolejną pozytywną ocenę, nienamoczona gąbka dodająca lekcji „pylarskich” efektów wizualnych, czy znów przygotowanie tablicy przez pilnych dyżurnych jako dzieła złożonego ze smug i pręgów daleko odbiegającego od soczystej przepisowej zieleni.
My, uczniowie? Chciałoby się powiedzieć „nie”, ale niestety… Tak naprawdę wreszcie coś zależy od nas i to w znacznym stopniu! Możemy zmienić losy naszego małego świata, gdy tylko tego chcemy i nie będziemy współpracować z czynnikami atmosferycznymi. Zadanie trudne w praktyce. Chwilami aż świerzbi nas język, żeby coś na lekcji niefortunnie skomentować, pogadać w kulminacyjnych momentach zajęć, zamykać okna, kiedy umieramy z zimna, a nauczycielowi ciągle za gorąco, czy nawet kichnąć nie zatykając ust. Może wystarczy tylko chwilkę pomyśleć o innych, podszyć pod swoją skórę pogląd ciała pedagogicznego, a nie ciągle być zbuntowanym i krzyczeć „nie”, wtedy kiedy wypadałoby przyznać racje? Czy rzeczywiście te krzesła są takie niewygodne i nasze sprawy takie pilne, że musimy się nieustannie wiercić i rozpraszać klasę? A może po prostu chcemy wpisać się w ponadczasową pamięć profesora jako „ten typ tak ma”? Wydaje mi się, że nie. Nie po to wybieraliśmy tę szkołę, aby psuć zdrowie swoje i osób w naszym otoczeniu.
Gdzie jest zatem źródło bólu? Chyba w każdym z osobna, bo gdyby zebrać w jedną całość wszystkie małe bolączki, to utworzą jedno wielkie cierpienie, które odbija się echem na naszych ocenach. Tak więc, zachowujmy się w szkole tak, jak przystało na cywilizowanych ludzi, wtedy prawdopodobieństwo naszego wpływu na pogorszenie humoru ciała pedagogicznego spadnie stanowczo poniżej 50 %
Komentarze [4]
2005-03-22 12:04
Mniam mniam… pychota. poproszę dokładkę;)
2005-03-09 13:34
Droga Liffko,to był celowy zabieg :)
2005-03-09 09:33
Nie wiem czy to wina pogody czy chaotycznie napisanego artykułu ale myślę, że temat zupełnie odbiega od treści!
2005-03-08 20:01
No tak ale czasami zachowanie spokoju jest bardzo trudne ;P bo przecież jakby niebyło uczeń też człowiek ;)
- 1