Zmarnowany Chaplin?
28 września obchodziliśmy pierwszą rocznicę śmierci wyjątkowego aktora i artysty kabaretowego, Jana Kobuszewskiego. Choć jego kariera najbardziej błyskotliwy przebieg miała na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, to do dziś jest to artysta rozpoznawalny, nawet jeśli nie każdy młody Polak zna jego nazwisko.
Pod koniec XX wieku był bez wątpienia jednym z najbardziej lubianych aktorów w Polsce. Nic w tym dziwnego, gdyż był aktorem wybitnym, wszechstronnym, obdarzonym niezwykłym talentem komediowym, dzięki któremu większość widzów dobrze go zapamiętała. Ze względu na ów talent był aktorem chętnie angażowanym przez polskie teatry oraz telewizję, gdzie stworzył bardzo wiele niepowtarzalnych kreacji. Wyjątkową sympatię widzów w kraju zjednały mu głównie jego kreacje komediowe oraz dramatyczne w Teatrze Telewizji, brawurowe występy w kabaretach oraz bardzo popularnych pod koniec ubiegłego wieku telewizyjnych programach satyrycznych. Według źródeł oficjalnych w produkcjach telewizyjnych wystąpił prawie dwa tysiące razy.
Źródłem sukcesu Kobuszewskiego był niewątpliwie jego fantastyczny warsztat aktorski, oparty na ekspresji i przerysowaniu kreowanych postaci, co samo w sobie mogłoby prowadzić do żałosnego efektu, gdyby nie było poparte niepowtarzalnym i lekko groteskowym wyglądem samego aktora (wysoki wzrost, szczupła sylwetka, monstrualnie długie, chude nogi, a przy tym pociągła twarz z wielkim orlim nosem oraz odstającymi uszami). Kilku polskich aktorów próbowało już tę jego manierę naśladować, jednak bez tej specyficznej aparycji, nie byli w stanie uzyskać takiej plastyczności, co kończyło się spektakularnymi porażkami.
Agnieszka Osiecka, znakomita reżyserka teatralna i telewizyjna oraz poetka i pisarka, pisała o nim tak: "Kobuszewski jest niezwykle graficzny. Wszędzie powinny wisieć plakaty, obrazy, a nawet znaki drogowe z postacią Kobuszewskiego w tańcu. Powinien też powstać serial animowany pod tytułem Przygody Młodego Znaku Zapytania, w którym w roli znaku zapytania powinien wystąpić Jan Kobuszewski. W szkołach teatralnych i filmowych powinien być prowadzony specjalny kurs pt. Fenomen Aktorstwa Jana Kobuszewskiego, ponieważ jego aktorstwo, zaprzeczało absolutnie wszelkim banalnym kanonom. Kanonom, które powiadają, że nie wolno przerysowywać postaci, robić małpy, wyginać się we wszystkie strony i śmiać się z własnych dowcipów. Janek wszystko to robił. Przerysowywał, wyginał się i robił głupie miny, a mimo to był cudowny. Powinien był także narodzić się reżyser filmowy, który by swoje życie poświęcił kręceniu komedii z Kobuszewskim w roli głównej, ponieważ ta postać była tego warta. Tak się jednak nie stało i Janek Kobuszewski jest moim zdaniem takim trochę zmarnowanym Chaplinem polskiego kina…".
