Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Bez wyjścia   

Dodano 2006-03-13, w dziale opowiadania - archiwum

W cichej, upajającej muzyce, moje prywatne cztery ściany zdawały się rozbrzmiewać tysiącem różnobarwnych dźwięków, które układały się zadziwiająco symetrycznie w stada ciekawskich motyli. Siedząc, obserwowałam, jak wydobywają się ze swoich ciasnych kokonów, powoli, trochę niesfornie, rozwijały skrzydła, strzepując jednocześnie pył poprzedniego stanu bytowania. Wzlatywały lekko ku swoim towarzyszom. Piękno, a zarazem ich kruchość, zdawała się równocześnie przerażać i zachwycać. W zwykłości mojego ja obraz ten wirował i dotykał każdej najmniejszej jego części. Fantastyczne echo wszystkich pozornych, głupich wzruszeń, które teraz nasilały się, rodziło się w nicości, by wreszcie wydostać się na powierzchnię przybranej maski aktorskiej i choć na chwilę odkształcić jej idealny zarys. Nagle zapanowała nieznośna cisza, wszystko zaczęło się kurczyć i powracać na swoje pierwotne miejsce.

Osoba w fotelu szybko stłumiła przejaw inności i z przykrością stwierdziła, że prąd wysiadł. Zerknięcie na kalendarz, no tak, dziś już dwudziesty piąty, na szarą rzeczywistość przekładając, pan Edziu z sąsiedztwa właśnie kombinuje, jak dobrnąć do pierwszego, żeby trochę podkraść współlokatorom dobrodziejstwa w postaci prądu, a jednocześnie zaoszczędzić parę złotych. Wielokrotnie była uczestniczką burd urządzanych z tego powodu biednemu człowieczynie, ale w końcu dała sobie spokój. Cóż takie czasy, nerwy jak pieniądze - oszczędzać trzeba. Spojrzała z niechęcią na zaśmiecone papierami biurko, na którym leżało kremowe zaproszenie z koślawo wypisanymi literami na spektakl teatralny. Trzeba przyznać, że szefowa ma raz na jakiś czas przejaw większej litości dla umęczonych podopiecznych i serwuje im porcję, jak to mawiają - uwrażliwiania prozaicznego wnętrza przeciętnego zjadacza chleba. Początkowo wcale nie miała ochoty na to wyjście, ale z drugiej strony kolejny wieczór spędzony w towarzystwie kota Lucjana, z filiżanką kawy i jakimś pospolitym romansidłem w dłoni, napawał ją lekkim obrzydzeniem.

Odkąd sięgam pamięcią zawsze była gdzieś obok mnie. Wyprzedzała moje myśli z prędkością światła, odgadywała je, zniekształcała, ale nie wpływała w żaden destrukcyjny sposób na mój instynkt samozachowawczy i wrodzone maniery ułożonego człowieka. Czasem z pokorą siedziała cichuteńko, jak to zwykła robić przysłowiowa mysz pod miotłą, zdarzały się jednak dni, kiedy sama próbowała przedstawić wszystkim (często w mało elegancki sposób) swój punkt widzenia. Jej odczucia były całkiem rozbieżne z moimi. Nieustannie prowadziłyśmy ze sobą walkę na argumenty i przeważnie to ja w mojej słabości stawałam na stanowisku przegranej, ale jednocześnie sprawowałam nad nią władzę i nigdy nie dawałam dojść do głosu. Patrzyła wtedy z wyrzutem w moje oczy od wewnętrznej strony nijakiej soczewki i zazwyczaj malała, aby gdzieś tam głęboko szykować się do kolejnych ataków na moją osobę. Spierzchnięte usta mówią tylko z uporczywością maniaka, że muszę całym jestestwem udawać. Skazaniec - człowiek, twoja i moja przeciętność, bo jest nam łatwiej, czyż nie?

Spektakl zaczął się o godzinie dwudziestej, była to jakaś wątpliwego pochodzenia i jakości współczesna sztuka, której nie rozumiała i nawet nie starała się zrozumieć. Dziwni, słabi aktorzy, których nie było w ogóle słychać, grali w teatr wyimaginowanego życia, chcąc swoimi słabymi ciałami, przekazać jakiś pseudogłęboki sens, którego sami nie byli w stanie pojąć. Nagle szum w uszach, ciemność połączona z ostrymi światłami sceny zdawała się zlewać w ogromny, oślepiający kształt. Zniknęli widzowie i aktorzy, pozostała tylko ona sama jedna i niemy krzyk wydostał się z gardła, aby rozbrzmieć z potężną siłą na całe pomieszczenie, tak, że nawet zamarły z przestrachu pająk, przestał na chwilę snuć misterną, mglistą pajęczynę. Oczy nabrały tysiąca kolorów i zdawały się prześwietlać myśli obcych ludzi, którzy sami siedzieli w bezruchu, z oczyma bezsensownie szukającymi wyjścia w fantastycznym świecie odgrywanym na deskach sceny. Wyszła, a za nią pobiegła znienawidzona ona w gigantycznych rozmiarach, której wreszcie pozwoliła przemówić i po krótkim namyśle stwierdziła, że wcale tego nie żałuje.

Uśmiechnęła się lekko. W zgodzie ze sobą poszły ramię w ramię na poszukiwanie upragnionej Wolności.

Oceń tekst
Średnia ocena: 0 /0 wszystkich

Komentarze [4]

~Domcia
2006-03-20 23:00

Ja również :)

~Mara
2006-03-15 18:08

i może kiedyś tak…ma taką nadzieję.

~Domcia
2006-03-15 12:52

I oby tę wolność odnalazła…

DE
2006-03-13 17:29

ale jestem glupi.

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Komso 31komso
Artemis 25artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry