Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

A imię jego czterdzieści i siedem   

Dodano 2008-03-13, w dziale recenzje - archiwum

Jest zwykłym szeptem na ustach śmierci, bo jeżeli woła Ciebie, nigdy się o tym nie dowiesz.. dopóki nie będzie za późno... Następnie znika niczym duch... niczym widmo... legenda.

DEATHDEALER

A imię jego „czterdzieści i siedem”. Nic tak naprawdę nie zapowiadało takiej kariery, dziś niewątpliwie już kultowej serii HITMAN. Wszystko rozpoczęło się w roku 2000, kiedy to w listopadzie (w Polsce w grudniu) ukazało się najnowsze dziecko Eidos Interactive pod niezwykle tajemniczą nazwą Hitman: Codename 47. Pojawienie się tej gry na półkach sklepów wywołało prawdziwy szok. Mogło by się wydawać, że będzie to kolejna z wielu zabijanek, w której głównie będzie chodziło o to, żeby utoczyć przeciwnikowi jak najwięcej krwi. Jednakże bardzo szybko przekonujemy się, że ta gra nie jest jedną z wielu, i że ma ona swoją własną nieśmiertelną duszę.

W grze wcielamy się w postać niezwykłą i unikatową, rodem z najgorszych snów. To istne wcielenie zła i nienawiści. Bohaterem jest postać stworzona na bazie genów warunkujących najdoskonalsze umiejętności, wyselekcjonowanych z kilku osób, a następnie jeszcze bardziej „podrasowanych” przez dyplomowanego specjalistę w dziedzinie nauki o podświadomej kontroli umysłu Otto Wolfganga Ort-Meyera. To on w połowie XX wieku rozpoczął pracę nad klonowaniem człowieka tworząc najdoskonalszą serię 47, która jako pierwsza posiadała wytatuowany na tylnej części głowy swój kod kreskowy. My rozpoczynamy grę jako jeden z tych klonów o numerze 47, który po 30 latach treningów (między innymi zabijania) kończy wszystkie kursy. Na przełomie 1998-1999 roku ucieka z sanatorium i wtedy to dostajemy w swoje władanie nr 47. Wstępujemy do agencji zrzeszającej płatnych zabójców ICA (International Contract Agency – Pol.: "Międzynarodowa Agencja Kontraktów"). Podczas gry przenosimy się w różne miejsca na całym świecie. Odwiedzamy m.in. Chiny, Kolumbię czy Rumunię. Agent 47 ma do dyspozycji wiele rodzajów broni, począwszy od małych (o dość niewielkiej sile rażenia), a skończywszy na śmiercionośnych „odkurzaczach”. Jesteśmy przy tym wplątani w krąg pełen tajemnic, które po kolei odkrywamy i łączymy w kompletną całość. Historia okazuje się krzyżówką o bardzo niespodziewanym zakończeniu… i zarazem początkiem…

Pierwsza część serii Hitman zrobiła wielkie zamieszanie na światowej scenie gier komputerowych. Szybko zgromadziła liczne grono zagorzałych fanów. Jednakże Hitman: Codename 47 nie do końca odzwierciedlał istotę tej historii. Po przejściu kolejnych misji i po wypełnieniu kolejnych zleceń z kałaszem w ręku i całym garniaku we krwi, czuło się pewien niedosyt. Było za łatwo. Brakowało tego klimatu.

Dopiero druga część serii Hitman 2: Silent Assassin wprowadza prawdziwy, tak bardzo oczekiwany klimat płatnego zabójcy. Hitman 2, to już zdecydowanie strzał w dziesiątkę i to nie z byle czego. Wszelkie niedociągnięcia z jedynki zniknęły jak poranna mgła. O stronie technicznej nie ma co wspominać – rewelacja przez duże „R”. Może zaspokoić nawet najbardziej wymagającego gracza. Oprawa muzyczna robi niemałe wrażenie i nie pozostaje nic innego jak pogratulować Jesperowi Kydowi świetnej roboty!

Fabuła drugiej części, to kontynuacja jedynki, do której wprowadza nas bardzo tajemnicze intro. Tobias Reiper, czyli nasz Agent 47, przeszedł na emeryturę, z której będzie musiał jednak szybko zrezygnować. Jak nie przystało na prawdziwego klona Tobias (przybrane imię w agencji) postanawia porzucić swoją pracę i odnowić się moralnie i duchowo. Osadza się w klasztorze na Sycylii, gdzie pracuje jako ogrodnik. Co może wydawać się niewiarygodne, zaprzyjaźnia się tam z księdzem Padro Vittorio, który odtąd staje się jego przewodnikiem duchowym. Jednakże Vittorio zostaje porwany przez sycylijską mafię. 47 ponownie kontaktuje się z Agencją, która zdziwiona, że 47 jeszcze żyje, cieszy się z jego powrotu. Ta postanawia pomóc mu w odnalezieniu przyjaciela, ale za małą przysługę, która wciąga Agenta 47 w kolejną szachownicę, na której nie trudno jest znaleźć się na czarnym polu. Historia ciągnie się dalej, a Agent 47 zaczyna rozumieć, że to już nie są tylko interesy, a prawdziwa walka o przetrwanie.

Odsłona drugiej części gry w 2002 roku przyniosła nam to, czego tak bardzo brakowało w Hitman: Codename 47. Większa różnorodność broni czyni nas naprawdę profesjonalnymi agentami ICA. Już nie chodzi o to, by wytłuc wszystkich, kogo tylko napotkamy na swojej drodze, ale by zrobić to cichutko i likwidować tylko tych, których zdjęcie nosimy przy sobie. Resztę, zamiast zabijać bronią z tłumikiem, możemy uśpić używając np. chloroformu, a jeśli cel znajduje się daleko, zamiast głośnego karabinu snajperskiego możemy wybrać kuszę łowiecką. Trzeba w przebraniu prześlizgnąć się przez kordony złożone z dziesiątek strażników i setek niewinnych ludzi, by ostatecznie po cichu zlikwidować cel patrząc mu prosto w oczy. Po każdej wypełnionej misji Agencja będzie nas oceniać w skali podstępu i agresywności oraz wystawi ostateczna ocenę od perfekcyjnej do masowego mordercy, czy psychopaty. Różnorodność miejsc, to kolejny plus wraz z zachowaniem odrębności kulturowej zamieszkujących tam ludzi. Jeśli jesteśmy w St. Petersburgu, rosyjskie przekleństwa są mile widziane, a chińscy ninja naprawdę niebezpieczni.

Jeśli macie trochę wolnego czasu i nie boicie się uśmiercać patrząc ofierze prosto w oczy i z ironicznym uśmiechem myśleć o następnym zleceniu, to zachęcam was do wcielenia się w postać Agenta 47. Nie pozwólcie by takie cudo świata gier komputerowych przeszło wam koło nosa! Z kolejnymi częściami serii, czyli Hitman 3: Contracts i Hitman: Blood Money, nie udało mi się jeszcze zapoznać. Ale wiem, że pojawia się w nich niezwykle piękna Rosjanka, która oczarowuje naszego bohatera… .

Grafika:

Oceń tekst
Średnia ocena: 5 /23 wszystkich

Komentarze [6]

~anonim
2008-12-16 14:21

k6A3qE <a href=“http://nrblczljvdel.com/”>nrblczljvdel</a>, [url=http://lhxdxbrepulb.com/]lhxdxbrepulb[/url], [link=http://cyotribswmww.com/]cyotribswmww[/link], http://vnswwikeacli.com/

Rybosom
2008-04-07 13:21

Właśnie jest odwrotnie. Filmy zazwyczaj są o wiele słabsze – wszystkie Beowulfy, Doomy czy choćby Super Mario Brothers itp. są beznadziejne i to tylko próby zarobku na znanej marce. Wyjątkiem jest klimatyczny Silent Hill.

Morgana
2008-04-05 22:36

Oj nie w tym wypadku. Film w ogóle nie oddawał klimatu gry. Zezłościł mnie ponadto brak charakterystycznego przekrzywiania głowy.

ddomcia
2008-03-26 09:29

Większosc filmow jest lepsza od gier np Resident evil

~prawie killer
2008-03-14 20:17

Jedynki nie znam, ale w dwójkę grałem. Potwierdzam całkiem fajna gra(przynajmniej wtedy jak w to grałem tak myślałem).
Miło czasem poczytać o rzeczach w które się kiedyś bawiło i wrócić do wspomnień;D

Fleurette
2008-03-13 16:32

Ciekawie, mi się podoba :)
ale niestety nie jestem miłośniczka gier komputerowych stąd zdecydowanie bardziej przemawia do mnie film wyreżyserowany w oparciu o grę i oczywiście pod tym samym tytułem – polecam :)

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 98luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry