70. sezon NBA - Dywizja Centralna
Przyszła pora na część drugą, nazwijmy to „Skarbu Kibica ligi NBA” na sezon 2015/2016. Dziś postanowiłem przybliżyć wam zespoły i sylwetki najlepszych zawodników z konferencji wschodniej, a jeszcze dokładniej z dywizji centralnej. A zatem w tym tekście znajdziecie garść najświeższych informacji i ocenę szans na mistrzostwo następujących zespołów: Chicago Bulls, Detroit Pistons, Milwaukee Bucks, Cleveland Cavaliers i Indiana Pacers.
Ostatni sezon miał być dla Chicago Bulls przełomowy. Niestety skończyło się jak zwykle, a to za sprawą kontuzja ich lidera Derricka Rose'a. Przyjrzyjmy się zatem rosterowi Byków - PG: Derrick Rose, Aaron Brooks, E'Twaun Moore; SG: Jimmy Butler, Kirk Hinrich; SF: Mike Dunleavy, Tony Snell, Doug McDermott; PF: Pau Gasol, Taj Gibson, Nikola Mirotić; C: Joakim Noah, Bobby Portis.
Po zakończeniu sezonu z drużyną z Chicago pożegnał się trener Tim Thibodeau. Jego miejsce zajął debiutant Fred Hoiberg. Konikiem Tima była defensywa, a zatem nowy szkoleniowiec stanie przed nie lada wyzwaniem, by utrzymać ją na odpowiednim poziomie. Problemem w tej drużynie była zbyt wąska ławka wartościowych zmienników, co przekładało się z reguły na zajechanie przez trenera pierwszej piątki. Spójrzcie dziś na D-Rose, MVP z 2011, od czasu zajechania gra w kratkę (o ile w ogóle gra). Jakby nie patrzeć jego mi jest najbardziej szkoda, bo jego potencjał na bycie Hall of Famerem może być zniweczony przez poważne kontuzje. Kluczem do sukcesu Byków powinna być większa wiara trenerów w umiejętności Nikoli Miroticia. Gdyby w ostatnim sezonie grał częściej, to stanowiłby realne zagrożenie dla Andrewa Wigginsa w wyścigu o nagrodę Rookie of the Year. Hoiberg ma jeszcze jeden nie lada problem. Musi nauczyć grać razem Joakima Noah i Pau Gasola. Nie oszukujmy się, Noah nie jest już dziś takim graczem jakim był wcześniej. Można to wina urazów, jakie go prześladowały w ostatnim sezonie, ale uczciwie trzeba przyznać, że był ledwie cieniem tego Noaha, który w 2014 roku otrzymał nagrodę dla najlepszego obrońcy ligii. Gasol natomiast udowodnił, że jest legendą europejskiej koszykówki. Chyba każdego kibica Lakers boli fakt, że gracz ten musiał przenieść się do Chicago, gdzie ewidentnie przeżywa drugą młodość. Wróćmy jednak do zawodników obwodowych. Hoiberg nie powinien już obarczać rolą lidera D-Rose'a, bo nigdy nie wiadomo, kiedy mu się coś może stać. Generałem parkietu powinien być teraz Jimmy Butler, który w ubiegłym sezonie został uhonorowany nagrodą Most Improved Player (największy postęp). Tylko żeby nie było tak jak z pozostałymi zdobywcami tej nagrody, bo o większości z nich słuch zaginął. Naprawdę ciężko będzie Bykom nawiązać do sukcesów z lat 90., bo Rose nie jest niestety drugim Jordanem, a Butler nie jest drugim Pippenem. Wydaje mi się, że druga runda play-off jest w zasięgu, a przy dobrych wiatrach mogą się pokusić o finał konferencji, chodź patrząc realistycznie to jest to raczej utopia.
Detroit Pistons, to drużyna, która nie będzie się raczej liczyć w stawce zespołów walczących o najwyższe cele. Trudno o tej ekipie coś konkretnego powiedzieć. Pewne jest jedyne to, że do sukcesu z sezonu 2003/2004 jest im dziś bardzo daleko. Zanim wrócimy do przeszłości czas poznać aktualny skład Tłoków - PG: Reggie Jackson, Brandon Jennings, Jodie Meeks; SG: Kentavious Caldwell-Pope, Steve Blake, Spencer Dinwiddie; SF: Anthony Tolliver, Stanley Johnson, Darun Hilliard; PF: Marcus Morris, Ersan Ilyasova, Aron Baynes, C: Andre Drummond, Joel Anthony.
