Bezimienny
Był czarny. Tak niesamowicie czarny, że odcinał się ciemną plamą na tle atramentowej nocy. A na dodatek był diabłem. Ów fakt, niewątpliwie bardzo przydatny pod względem różnych magicznych ciekawostek, stanowił dla niego źródło kompleksów. Oczywiście mógł zmienić wygląd, co zresztą robił nagminnie. Ale czasami, jego prawdziwe kształty wymykały się spod kontroli. Wyobraźcie sobie jego przerażenie, kiedy idąc ulicą zauważył w oszklonych wystawach kawałek czarnego chwosta wystającego spod płaszcza albo dziwnie wysoko uniesiony kapelusz. Zimny pot spływał mu po plecach, kiedy korygował owe wybryki swego diabelskiego „ja”. Utrzymywał się z pisania powieści historycznych i rzeźbiarstwa. Jego książki ukazywały okrutne oblicze ludzkości, a rzeźby były aniołami o wykrzywionych z nienawiści twarzach.
Mieszkał w małym domku na przedmieściach, położonym w głębi zdziczałego ogrodu. Oprócz kompleksów na tle diabelskiego wyglądu, miał jeszcze inny problem. Nie miał imienia...
Diabły z reguły nie miewają imion. Jest to całkowicie normalne, jako że nikt chrztu diabłu nie udzieli. Sam diabeł przybierał różnorakie imiona typu Lucyfer, Belzebub, Szatan, Zły, zmieniając je tak często, jak postacie i rękawiczki. Nie zmieniało to jednak faktu, iż nadal był istotą bezimienną. Przywłaszczał sobie różne nazwiska, lecz wciąż czuł niedosyt, kiedy słyszał ludzi przedstawiających się na ulicy.
Jego misja była typowo diabelska. Chodził po ulicach i upewniał się, że ludzie żyjący na tym świecie są już tak „diabelscy”, jak sam diabeł. Codziennie potykał się o pijaków w bramie, rozmawiał z hochsztaplerami i bankierami, mijał goniących za pieniędzmi dorobkiewiczów, bandytów i gwałcicieli, pisarzy i myślicieli szerzących anarchie i ateizm, i... uśmiechał się do siebie.
Co dzień rzucał komuś słówko, podsycał chciwość i rzeźbił okrutne anioły. Co dzień też stawał przed dużym, kryształowym lustrem w swoim pokoju, które odbijało jego prawdziwą postać z kosmatym ogonem i pustymi, bezdennymi oczami, w których igrał ogień. Co dzień oczekiwał, że powierzchnia lustra zmatowieje i on powróci w otchłań, z której się wywodzi. Ale nic się nie działo. Bezimienny diabeł zaciskał usta i bez ruchu wpatrywał się w migocący płomień świecy, dopóki świt nie zabarwił nieba na różowo. Wtedy przybierał postać wysokiego bruneta o niebieskich oczach dziecka i anielskim uśmiechu. Ubierał się i wychodził na spacer. W niedzielę chodził do kościoła, słuchał politycznych kazań wygłaszanych z ambony i z rozbawieniem patrzył na twarze znudzonych ludzi. Upewniał się, że już gorzej być nie może. Wszystko zmierzało ku złemu...
Komentarze [10]
2006-03-30 15:12
bije mi (dalej i wciąż)
2006-03-30 15:11
co za radośc :D z możliwosci :D wstawiania :D radosnych :D emotikon :D ;) :P :) (uwaga trzykropek) ...praFda, że fajnie sobie tak poemotikonic…oooo literka CI mnie opuściła…buuu ;(
2006-03-26 16:00
pełna uznania za podpisanie się! :P:P:P
2006-03-25 23:59
porazka.
2006-03-25 20:09
wiesz Solarii bo to jest tak.. że gdyby podpisali się imieniem lub ksywa ogólnie kojarzoną to niedaj boże potem mogliby się narazić na spojrzenie prosto w oczy od autorki.. :/ masz rację.. porażka ale mówi to tylko o tym, że sami nie zgadzają się ze swoją krytyką skoro nie są wstanie się pod nią normalnie podpisać :]
2006-03-25 19:04
Najbardziej mnie ciekawilo to, że osoby krytykujące podpisują się “anonim”- wg mnie to to walsnie jest porazka.
Tekst bardzo dobry
2006-03-25 17:00
porażka
2006-03-25 14:26
Mi również się podoba :)
2006-03-24 17:09
no taka faza… jak juz kiedys chyba mowilam bezapelacyjnie powinnas wygrac konursik na the best dziennikarza :) pozdro
2006-03-24 09:45
no i jak zwykle.. podba mi się.. śmieszne tylko – ja o Aniołach.. Ty o Diabłach :) “analizując”..w 100% zgadzam się z ostatniom zdaniem tego tekstu..
- 1