Nie od początku było takie znów oczywiste, że młody Jan Kobuszewski zostanie aktorem. Ponoć chciał zostać ichtiologiem, a nawet... księdzem. Mawiał, że JP II był wpierw aktorem, który dzięki woli opatrzności został księdzem, a on z kolei najpierw był bliżej zostania księdzem, by w końcu zostać aktorem. Tak czy inaczej w pewnym momencie życia złożył papiery do szkoły teatralnej. Z teatrem blisko był od dziecka, bowiem jego rodzice pokazywali się na widowni regularnie i często zabierali go na premiery. Pierwszego egzaminu do szkoły teatralnej jednak nie zdał! A dlaczego? Bo zasiadający w komisji egzaminacyjnej wybitny polski aktor, Jacek Woszczerowicz, oblał go za wzrost. Kobuszewski z przekąsem podkreślał wielokrotnie po latach, że musiał to być jak nic efekt kompleksu Woszczerowicza, który wzrostem – delikatnie mówiąc – nie grzeszył. Prawda zapewne była jak zwykle gdzieś po środku, bo w tamtym okresie dominowało jeszcze przekonanie, że aktor nie może być wysoki, bo takiemu trudniej operować na scenie. Ostatecznie przyjęto go do szkoły lalkarskiej, przygotowującej aktorów teatru lalek, ale Kobuszewski nie zamierzał się poddawać i po roku przystąpił do egzaminu po raz kolejny i tym razem został przyjęty.
Kobusza, bo tak nazywali go przyjaciele, nie angażowano po ukończeniu szkoły zbyt chętnie do ról opartych o klasyczny repertuar teatralny. Najczęściej widziano go w rolach charakterystycznych w dramatach współczesnych. Jedną z jego największych kreacji w pierwszym okresie była tytułowa rola Jana Macieja Karola Wścieklicy w sztuce Witkacego. Wtedy po raz pierwszy zrecenzowano graną przez niego postać, pisząc, ze posłużył się w swej kreacji chaplinowskimi środkami wyrazu, wspartymi absurdalną błazenadą spod znaku Gałczyńskiego. Teatr go jednak pokochał, a co ważne była to miłość wzajemna, choć aktor nie zawsze stąpał w nim ścieżkami współczesnej dramaturgii. Jedną z ważniejszych kreacji w jego dorobku artystycznym, była rola doktora w ,,Dziadach", która w pewnym sensie przełamała niesprawiedliwy i krzywdzący Kobuszewskiego stereotyp. Według funkcjonującego przez lata stereotypu, aktor komediowy był jedynie marnym substytutem aktora, bo nie potrafił rzekomo odnaleźć się w repertuarze dramatycznym. Tak szufladkowano aktorów przez dziesiątki lat, ale Kobuszewskiego pokazał, że to absolutna bzdura, bo fantastyczny aktor potrafi odnaleźć się w każdym repertuarze.
Warto jednak zauważyć i to, że Kobuszewski kochał teatr i kabaret, ale nie przepadał za pracą w filmie. Jego wizyty na planach filmowych były więc sporadyczne. Była to dla niego co najwyżej odskocznia. W filmach grywał zazwyczaj epizody, które i tak zapadały mocno w pamięć widzów. Pojawił się kilka razy w komediach Stanisława Barei, gdzie grywał rolę hydraulika (Poszukiwany poszukiwana), listonosza (Nie ma róży bez ognia), kierowcy (Brunet wieczorową porą), złodzieja „Ksywy” (Zmiennicy), czy kombinatora mieszkaniowego (Alternatywy 4). W podobnych rolach epizodycznych można go również zobaczyć w bardzo popularnych pod koniec XX wieku serialach Jerzego Gruzy, w których zagrał szefa hydraulików (Wojna Domowa), bufetowego Jasia w klubie sportowym (Czterdziestolatek), czy też uroczego włamywacza (Czterdziestolatek 20 lat później). Znaczniejsze role drugoplanowe zagrał w filmach opowiadających o okresie międzywojennym i jego niepowtarzalnej atmosferze. Pozwolę tu sobie przypomnieć jego fantastyczną kreację tajniaka Mańkowskiego w filmie "Halo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy" (roztrzepanego i kompulsywnego antagonistę, który usiłuje aresztować tytułowego kasiarza), komika Tadeusza w filmie „Miłość ci wszystko wybaczy”, czy dyrektora teatru Fuksa w „Latach dwudziestych, latach trzydziestych”. Mnie zachwycił w serialu Edwarda Dziewońskiego "5 dni z życia emeryta", gdzie wcielił się w rolę zgorzkniałego dozorcy Józefa Namiastki (genialna scena kłótni z sąsiadką o "psa kradnącego ludziom deficyty"). Kobuszewskiego planowano też pierwotnie obsadzić w roli Pana Kleksa w filmie Krzysztofa Gradowskiego „Akademia pana Kleksa”, będącego adaptacją książki dla dzieci Jana Brzechwy i wypada tylko żałować, że do tego ostatecznie nie doszło, bo efekt mógł być powalający. Niestety, nowotwór trzustki, który wtedy aktora zaatakował, mocno pokrzyżował te plany i ostatecznie w roli tej wystąpił Piotr Fronczewski.