Tak, mnie także większość tych nazwisk nic nie mówi. Starsi kibice pewnie pamiętają jeszcze tych „niegrzecznych chłopców z Detroit”, którzy lubili używać łokci i prowadzili mało higieniczne życie. Sorry, ale ww. nazwiska nijak mają się do legend zespołu, takich jak: Dennis Rodman, Bill Laimbeer, Isiah Thomas i Joe Dumars. Nie roztrząsajmy jednak przeszłości, przyjrzyjmy się temu, co jest teraz. A teraz w Detroit jest jedno wielkie g... Smutne, ale prawdziwe. Drużyna ta ma jednak dwóch zawodników, na których należy zwrócić uwagę. Chodzi mi o Reggiego Jacksona i Andre Drummonda. Ten pierwszy jest najlepszym graczem tego zespołu, a znalazł się tutaj, bo czuł się niedoceniany w Oklahomie, natomiast Drummond jest chyba najbardziej niedocenianym centrem w całej lidze i moim zdaniem powinien spróbować w innym, tzn. lepszym zespole. Zwłaszcza, że jego partner podkoszowy Greg Monroe postanowił przenieść się do zespołu, o którym piszę poniżej.
Pod wodzą Jasona Kidda Milwaukee Bucks przeobrazili się z niegroźnego jelonka Bambi w dorodnego jelenia. To duży progres, jeśli przypomnimy sobie, że w sezonie 2013/2014 zdołali wygrać zgoła 15 meczów, a w play-offach 2015 postawili bardzo trudne warunki drużynie Chicago Bulls. Przyjrzyjmy się zatem tej zacnej młodzieży, która zaczyna coraz bardziej liczyć się w tej lidze - PG: Michael Carter-Williams, Greivis Vasquez, Jerryd Bayless; SG Khris Middleton, OJ Mayo, Rashad Vaughn; SF: Giannis Antentokounmpo, Damien Inglis PF: Jabari Parker, Chris Copeland; C: Greg Monroe, Mason Plumlee, John Henson.
Po ciężkiej kontuzji powraca ponadto Jabari Parker, który stracił niemal cały zeszły sezon. Teraz będzie musiał znaleźć wspólny język z nowym podkoszowym Gregiem Monroe, który w okresie przygotowawczym spisywał się bez zarzutu. Jego głównym atutem są zasłony, które winny pozwolić obwodowym zdobywać łatwe punkty z dystansu. Moim zdaniem najlepszym zawodnikiem Bucksów jest dziś Giannis Antentokounmpo. Jest niesamowicie atletycznie zbudowany i ma fantastycznie ułożoną rękę. Problemem tej drużyny jest natomiast ewidentny brak doświadczenia. Zawodnicy pierwszej piątki mają kolejno 24, 24, 21, 20 i 25 lat. Brakuje mi tu zawodnika, który potrafiłby ze spokojem pokierować poczynaniami tego zespołu. Młodość i brak doświadczenia ma to do siebie, że w decydującym momencie może któremuś z nich zadrżeć ręka. A żeby młody zawodnik mógł unieść to brzemię, musiałby mieć psychikę komandosa (w zasadzie to jej brak). Coś mi się jednak wydaje, że Jason Kidd ma jakiś plan i pewnie przed play-offami w trakcie trade deadline znajdzie kogoś odpowiedniego do tej roli.
A oto jedyny realny kandydat z konferencji wschodniej na Finały NBA. Cleveland Cavaliers to chyba jedyna drużyna ze Wschodu, która ma szanse stawić czoła mistrzom z Zachodu. Do tego ma ich przygotować LeBron James. Nie od dziś jednak wiadomo, że koszykówka to sport drużynowy i sam nic tu nie ugra. Oto kto będzie mu towarzyszył w tym sezonie - PG: Kyrie Irving, Matthew Dellavedova, Mo Williams; SG: JR Smith, Iman Shumpert, Joe Harris, Jared Cunningham; SF LeBron James, Richard Jefferson, James Jones; PF: Kevin Love, Tristan Thompson; C: Timofey Mozgov, Anderson Varejao.
