"Konserwa"- czyli czym jeździmy po okolicach Tarnobrzega
Rodowicz Maryla śpiewała niegdyś: "Wsiąść do… byle jakiego, nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet…". Piosenka podobała się każdemu, kto miał sentyment do ówczesnych, publicznych środków lokomocji. Śpiewana często na festynach i na wieczorkach zapoznawczych lub pożegnalnych dla kuracjuszy, szybko zdobyła popularność. Czy nie zastanowiło Was jednak, dlaczego taki pismak jak ja, śmiał pozostawić wielokropek w cytowanym powyżej zdaniu?
Otóż pozwoliłbym sobie na umieszczenie w tym miejscu zupełnie innych słów. Co powiedzielibyście na to, gdybyśmy mając na uwadze aktualny tabor tarnobrzeskiego PKS wspólnie zanucili "wsiąść znów do rzęcha (tudzież złomu), byle jakiego, nie dbać o bagaż (bo współczesna gospodarka nie darzy naszych rodziców rarytasami), nie dbać o bilet (o zgrozo, a jego cena ciągle rośnie!)"? Może nie brzmi to nazbyt rytmiczne, ale za to doskonale obrazuje to, co dzieje się z naszymi "peksami".
Ktokolwiek do szkoły dojeżdżający jest, ten świetnie zna piętno autobusowych męczarni, bólu niekojących. To nie cytat z Mickiewicza (on na szczęście nie miał okazji jeździć naszymi niebieskimi "perełkami", bo miał rower). Z jakiego powodu znowu się czepiam? Ano z tego, że PRL dawno już za nami, a te rzęchy, jak relikwie jakieś, nadal są w użytkowaniu. Kto nie miał okazji przejechania się nimi, niech nie żałuje i tak jak Mickiewicz wybierze rower. Oczywiście nie chciałbym generalizować, że wszystko, co znajduje się na terenie TBG PKS, to jedynie złom i kupa żelastwa. Kto częstym bywalcem zajezdni, ten wie, że do Przemyśla, Stalowej Woli, Krawców czy Sandomierza kursują całkiem niezłe cacka (pozyskane niedawno niemieckie Volkswageny). Pytam jednak, ile jeszcze lat (bo oczywiście zmiany nigdy nie mogą nastąpić w miarę szybko) pozostałe tarnobrzeskie konserwy kursować będą po tutejszych drogach? Staram się zrozumieć zarząd firmy, który przy każdej okazji zasłania się brakiem pieniędzy (choć obroty PKS wynoszą podobno 8 milionów złotych rocznie!). Nie można jednak, moim zdaniem, wykładać ciągle pieniędzy na remonty tych staroci, które i tak się zepsują! Pewnie powiecie: ciesz się chłopie, że w ogóle masz czym jeździć. Może i tak. Mam czym jeździć - podkreślam jeszcze raz: CZYM – ale mimo to jakoś się z tego cieszyć nie potrafię.
Wsiadając do takiego autobusu, mam zawsze poczucie, jakbym przenosił się w czasie. Nagle przekraczam próg innej rzeczywistości. Gorszej. To jest jak wielokrotne zwiedzania jeżdżącego muzeum, w którym trzeszczą szyby, przecieka dach, wszędzie czuć spaliny, a silnik wyje niemiłosiernie. Może i ma to swoje pozytywne strony, bo przecież po takiej przejażdżce możesz poczuć się jak po wyjściu z dyskoteki (podobne wrażenia – wytrzęsiony, lekko podduszony i całkowicie mokry). Dwa w jednym. Może jestem dziwny, ale mnie to nie kręci i wolałbym unikać takich wrażeń.
Ciekawy jestem niezmiernie, na co idą pozyskane przez firmę pieniądze? Usprawiedliwiam pensje, bo ludzie powinni przecież za swoją pracę godnie zarabiać. Ale na co jeszcze? Na pewno nie na remont dworca. Byliście ostatnio w środku? Tak, tak - chodzi mi o główny budynek, wypełniony odorem dobiegającym z kanalizacji, pełen latającego, tudzież rozmnażającego się ptactwa i poniewierających się wszędzie resztek artykułów żywnościowych - żenada.
