Ballada, która mogła skończyć się inaczej
Historia młodzieńczych lat Coriolanusa Snowa, którego kojarzycie zapewne z kultowej serii powieści Suzanne Collins „Igrzyska Śmierci”, to poświęcenie, ambicja i rywalizacja. Dziś nie pamiętam już zbyt dobrze, co mnie podkusiło, by wziąć do ręki "Balladę ptaków i węży”, ale powiem wam, że nie żałuję, bo historia ta pozostawiła na mnie swoje piętno. Przez 522 strony tekstu powieści wnikliwie przyglądałam się działaniom tego bohatera i ciągle było mi trudno pogodzić się z jego wyborami. Tak to już jednak jest, że często mamy ochotę zmieniać życie innych ludzi, bo gdy przyglądamy się im z boku, to potwornie nas irytują. Niestety, na fabuły książek nie mamy wpływu, a swojemu rozczarowaniu możemy dać jedynie wyraz w tekstach takich jak ten.
Suzanne Collins w powieści ,,Ballada ptaków i węży”, czyli kolejnej części cyklu „Igrzyska śmierci” nadal trzyma moim zdaniem wysoki poziom. Autorka zasłynęła wcześniej z cyklu 5 powieści zatytułowanych ,,Kroniki Podziemia” i 3 powieści cyklu "Igrzyska śmierci”. Obie serie stały się również wielkim komercyjnym sukcesem i znalazły się na liście bestsellerów „New York Timesa”, zbierając znakomite recenzje krytyków. A dzięki perfekcyjnie wręcz nakręconym na podstawie tej drugiej serii filmom, zyskała także ogromną sympatię rzeszy kinomanów na całym świecie. Warto jednak wiedzieć, że zanim Collins stworzyła te dwa niezwykłe cykle powieści, pracowała w telewizyjnych programach dla dzieci i wtedy też napisała kilka bajek oraz opowiadań dla najmłodszych, które również cieszyły się sporym zainteresowaniem. Dla stacji Nickelodeon napisała na przykład w latach 90. XX wieku 3 scenariusze: ,,Klarysa wyjaśni wszystko”, „Mały miś” i „Oswald”, a na kanale Minimini można było oglądać jej opowieść o wczesnych latach psa Clifforda. Wspomnę jeszcze o wydanej w 2013 roku książce dla dzieci pt. "Year of the Jungle”, której fabułę oparła na wspomnieniach swego ojca z Wietnamu.
,,Ballada ptaków i węży” Suzanne Collins stanowi prequel wydarzeń znanych nam doskonale z jej trylogii „Igrzyska śmierci”. Autorka opowiada w niej historię nastoletniego Coriolanusa, skupiając się na etapie jego życia, który doprowadził go potem do nieodwracalnej przemiany, i pozwolił mu również po latach cierpień doświadczyć szczęścia, a przynajmniej tego, co on pod tym pojęciem rozumiał. W tej części Coriolanus uczęszcza do najlepszej szkoły średniej, przeznaczonej wyłącznie dla elit mieszkających w Kapitolu. W trakcie ostatniego roku nauki w akademii robi naprawdę wszystko, co tylko się da, by dostać się na uniwersytet, który ma zapewnić mu lepszą przyszłość. Z zażenowaniem możemy obserwować, że wszystko, co on opowiada innym o sobie i swoim rodzie, to tak naprawdę jedna wielka ściema. Każdego dnia bez najmniejszych zahamowań oszukuje swoich szkolnych kolegów oraz nauczycieli, licząc na to, że to doprowadzi go w przyszłości do upragnionej prezydentury. Szkoła chce ułatwiać uczniom osiąganie ich celów, dlatego wdraża właśnie w życie plan Dziesiątych Głodowych Igrzysk w zupełnie nowej odsłonie. Tego roku to najlepsi uczniowie dostają szansę, by zostać mentorami, co wiąże się naturalnie ze zdobyciem wielkiej sławy i pieniężną nagrodą. Młody Snow chce skorzystać z tej szansy. Jest świadom, że jego przyszłość zależy teraz od tego, czy zdoła pokonać innych mentorów. Niestety, ma pecha i zostaje połączony w parę z dziewczyną z Dwunastego Dystryktu, który słynie nędzy. Wbrew początkowym obawom, jego partnerka Lucy Gray okazuje się charyzmatyczną, pełną wdzięku, barwną postacią, zyskującą szybko sympatię innych ludzi. Losy tej dwójki splatają się. Snow doskonale wie, że każda decyzja, jaką teraz podejmie, może zaprowadzić go kiedyś na sam szczyt lub stać się powodem jego ostatecznej klęski. Wie również, że Igrzyska te uwalniają we wszystkich najgorsze instynkty i sprawiają, że bohaterowie podejmują decyzje, których by się po sobie nigdy nie spodziewali...
Gdy czytałam tę książkę, żyłam razem z bohaterami ich problemami i przeżywałam wspólnie z nimi ich traumy. Niektórzy z nich od razu zyskali moją sympatię, choć niekiedy trudno mi było zrozumieć ich decyzje i zaakceptować ich zachowania czy działania. Przez całą powieść obserwowałam również, jak nawet drobne i pozornie mało istotne wydarzenia mogą wpływać na przyszłość i jak bardzo sprytnie przeprowadzana manipulacja może zmieniać ludzi. Byłam też niezwykle zaskoczona, gdy widziałam, jak niewyobrażalnie potrafi namieszać w głowach ludziom również taka, z której świetnie zdawali sobie sprawę. Przekonałam się także, że gdy nawet z moralnego punktu widzenia coś wydaje się być złe, ale zostanie znormalizowane, to ludzie to zaakceptują, tłumacząc sobie, że ich to przecież nie dotyczy. Mało tego uważają, że takie zło ich nigdy w życiu nie dotknie. Odniosłam nawet wrażenie, że cały stworzony przez Suzanne Collins świat pełen jest dwuznaczności, pozorów, obłudy, zła i okrucieństwa, czego najlepiej dowodzi postać Snowa, ubogiego mieszkańca Kapitolu udającego arystokratę. Takie to niewesołe wnioski wyciągnęłam po lekturze tej powieści.
Powieść Suzanne Collins ,,Ballada ptaków i węży” jest doskonale skonstruowana, napisana i bez wątpienia może zachwycać. Nie ma w niej sztuczności i banału, za to przesiąknięta jest drastycznymi scenami i obrazami okrucieństwa, co sprawia z kolei, że smutek nie opuszcza nas ani na chwilę. Mnie pochłonęła całkowicie i sprawiła, że moim jedynym marzeniem było przenikniecie do tego niezwykłego, choć tak bardzo bliskiego naszej rzeczywistości świata. Niestety, zakończenie odczułam boleśnie. Jeśli jednak szukacie czegoś intrygującego, trochę przerażającego, ale jedynego w swoim rodzaju i chcecie zastanowić się poważnie nad swoimi życiowymi priorytetami, to polecam wam tę powieść. A tych, którzy znają już całą trylogię „Igrzyska śmierci”, zapewniam, że znajdą tu odpowiedzi na niektóre pytania, które dręczyły ich po zakończonej lekturze głównego cyklu.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?