Wszystko by było spoko, gdyby nie fakt, że Cavs przystąpią do nowego sezonu bez dwójki bardzo ważnych dla nich graczy, Kyriego Irvinga i Imana Shumperta. Gorzej wygląda dziś sytuacja Irvinga, którego powrót to jedna wielka niewiadoma. Szkoleniowiec David Blatt ma jednak jakieś wyjście z tej trudnej sytuacji. W ostatnich play-offach całkiem nieźle radził sobie Dellavedova, ale to nie jest ta sama klasa co Kyrie. Na szczęście zdrowy jest już Kevin Love, któremu w zeszłorocznych play-offach Kelly Olynyk z Bostonu prawie wyrwał ramię. Z powodu tych kontuzji Cavaliers mieli trudności w finałach i za cud jakiś należy uznac fakt, że w ogóle tam dotarli. Czapki z głów przed LeBronem, który co by nie mówić dokonał tego niemal w pojedynkę. Po kontuzji powraca również Anderson Varejao, który pewnie będzie musiał pogodzić się z rolą zmiennika Timofeya Mozgova. Choć swoją drogą to powrót tego Brazylijczyka spowodował przejście Perkinsa do Nowego Orleanu. Przyjrzyjmy się jednak Mozgovowi. Rosjanin może uznać ostatni sezon za udany, bo ma dziś niepodważalne miejsce w pierwszej piątce. W ostatniej chwili dogadał się z włodarzami zespołu Tristan Thompson, który został moim zdaniem ewidentnie przepłacony (82 mln $ za 5 lat dla rezerwowego, to gruba przesada). Jest jeszcze jeden drobiazg, o którym David Blatt nie powinien zapominać. On popełnił już raz kuriozalny błąd, robiąc z Love'a zadaniowca, a to jest – nie tylko moim zdaniem - zawodnik klasy AllStar. W obliczu absencji Irvinga będzie zapewne drugą siłą zespołu (oczywiście po LeBronie), ale jak znam życie, to po jego powrocie może zacząć się to, co miało miejsce ostatnio. Jedno jest wszak pewne. Sama obecność LeBrona, za którym skądinąd nie przepadam, daje ekipie z Ohio bardzo dużo. Uważam więc, ze ta ekipa stanowi jedyne realne zagrożenie dla ekipy z Zachodu (tamta konferencja jest de facto zdecydowanie mocniejsza).
I na koniec jedna z bardziej znaczących firm na Wschodzie. Indiana Pacers na pewno nie zaliczy zeszłego sezonu do najlepszych. Wszystko z powodu absencji Paula George'a, który w sierpniu 2014 w makabryczny sposób złamał sobie nogę. Filmik z tego wydarzenia dostępny jest na YouTube, ale jak macie słabą psychikę, to raczej nie oglądajcie. Z powodu jego braku, szefostwo Indiany powinno olać sezon i walczyć o wysoki pick w drafcie. Jak się skończyło? Niewiele zabrakło im do play-offów, w których George był zdrowy. Ale Pacers to nie tylko George. A więc kto jeszcze - PG: George Hill, Rodney Stuckey, Toney Douglas; SG: Monta Ellis, Joseph Young, Glenn Robinson III, SF: CJ Miles, Chase Budinger, Solomon Hill; PF: Paul George, Lavoy Allen, Rakeem Christmas; C: Jordan Hill, Ian Mahinimi, Myles Turner.
PG#13 przez całą karierę był trójką, natomiast w tym sezonie będzie próbowany na pozycji czwórki. Nie oszukujmy się, gra będzie kręcić się wokół niego. Przed kontuzją każdy kibic ze zdumieniem obserwował jego rozwój. Nowym nabytkiem drużyny z Indianapolis został Monta Ellis, który zwiał z lekko podupadającego Dallas. Jest to zawodnik o dużym potencjale ofensywnym. W obronie też coś tam pogra, ale nie jest tak efektywny jak w ataku. Innym graczem, który przybył do tej ekipy jest Jordan Hill. Pojawił się w tej drużynie na zasadzie wymiany z Lakersami (poszedł tam Roy Hibbert). Jako wierny kibic ekipy z Miasta Aniołów cieszę się, że ten wysoki jegomość z dredami wreszcie odszedł (przynajmniej zrobił miejsce w salary cap). Dla Indiany to trochę osłabienie, bo o ile Hibbert był bezużyteczny w ataku i jego gra wywoływała uśmiech politowania, o tyle Hill jest makabryczny. Jedyne co potrafi to zbierać piłki z tablic. Jego zmiennikiem będzie 11. pick tegorocznego draftu czyli Myles Turner. O nim akurat wiem mało, bo zwracam z reguły uwagę tylko na pierwsze 10 picków w Rookie Season. A może mnie czymś zaskoczy (jak Jordan Clarkson)? Tak czy inaczej Indiana miała solidną pakę w sezonie 2013/2014 (byli wtedy pierwsi w konferencji), ale w zeszłym było już bardzo słabo. Teraz powinno być ciut lepiej. Widzę ich w play-offy. A potem się okaże.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?