Pierwsze koty za płoty
Mówią, że najważniejsze jest pierwsze wrażenie, nie tylko w szkole, ale i ogólnie - w życiu. Podobno ma to wpływ na to, jak później będziemy postrzegani przez ludzi. Ma to bez wątpienia ogromne znaczenie, bowiem dobry start oznacza zazwyczaj udany finisz. Czy aby jednak na pewno?
Idąc tokiem tego rozumowania, każdy pierwszak powinien - zwłaszcza na początku nauki w nowej szkole - być pod każdym względem wzorowym. Co mam na myśli? Odrabiać wszystkie zadane prace, być przygotowanym na każdą bez wyjątku lekcję (nawet jeśli nauczyciel przestrzega tzw. „okresu ochronnego”), nie spóźniać się na lekcje, a nade wszystko nie powinien wyróżniać się ekstrawaganckim strojem. W teorii łatwe, przyjemne, wręcz znośne i do przyjęcia, a jak jest w praktyce? Co drugi „Kot” nie stosuje się do wyżej wymienionych rad, bo właściwie i po co? A oto i garść moich obserwacji po pierwszym miesiącu nauki.
Pierwszy tydzień . Wtorek, czwartego września, świt. Wstaję - „o Boże, to już dziś” – myślę z niepokojem. Pakuję się, myję i wychodzę. Droga do szkoły pokonana z uśmiechem i lekkim dreszczykiem emocji. W drodze towarzyszą mi przeróżne myśli. Zastanawiam się np. jakich ludzi spotkam w nowej szkole i czy znajdę tam takie koleżanki i takich kolegów, z którymi z przyjemnością spędzę kolejne trzy lata. I nadszedł ten moment. Spotkanie z nową klasą. Po krótkiej chwili spędzonej w klasie, trudno było jednak kogokolwiek ocenić (pozory przecież mylą.)
I kolejne doświadczenie. Stwierdziłam, że w tej szkole można się pogubić! Numeracja sal jest zupełnie niezrozumiała dla postronnych. Idziesz, widzisz salę z numerem „37”, z nadzieją na numerek bliski temu przemieszczasz się niewiele dalej i co… dostrzegasz salę trzysta coś. Można zwariować! Ale do tego chyba się jednak jakoś przyzwyczaję.
Lekcje ogólnie sympatyczne. Pojawia się pierwsza zasada - nie powinniśmy się spóźniać. Niestety, nie obyło się bez wpadek. Do dziś przeklinam siebie za to, co miało miejsce na pierwszej matmie, a przecież sama kilka akapitów wcześniej pisałam o dobrym wrażeniu - o zgrozo!. Ale po kolei. Pół minuty po dzwonku wpadamy do klasy. Zanim się odnalazłam - zostały tylko dwie wolne ławki: pierwsza i ostatnia. Po krótkiej ocenie sytuacji zajmuję ostatnią. Pani profesor każe się przedstawić, powiedzieć z jakiego gimnazjum się przyszło, ile punktów uzyskało się na teście oraz jaką oceną z matematyki na końcowym świadectwie możemy się wykazać. Moja kolej. Wstaję. Nagle stwierdzam, że razem ze mną wstaje moje krzesło i z hukiem pada na podłogę - klasa w śmiech, a pani profesor wyraźnie zniesmaczona. Czuję, że płonę i równocześnie maleję z przerażenia w oczach. Wniosek? - nigdy więcej nie spóźniam się na matematykę i w ogóle.. na żadną lekcję.
Ogólna refleksja po pierwszym tygodniu nauki: „Mamo, ja nie chcę do szkoły!”. Poza tym stwierdzam, że w salach podłogi są zbyt śliskie, a krzesła wyjątkowo niestabilne, co potwierdzają przypadki kilku moich kolegów z nowej klasie! Drugi, jak i kolejne tygodnie nauki, minęły już spokojniej, chociaż trudno przyzwyczaić się tak od razu do zwiększonych wymagań, ogromu nauki, dziwnych zwyczajów panujących w szkole, aczkolwiek… wszystko ponoć da się zrobić, wystarczy tylko chcieć. Zauważyłam jedno - kiedy narzekałam na gimnazjum mówiąc, że trzeba się za dużo uczyć, to tak naprawdę nie wiedziałam chyba co mówię. Dopiero tu, w liceum, wyraźnie dostrzegam przepaść w zakresie wymagań między tymi szkołami. Przepaść niby nie do przeskoczenia, a jednak… Więcej wiary w swoje możliwości, więcej siedzenia nad książkami i powinno się udać. Trzeba stawiać sobie poprzeczkę coraz wyżej i coraz poważniej myśleć o przyszłości. Zmusza nas do tego sytuacja, wiek i miejsce.
