Studniówka 2012 od A do Z
Ta długo wyczekiwana noc już za nami. Powiem więcej - tegoroczny bal studniówkowy możemy chyba zaliczyć do bardzo udanych, choć dostrzegłem i kilka uchybień. Na pewno nie można odmówić naszym wychowawcom, Radzie Rodziców i nam, maturzystom, zaangażowania i solidnie wykonanej pracy. Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie spróbował ocenić całego tego wydarzenia.
Zaczynając od początku wspomnieć należy o tradycyjnym polonezie. Nie mogę o nim napisać tak dużo jakbym chciał, bo po pierwsze nie widziałem wszystkich układów, a po drugie skrzywdziłbym na pewno wiele klas wypisując chociażby o jednej z nich więcej niż o drugiej. Wspomnę więc tylko (jak najbardziej obiektywnie!), że elementami innymi od reszty pochwalić się mogły tylko dwie klasy. 3C miała inny podkład muzyczny (przepiękny polonez z filmu Czas Honoru), a 3I założyła maski weneckie. Reszta klas miała mniej lub bardziej ciekawe układy - niekiedy z różami. Niemniej nauczyciele jak i rodzice byli pod wrażeniem naszych występów, bo gdzie jak gdzie, ale tutaj liczyła się tradycja, a nie wymyślny układ i perfekcyjne wykonanie.
Następna sprawa, o której chciałbym wspomnieć, to wystrój sal gimnastycznych. O ile duża sala była naprawdę przeciętnie udekorowane (a przynajmniej nie na tyle źle, żebym się tutaj rozpisywał), o tyle dekoracja małej sali, to po prostu żenada! Może i nas – uczniów – nie za bardzo ruszało, jak, gdzie i w jakich warunkach bawili się nasi nauczyciele, ale tak ubogi wystrój sali, za który odpowiedzialna była wynajęta przez rodziców profesjonalna firma (za naprawdę profesjonalne pieniądze), to chyba jakieś nieporozumienie. Nie raz spotykałem się z opiniami (które zresztą sam podzielam), że za połowę uzgodnionej z firmą stawki mogliśmy sami nadmuchać te balony, no bo jak zapewne zauważyliście wystrój tej sali nie składał się z niczego innego.
Co do menu to od początku byłem sceptycznie nastawiony, bo akurat pod względem kulinarnym jestem zawsze krytyczny i trochę wybredny. Wszystkie potrawy naprawdę ciekawie prezentowały się w przedłożonym nam do wglądu menu i może dlatego naprawdę spodziewałem się takiego samego poziomu w dniu imprezy. Zapomniałem chyba jednak wówczas o tym, że studniówka to naprawdę duża impreza z olbrzymim zapleczem logistyczny i trzeba mierzyć siły na zamiary. Czytając kartę dań przed balem, jadłem oczami i spodziewałem się wykwintnych potraw, ale obsługująca imprezę firma cateringowa z Mielca realniej podeszła do sprawy, czego oczywiście nie można wziąć jej za złe. Reasumując na jedzenie chyba nikt z uczestników nie narzekał, a mnie do gustu najbardziej przypadły zimne zakąski mięsne.
Obsługa była natomiast fantastyczna. Przechodząc korytarzami nieustanie spotykałem krzątających się kelnerów, którzy uzupełniali napoje na stołach i czujnie zabierali puste butelki i nakrycia. Drobnym uchybieniem był chyba tylko brak na stołach talerzyków na ciasto, sałatki lub owoce. Te pojawiły się dopiero po drugim ciepłym posiłku, więc niektórzy raczyli się w między czasie ciastami i owocami wprost z tac lub serwetek.
Pisząc o balu maturalnym nie sposób nie wspomnieć o kapeli. Szczerze mówiąc nie byłem może zbyt częstym gościem na tanecznym parkiecie, ale kilkakrotnie udało mi się tam pobawić i mogę śmiało zaryzykować stwierdzenie, że orkiestra była naprawdę świetna. Grali bez wytchnienia do samego rana, a w ich repertuarze na pewno każdy uczestnik balu mógł znaleźć swoje ulubione piosenki. Niektórzy z moich znajomych przetańczyli prawie cała studniówkę, a więc mogę założyć, że muzycznie było naprawdę bez zarzutu i nikt nie był zawiedziony. No chyba, że ktoś rozdarł sobie w tańcu sukienkę, marynarkę lub spodnie albo złamał obcas…
Podobna, dość nieprzyjemna kwestia, to nasze zaproszenia. Prezentują się naprawdę elegancko, ale gdy są w kopercie. Wzór zaproszenia jest również bardzo udany. Ale największy niesmak pozostawia świadomość, że są to zgoła inne zaproszenia, niż te, które zostały wybrane na spotkaniach przedstudniówkowych. Jakkolwiek ich wygląd bardzo nie odstręcza, to ich treść... żenada. Mało tego, na spotkaniach również została wybrana inna treść, a ta na pewno została zdecydowanie odrzucona. Ktoś podjął decyzję nie pytając delegacji klasowych o zdanie. Po co zatem te pozory demokracji?
Poważnym minusem był także rachunek wystawiony Radzie Rodziców przez wspomnianą kapelę. Nasi rodzice zadecydowali, że wynajmą nam chyba najlepszy zespół w tej części Polski, ale i zarazem najdroższy. No cóż… Królem parkietu nie byłem, więc nie wiem czy się to opłaciło, ale nie spotkałem się do tej pory ze strony swoich koleżanek i kolegów ze zdecydowanym komentarzem typu: „co oni tam robili?”. Myślę jednak, że porównywalną zabawę można było zorganizować z „pospolitym” DJ’em, bo kapela, chcąc nie chcąc, nie miała możliwości zagrania kawałków typowo klubowych, a do takich uczniowie lubią i chcą się bawić. Na pewno dużym plusem zespołu był jego profesjonalizm (każdy muzyk ma skończoną szkołę muzyczną), ale tak czy inaczej mogliśmy sobie chyba pozwolić na nieco tańszy ekwiwalent.
Na długo przed tą pamiętną sobotą słyszałem krążące po szkole różne plotki, które mogę dziś - mniej lub bardziej zadowolony - jednoznacznie zdementować. Niestety, nie odkryłem ani pokoju - wytrzeźwiałki, ani tajnego składziku z alkoholem przeznaczonym dla nauczycieli. Natomiast po raz pierwszy od wielu lat nauczyciele mieli to samo menu co uczniowie! Mam nadzieję, że od tej pory tak właśnie będzie w „Koperniku” podczas kolejnych balów studniówkowych.
Mówi się, że studniówka jest tylko jedna i choć może nie wypada przy tej okazji szukać w sobie szkockiej krwi, to ja jednak nadal będę upierał się przy swoim zdaniu, że można było zorganizować tę imprezę taniej. Pewnie zostanę uznany za sknerę, ale można było zaoszczędzić trochę na kapeli lub na mniej wymyślnym, a za to smaczniejszym menu, a na pewno na firmie, która udekorowała nam sale. Oczywiście były jeszcze niuanse typu opłaty dla elektryka, hydraulika i innych ginekologów za „dyżur pod telefonem”. Pewnie w zestawieniu kosztów całego balu, stówka w tę czy w tę nie robiła różnicy, ale nie we wszystko zostałem wtajemniczony. Dam sobie jednak poobcinać paznokcie, że takich zupełnie niepotrzebnych kosztów można było także uniknąć. Nie znaczy to, że żałuję wydanych pieniędzy. Studniówkę zaliczyłem od początku do końca i opuszczałem ją jako jeden z ostatnich. Tamta noc na pewno pozostanie w mojej pamięci na długie lata, a organizatorom polecam pod rozwagę moje powyższe dywagacje.
Grafika: własna