Bez wyjścia
W cichej, upajającej muzyce, moje prywatne cztery ściany zdawały się rozbrzmiewać tysiącem różnobarwnych dźwięków, które układały się zadziwiająco symetrycznie w stada ciekawskich motyli. Siedząc, obserwowałam, jak wydobywają się ze swoich ciasnych kokonów, powoli, trochę niesfornie, rozwijały skrzydła, strzepując jednocześnie pył poprzedniego stanu bytowania. Wzlatywały lekko ku swoim towarzyszom. Piękno, a zarazem ich kruchość, zdawała się równocześnie przerażać i zachwycać. W zwykłości mojego ja obraz ten wirował i dotykał każdej najmniejszej jego części. Fantastyczne echo wszystkich pozornych, głupich wzruszeń, które teraz nasilały się, rodziło się w nicości, by wreszcie wydostać się na powierzchnię przybranej maski aktorskiej i choć na chwilę odkształcić jej idealny zarys. Nagle zapanowała nieznośna cisza, wszystko zaczęło się kurczyć i powracać na swoje pierwotne miejsce.
Osoba w fotelu szybko stłumiła przejaw inności i z przykrością stwierdziła, że prąd wysiadł. Zerknięcie na kalendarz, no tak, dziś już dwudziesty piąty, na szarą rzeczywistość przekładając, pan Edziu z sąsiedztwa właśnie kombinuje, jak dobrnąć do pierwszego, żeby trochę podkraść współlokatorom dobrodziejstwa w postaci prądu, a jednocześnie zaoszczędzić parę złotych. Wielokrotnie była uczestniczką burd urządzanych z tego powodu biednemu człowieczynie, ale w końcu dała sobie spokój. Cóż takie czasy, nerwy jak pieniądze - oszczędzać trzeba. Spojrzała z niechęcią na zaśmiecone papierami biurko, na którym leżało kremowe zaproszenie z koślawo wypisanymi literami na spektakl teatralny. Trzeba przyznać, że szefowa ma raz na jakiś czas przejaw większej litości dla umęczonych podopiecznych i serwuje im porcję, jak to mawiają - uwrażliwiania prozaicznego wnętrza przeciętnego zjadacza chleba. Początkowo wcale nie miała ochoty na to wyjście, ale z drugiej strony kolejny wieczór spędzony w towarzystwie kota Lucjana, z filiżanką kawy i jakimś pospolitym romansidłem w dłoni, napawał ją lekkim obrzydzeniem.
Odkąd sięgam pamięcią zawsze była gdzieś obok mnie. Wyprzedzała moje myśli z prędkością światła, odgadywała je, zniekształcała, ale nie wpływała w żaden destrukcyjny sposób na mój instynkt samozachowawczy i wrodzone maniery ułożonego człowieka. Czasem z pokorą siedziała cichuteńko, jak to zwykła robić przysłowiowa mysz pod miotłą, zdarzały się jednak dni, kiedy sama próbowała przedstawić wszystkim (często w mało elegancki sposób) swój punkt widzenia. Jej odczucia były całkiem rozbieżne z moimi. Nieustannie prowadziłyśmy ze sobą walkę na argumenty i przeważnie to ja w mojej słabości stawałam na stanowisku przegranej, ale jednocześnie sprawowałam nad nią władzę i nigdy nie dawałam dojść do głosu. Patrzyła wtedy z wyrzutem w moje oczy od wewnętrznej strony nijakiej soczewki i zazwyczaj malała, aby gdzieś tam głęboko szykować się do kolejnych ataków na moją osobę. Spierzchnięte usta mówią tylko z uporczywością maniaka, że muszę całym jestestwem udawać. Skazaniec - człowiek, twoja i moja przeciętność, bo jest nam łatwiej, czyż nie?
Spektakl zaczął się o godzinie dwudziestej, była to jakaś wątpliwego pochodzenia i jakości współczesna sztuka, której nie rozumiała i nawet nie starała się zrozumieć. Dziwni, słabi aktorzy, których nie było w ogóle słychać, grali w teatr wyimaginowanego życia, chcąc swoimi słabymi ciałami, przekazać jakiś pseudogłęboki sens, którego sami nie byli w stanie pojąć. Nagle szum w uszach, ciemność połączona z ostrymi światłami sceny zdawała się zlewać w ogromny, oślepiający kształt. Zniknęli widzowie i aktorzy, pozostała tylko ona sama jedna i niemy krzyk wydostał się z gardła, aby rozbrzmieć z potężną siłą na całe pomieszczenie, tak, że nawet zamarły z przestrachu pająk, przestał na chwilę snuć misterną, mglistą pajęczynę. Oczy nabrały tysiąca kolorów i zdawały się prześwietlać myśli obcych ludzi, którzy sami siedzieli w bezruchu, z oczyma bezsensownie szukającymi wyjścia w fantastycznym świecie odgrywanym na deskach sceny. Wyszła, a za nią pobiegła znienawidzona ona w gigantycznych rozmiarach, której wreszcie pozwoliła przemówić i po krótkim namyśle stwierdziła, że wcale tego nie żałuje.
Uśmiechnęła się lekko. W zgodzie ze sobą poszły ramię w ramię na poszukiwanie upragnionej Wolności.
Komentarze [4]
2006-03-20 23:00
Ja również :)
2006-03-15 18:08
i może kiedyś tak…ma taką nadzieję.
2006-03-15 12:52
I oby tę wolność odnalazła…
2006-03-13 17:29
ale jestem glupi.
- 1