Niedługo pasowanie na ucznia, a więc koniec kubeczków z mlekiem czekających na „koty” na schodach oraz tego przyjemnego „kici kici”, na które słyszałam już wiele dowcipnych odpowiedzi. Po pasowaniu będziemy pełnoprawnymi uczniami i… właśnie i co dalej? Jak będzie wyglądała nauka w tej szkole? Po miesiącu mogę stwierdzić, że ta szkoła, teraz już nasza szkoła, da się lubić. Klasa to w sumie podstawa, a te trzydzieści cztery roześmiane (póki co) twarze tylko przekonują, że dokonało się dobrego wyboru i że do tej szkoły, z ogromnymi przecież tradycjami, nie dostają się przypadkowi ludzie.
Przyznam szczerze, że już na wakacjach panicznie bałam się iść do liceum, bo dopiero teraz widzę, jak ogromny krok ku dorosłości poczyniłam. To, co było w gimnazjum, to już tylko miłe wspomnienia, które można porównać do tych z dzieciństwa –zupełnie beztroski czas. Wtedy wykorzystywany na przyjemności, teraz na naukę. Przynajmniej na razie, bo w ciągu szkolnego tygodnia nie znajduję jeszcze czasu na to, by gdzieś pójść. Przecież i na to „dobre wrażenie” trzeba ciężko pracować, ale z uśmiechem i pozytywnym myśleniem pokonuję trudy każdego dnia.
Pierwszoklasiści, jeśli myślicie, że jesteście sami ze swoim strachem (np. przed matematyką), to się mylicie. Po naszych korytarzach spaceruje wiele osób, które boją się tak samo jak Wy i trzęsą się w środku, powtarzając sobie cichutko „tylko nie ja, oby tylko nie ja!”, gdy nauczyciel wypowiada pełne grozy: „może do odpowiedzi przyjdzie...”
Komentarze [27]
2007-10-06 23:01
@M proponuję, żebyś Ty napisał/napisała na początek coś lepszego. Już my to ocenimy ;]
Heh, najfajniejszy jest tytuł, można sobie go róznie przetłumaczyć ;)
2007-10-06 18:05
bardzo kiepsko…nawet jak na początek.
2007-10-06 13:33
przestańcie się czarować... jak będziecie jej słodzić, to się rozpłynie w chwale i osiądzie na laurach, a tak to może następnym razem skrobnie coś ambitniejszego…
2007-10-05 17:05
Chwalić? Chwalić, chwalić.
Eh, pierwszaki, pierwszaki. Krok ku dorosłości. Podłogi za śliskie. Krzesła niestabilne. Na co wy zwracacie uwagę?
Twoi rówieśnicy są na pewno wdzięczni, że podniosłaś ich w tak brawurwoy sposób na duchu. Jak stowrzymy w Lesserze kącik “listy od czytelników”, dostaniesz tam robotę. Serio.
2007-10-05 16:54
do ktos-> to, że ktoś dopiero przyszedł do naszej szkoły i zaczął pisać w lesserze wcale nie oznacza, że pisać nie umie- to głupie spostrzeżenie czytam od lat w komentarzach, więc chyba czas się zastanowić, co ma piernik do wiatraka, bo można być w 3 klasie i nadal nie umieć pisać, ale też można być gimnazjalistą i robić to świetnie.
Martuś tekst mi się podoba, widać, że taki całkiem od siebie ;-)
2007-10-05 15:30
Dużo w tym racji, choć ja moją pierwszą klasę i pierwszy tydzień pamiętam nieco inaczej… Dobra, może nie pamiętam pierwszego tygodnia. Zdarzają się wypadki. Ale nie ma co się martwić, potem będzie tylko gorzej.
2007-10-05 15:21
oby nie były gorsze…
2007-10-05 15:07
Coś w tym chyba jest. Cóż... czekać tylko na kolejne teksty.
2007-10-05 14:01
dobry tekst, choć wiem, że będą jeszcze lepsze, jak zawsze ;) wiesz i tak, że lubię czytać co piszesz ;)
2007-10-05 11:11
dużo prawdy w tym jest, jednak pod względem estetycznym i stylistycznym tekst zupełnie przeciętny, na pierwszy rzut oka widać że pisał to ktoś kto dopiero przyszedł do tej szkoły…
ogólnie mogłaś się trochę bardziej przyłożyć, w przyszłości życzę tekstów bardziej merytorycznych.
2007-10-05 08:37
Podoba mi się
2007-10-04 22:33
Się podoba się :) Dużo w tym prawdy. I czy my – licealiści nieco już starsi stażem (2 i 3 kl.) nie mieliśmy w pierwszej klasie podobnych spostrzeżeń? ;>
2007-10-04 22:17
spox text xD