2 kilogramy talentu
“I love your friends, they’re all so arty!*”
– jak to podśmiewa się Alex Kapranos. No właśnie. Artystów to nam się namnożyło ostatnio jak zmutowanych szczurów w UK (swoją drogą to ciekawa sprawa - owe szczury osiągają nawet do pół metra długości, podskakują na kilkanaście centymetrów i nie dają się żadnej trutce. Ot, ciekawostka taka.**). Wracając jednak do poruszonego tematu – iście „artystyczną duszę” ma dziś niemal każdy.
Skąd to się bierze? Miło pochwalić się nietypowymi zainteresowaniami, całą artylerią talentów i uzdolnień. Przyjemnie jest być artystą, poetą też całkiem nieźle. A więc idziesz do sklepu, kupujesz sztalugę za pieniądze rodziców, którzy z poklaskiem przyjmują twoje nowe „ja”, farbki, pędzle i tym podobne akcesoria i… tworzysz? Tak przez pierwszy tydzień. Niestety nieszczęśniku twoje artystyczne zapędy zostają zahamowane przez okrutny los, szarą codzienność, bezdenną otchłań obowiązków (nic głupszego mi nie przyszło do głowy). Dzięki takim właśnie przemyśleniom zostajesz poetą. Oj, młodocianym grafomanem raczej. W tym momencie jeśli piszesz „do szuflady”, to chwała ci za to. Karta i długopis, to zgodny duecik, który potrafi znieść niemal wszystko. Sprawa komplikuje się, jeśli pragniesz geniuszem swych przemyśleń na temat życia i śmierci i jeszcze czegoś, porazić innych. No i co? Bycie poetą okazało się równie trudne i niewdzięczne? Nie przejmuj się, nie przejmuj. Zawsze można zostać jeszcze wrażliwym fotografem. Nie sztuką jest założyć fotobloga, aparat się znajdzie. Hm, witamy na nowej drodze życia. Obłożony obiektywami i innymi cudami udajesz się do parku fotografować jesienne liście. Och, pełen artyzm tworzenia. Jeśli i tym razem się nie uda, rodzice, chcąc zaspokoić twą nieodpartą potrzebę bycia artystą, powinni chętnie zakupić ci gitarę. Tym sposobem zaczniesz śpiewać smutne piosenki („Znowu w życiu mi nie wyszło…”). A kiedy na swojej drodze przez mękę towarzyszącą rozbudzeniu w sobie artystycznej wrażliwości napotkasz kilku podobnych nieszczęśników, śmiało możecie założyć zespół. Po kilku próbach w jakiejś zatęchłej norze, lokalna scena stoi otworem. Jeżeli kolejny raz poniesiesz klęskę, proponuję filatelistykę. Znaczki, klasery. Lekko zapomniane rozrywki - zawsze to jakaś forma indywidualizmu.
Celem tego artykułu nie jest wcale tłumienie tak zwanych „artystycznych zapędów”. Nie, nie, nie. Chodzi tylko o ostrożne używanie pewnych pojęć. Zalecam spory dystans w ocenianiu swych poczynań. Za duża pewność siebie może okazać się równie zgubną, jak całkowity jej brak. Twórzmy, kreujmy, piszmy, rysujmy, wymyślajmy, grajmy. Jak najwięcej, bo warto. Ale przydałaby się do tego pasja, świadomość swych umiejętności, trzeźwe ich ocenienie i podobne, równie użyteczne umiejętności. Krytyka wcale nie równa się złośliwości. I, że tak zacytuję: „Artysta, prawdziwy artysta, a nie przeintelektualizowany młynek mielący automatycznie wszystkie możliwe wariacje i permutacje, nie powinien bać się cierpienia.***”
Ze swojej strony mogę dodać, że jeśli rzeczywiście coś z naszych twórczych poczynań ma wyjść - wyjdzie. Czego sobie i państwu życzę.
*fragment „Do You Want To” Franza Ferdinanda. Panowie nabijają się z pseudoartystycznego światka znanego im z autopsji.
**kto czyta newsy na Onecie nie błądzi.
***Witkacy
Komentarze [5]
2006-10-17 08:56
kochana ostatnio nie zaglądam tak często, ale wiedz, że Twoje teksty czytam cały czas i cały czas mi się podobają.
Dobra jesteś, mała;)
2006-10-14 16:11
a pisanie takich artykulow jest arty?!
2006-10-13 06:13
zburzyłaś mi świat… ;P
2006-10-12 20:30
nienawidze cię, ja tez konczylem artykul czasem tym ‘czego sobie i panstwu zycze’. to po pierwsze. po drugie to stary news, gdzies w gazetach byl. no i za malo i faktycznie niektore blogi+poezja+fotografia to kup i chyba na wymiane zdan to za malo.
2006-10-11 19:45
iii jak zwykle mi się poddoba… :)
- 1