Jego występy na scenach warszawskich kabaretów oraz w telewizyjnych programach satyrycznych to kolejne obszary jego artystycznej aktywności, w których pokazał nieprawdopodobne spektrum swoich komediowych możliwości. To właśnie tam możemy zobaczyć go w rolach groteskowych, wzruszających amantów, warszawskich cwaniaczków, czy prostolinijnych prostaczków. Całkiem nieźle znam te role i zgodzę się z Olgą Lipińska, że gdyby Kobuszewski tylko chciał, to bez trudu zagrałby też rolę znaku zapytania. Na początku pan Jan podjął współpracę z kabaretem „Dudek”, który założył Edward Dziewoński. Kobuszewskiego polecił mu Wiesław Michnikowski, widząc niebotyczny potencjał komediowy w młodym aktorze. Kobuszewski nie od razu dał się namówić, gdyż był z natury bardzo nieśmiały. Obawiał się również trochę reakcji publiczności na żywo. W końcu czymś innym jest satyryczny program telewizyjny, a czymś innym występ na żywo w tak specyficznym repertuarze. Na szczęście żonie aktora, Hannie Zembrzuskiej (także aktorce) jakoś udało się go przekonać. I dobrze, bo publiczność od razu go pokochała. Dziś w kanonie polskiego kabaretu znajdziemy wiele skeczy z jego udziałem: "Ucz się Jasiu", „Przyjęcie”, „Na wyrębie”, „Climy”, „Duet fortepianowy, czy „Ogórki małosolne”. Zachwycał tamże swoimi interpretacjami piosenek: "Małpa", "Taka gmina" i "Wy wójta się nie bójta", z których wersy funkcjonują do dziś w potocznym języku. Tę ostatnią cenzura zaakceptowała podobno jedynie pod takim warunkiem, że zinterpretuje ją artysta tak łagodny w wyrazie jak Jan Kobuszewski.
W satyrycznych realizacjach Olgi Lipińskiej był od samego początku. Pojawił się po raz pierwszy w ,,Kabarecie bez tytułu", gdzie wylansował kilka fantastycznych piosenek Agnieszki Osieckiej, a mam tu na myśli choćby takie jak: "Cyganek", "Sarmata" czy "Cudów nie ma". Następnie wziął udział w rewelacyjnym "Teatrzyku Zielona Gęś", gdzie fantastycznie zaśpiewał "Barbarę Ubryk" i "Cafe Bar Ocean", a brawurowo wykonaną rolą Kurtyny bardzo udanie wpisał się w konwencję absurdu Gałczyńskiego. Żałuję, że nigdzie nie udało mi się znaleźć "Wieczoru nr I" z tej serii. W GalluxShow śpiewał z kolei głównie romantyczne, nastrojowe ballady. Oczywiście najciekawsze z nich oparte były także o teksty Gałczyńskiego: "Pożegnanie z krawatami" i "Dziś znów leżałem". Pozostałe serie kabaretowe Olgi Lipinskiej - "Właśnie leci kabarecik" i "Kurtyna w górę", to już prawdziwy popis komediowych umiejętności pana Jana. Widzimy tam aktora w pełni dojrzałego w jego najlepszym okresie. Te programy pozwoliły znaleźć ujście dla jego mimiki i emocjonalnego, nerwowego sposobu mówienia. W tym ostatnim programie to jemu przypadło opowiedzieć żart o ruskich pierogach, których nikt nie zamawiał, tylko same przyszli. Żart ten przypłacono jednak zdjęciem programu z anteny. Chciałbym przypomnieć w tym miejscu również jego fenomenalne wykonania takich piosenek jak "Mój dziadzio był żołnierzem" oraz lirycznej ballady "Jest jedna jedyna". Wystarczy zestawić te wykonania z "Hotelem Barbara Ubryk", by przekonać się naocznie o rozpiętości jego emploi.