Mam nadzieję, że dożyję chwili, w której w Tarnobrzegu pojawi się dworzec na miarę XXI wieku, a zniknie ten z czasu powstawania Centralnego Ośrodka Przemysłowego, bo wspomniany obiekt chluby miastu nie przynosi i jest żadną jego promocją. Dojeżdżający nie liczą na francuskie koronki w oknach, ale chociażby na jakiś niewielki powiew świata. Nie otaczajmy się przeżytkami rodem z głębokiego PRLu. Moja przychylność do tego, co sprawdzone i wypróbowane, nie może przysłaniać perspektyw zastosowanie nowoczesnych rozwiązań. Diabeł tkwi podobno w szczegółach. Nasze "perły" powinny jednak już dawno otrzymać tablice muzealne. A nowoczesność, to komfort. Zadowolony kierowca plus zadowolony pasażer równa się satysfakcjonująca praca przez komfort podróży do potęgi zadowolenia.
Komentarze [16]
2008-10-14 20:43
:D
2008-10-14 19:09
Zrzęda
2008-10-14 08:01
Got Talent :D:D:D
2008-10-14 00:15
Tym razem naprawdę mi się podoba, bardzo ciekawy tekst o jakże bliskiej nam wszystkim tematyce. A nie jakieś tam zdychające kasztanowce. Tak trzymaj Kamil, bo pewnie masz jakiś zalążek talentu ;)
2008-10-12 14:33
Cóż często mam przyjemność pojeździć sobie tym sprzętem na trasie Tarnobrzeg – Nowa Dęba, więc podzielam zdanie autora.
Tym bardziej że ostatnio ‘miłym’ zaskoczeniem był autosan na trasie Tarnobrzeg – Rzeszów. Poza tym, jakoś ostatnio rzadko zdarza się kierowcom rodzimego PKS wyjechać z dworca o czasie, co jest szczególnie uciążliwe dla osób takich jak ja, które mają przesiadki zgrane co do minuty i każde opóźnienie, o tę jedną minute, to dodatkowa godzina czekania, na kolejny kurs ;]
2008-10-12 11:42
krótszy czy dłuższy spacer jeszcze nikomu nie zaszkodził
2008-10-12 11:36
przepraszam, tam miało być MKS, ale nie umiem pisać:P
2008-10-12 11:36
zgadzam się wszytskim co zostało do tej pory napisane i dodam, że z MKDami nie jest lepiej. kiedy pada deszcz radzę nie siadać, bo można sobie pewną część ciała zmoczyć:D
2008-10-11 23:56
Cóż, w poprzednim komentarzu pisałem o dworcu w Krakowie jako o poniekąd chlubnym wyjątku, a pisząc o staruchach, miałem na myśli ten właśnie dworzec. Mam nadzieję, że tym razem wyraziłem się precyzyjnie :)
2008-10-11 19:03
Nie moczo, co ty opowiadasz? Autosanów jest od groma.
2008-10-11 18:15
Dworce, fakt, optymizmem nie napawają. Chociaż na tym tle wyróżnia się dzisiaj Kraków ze swoim dwoma poziomami i 36 stanowiskami dla autobusów. Stary autosan to już prawdziwa rzadkość.
Żeby jednak nie popadać w hurra-optymizm, to powiem, że i tak dworzec choć nowy, nie został zaprojektowany przez ludzi myślących; główna tablica najbliższych odjazdów i przyjazdów znajduje się dokładnie w najwęższym punkcie hali dworcowej, gdzie z resztą też przechodzi najwięcej ludzi – zatrzymać się w tym miejscu i nie być stratowanym przez tłum to prawdziwa sztuka.
2008-10-11 16:17
Oj, znam ten ból… :D
2008-10-11 15:44
a niektórzy takim jelczem muszą smigać 5 dni w tygodniu przez ‘paredziesiąt’tygodni w roku, srednio 1,5 godziny dziennie;p bardzo fajny tekst
2008-10-10 19:35
Zapomniałem o dworcu – Dworzec Zachodni w Warszawie – katastrofa. Dworce w Polsce w ogóle są katastrofą. Ale cóż, taki mamy kraj – dziadostwo, prowizorka i wandalizm, jeśli nie zmienią się ludzie, nie zmieni się też świat materialny – często o tym piszę.
I przepraszam za błędy ortograficzne w poprzednim komentarzu :P