W teatrze telewizji wystąpił w około 50 sztukach, a do jego największych kreacji zalicza się role Anuczkina w "Ożenku" Gogola w reż. Ewy Bonackiej, Nieszczastlicewa w "Lesie" Ostrowskiego w reż. Dziewońskiego, Anzelma w „Skąpcu” Moliera w reż. Jana Bratkowskiego i Siekierowego w „Rozmowach przy wycinaniu lasu” Tyma w reż. samego autora. Za każdym razem można mówić tu o kreacjach wybitnych, opartych na kompilacji pozerstwa i naturalnej łagodności. Popularny był również program satyryczny "Wielokropek", który pan Jan prowadził wraz Janem Kociniakiem, a chyba jeszcze bardziej "Bajki dla dorosłych", gdzie pokazał się w roli świetnego narratora.
Prywatnie Kobuszewski był podobno człowiekiem spokojnym, łagodnym, przyjaznym o wielkiej kulturze osobistej. Nie zabiegał o poklask oraz uznanie w świecie, do którego należał i nie grał też roli gwiazdy sceny, choć za takową mógł się uważać. Nie korzystał z mediów społecznościowych, a swoje prywatne życie skrzętnie ukrywał przed mediami i opinią publiczną. Nigdy nie powiązano go również z jakimkolwiek skandalem obyczajowym, co tak cenią sobie obecnie niektórzy młodzi artyści, hołdujący zasadzie rodem z Hollywood, którą rozpropagowała onegdaj Merylin Monroe, która powiedziała: „Nie ważne jak o tobie mówią, ważne, żeby w ogóle mówili”. Przez kolegów z teatru, kabaretu oraz planu filmowego był podobno wręcz uwielbiany za nietypowe podejście do życia i niezwykłe poczucie humoru. W środowisku teatralnym krążą legendy o żartach, jakie robili mu koledzy ze sceny i tych, jakie on im robił. Jeden z takich figli zrobił swojej scenicznej partnerce w trakcie spektaklu. Na rękawie jego kostiumu była nitka, którą owa aktorka w czasie jednej sceny miała zerwać. "O nitka, panie radco" – aktorka mówiła swoją kwestię i próbowała ją zerwać, ale ta nie tylko się nie zerwała, ale wręcz ciągnęła się w nieskończoność. Kiedy zagotowana i czerwona jak pomidor aktorka trzymała już w ręce całą garść nici, śmiertelnie poważny Kobusz odezwał się do niej w te słowa: "Pani, chyba sprułaś mi gacie!". Dziś trudno wyobrazić sobie taką sytuację w teatrze i równie trudno znaleźć tak charakterystycznego i niepowtarzalnego artystę.
Grafika:
Komentarze [4]
2020-12-22 14:06
Moim zdaniem nie tyle zmarnowany talent komiczny tego aktora co nie wykorzystany w pełni.
2020-12-22 14:03
Interesująca postac – ciekawy tekst.
2020-12-21 20:38
Szacun, że przypomniałeś tę postać.
2020-12-21 18:01
Niewątpliwie niezwykły aktor
- 1