Bohater?
Janek Mela to prawdziwa ikona świata niepełnosprawnych. Wszyscy go chyba znamy, bo przez ostatnie lata uczono o nim nawet w szkole podstawowej. Do dziś pamiętam czytankę poświęconą właśnie jemu. Precyzyjnie mówiąc był to niezwykle wzruszający opis wyczynu, jakiego dokonał. Ten pozbawiony ręki i nogi nastoletni chłopak, pokazał ogromny hart ducha i udowodnił, że niepełnosprawność wcale nie musi oznaczać wykluczenia bądź niemożliwości spełniania marzeń.
Wtedy, większość z nas, dzieci, patrzyła na niego jak na bohatera, którego los wyjątkowo brutalnie doświadczył, a mimo to dokonał czegoś naprawdę niezwykłego - zdobył oba bieguny Ziemi. Był dla nas prawdziwym bohaterem. Dorastaliśmy wraz z nim i chcąc nie chcąc nasza ocena tej postaci z czasem ulegała pewnej zmianie. Wielu z nas zaczęło się zastanawiać, czy naprawdę zasługuje on na miano bohatera? Mnie również nie ominęła ta refleksja.
Gdy doszło do wypadku, Janek miał 14 lat. To wystarczająco dużo, by rozumieć symbole oznaczające śmiertelne niebezpieczeństwo, czyhające np. za drzwiami transformatorowni. Mimo niewątpliwej świadomości zagrożenia, Janek (będąc osobą nieuprawnioną) wszedł jednak nielegalnie do tego pomieszczenia i to w czasie opadów deszczu. Rezultat tej jego lekkomyślnej i krańcowo nieodpowiedzialnej wizyty był raczej przewidywalny. I tak też się stało. Doszło do koszmarnego wypadku, porażenia prądem, w wyniku którego Jasiek stracił prawe przedramię i lewe podudzie, a jego rodzice prawie natychmiast wytoczyli proces spółce „Energa”, do której transformatorownia należała. Po kilku rozprawach, zapadł wyrok sądowy, który okazał się być dla chłopaka i jego rodziców korzystny. Spółka Energa została zobligowana do wypłacenia Jankowi 233 tysięcy złotych odszkodowania, co też uczyniła. Sąd orzekł również, że poszkodowany będzie dostawał dodatkowo miesięczną rentę w wysokości 2 tysięcy złotych. Okazało się jednak, że rodzice Janka oczekiwali znacznie więcej. Z informacji, które udało mi się znaleźć w sieci, wiem, że zażądali od wspomnianej spółki energetycznej 400 tysięcy, argumentując, że dopiero za taką kwotę uda się im zakupić dla chłopca nowoczesne protezy. Tak duża kwota nie została im jednak wypłacona, gdyż sąd w dwudziestu pięciu procentach obarczył winą za zaistniały wypadek samego poszkodowanego. Nie wiem, jak wy to oceniacie, ale moim zdaniem sąd potraktował Janka naprawdę bardzo łagodnie. Oczywiście mam świadomość, że na decyzję sądu z pewnością duży wpływ miała skrucha wyrażona przez samego Janka, jego bardzo młody wiek i charakterystyczna dla tegoż wieku lekkomyślność i nieodpowiedzialność. Mnie jednak ta argumentacja nie za bardzo przekonuje, za to oskarżenia kierowane wobec spółki Energa wydają mi się być niedorzecznie. Kwestia „niewłaściwego zabezpieczenia obiektu” to jakiś absurd. Niby jak należało to zrobić inaczej? Czy każda transformatorownia powinna być według sądu otoczona zasiekami i przy każdej winien stać strażnik z bronią gotową do strzału? Według mnie symbol czaszki z piorunem, który umieszcza się zwyczajowo w pobliżu takich obiektów wystarczająco przemawia do wyobraźni, której Jankowi najwyraźniej wtedy po prostu zabrakło. A może zabrakło jej również jego rodzicom? Nie wiem jak było w waszych domach, ale mnie od dziecka uczono, że nie należy igrać z niebezpieczeństwem, a już szczególnie bawić się w pobliżu instalacji oznaczonych groźnymi symbolami. Czyżby rodzice Jaśka tego nie zrobili? Czyżby o tym zapomnieli? Nie wiem i nie chcę ich oceniać. Natomiast spółka Energa była według mnie zupełnie niewinna i nie przyłożyła ręki do tej niewątpliwej tragedii.
Jest rok 2004. Z pomocą długiej listy sponsorów, szesnastoletni Janek Mela wraz z Markiem Kamińskim, doświadczonym polarnikiem, dociera do obu biegunów Ziemi. Okupione wielkim wysiłkiem i nie mniejszymi pieniędzmi wyprawy, rozpoczynają nowe życie chłopca. Staje się osobą publiczną, bohaterem i wzorem do naśladowania dla niepełnosprawnych. Krótko mówiąc, staje się sławny i rozpoznawalny. Czy jednak to jego bohaterstwo nie zostało nazbyt wyolbrzymione? Nie chcę być źle zrozumiany, ale według mnie, to, czego Jasiek dokonał w roku 2004, nie było niczym specjalnie niezwykłym. W końcu wędrował pod czujnym okiem bardzo doświadczonego polarnika, którego głównym zadaniem było pilnowanie, by Janek cały i zdrowy dotarł do celu. Nie zapominajmy także i o tym, że nasz bohater miał już wtedy nowoczesne protezy, które pozwalały mu się w miarę normalnie przemieszczać. Oczywiście żaden kawałek tworzywa sztucznego nie zastąpi własnej kończyny, jednak nie przypominam sobie, aby jakoś specjalnie utyskiwał wówczas na tę swoją niepełnosprawność. Nie wydaje mi się także, aby był on jakoś bardziej sprawny fizycznie od przeciętnego rówieśnika (faktem naturalnie jest, że do obu wypraw się przygotowywał). Jestem więc przekonany, że gros jego rówieśników, po odpowiednim treningu, pokonałaby te trasy równie szybko i sprawnie jak on. Przykład Janka dowodzi więc tylko tego, że nie trzeba być nie wiadomo jak sprawnym fizycznie, by dokonać czegoś tak na swój sposób niezwykłego. Potrzebna jest determinacja w dążeniu do celu, której nie można mu było odmówić, no i przede wszystkim sporo kasy, czego przeciętny nastolatek raczej nie posiada.
Po roku 2004 Jasiek założył fundację „Poza Horyzonty”, która pomaga spełniać marzenia innym niepełnosprawnym oraz odbył jeszcze trzy kolejne wyprawy. W roku 2008 zdobył Kilimandżaro, w 2009 wszedł na Elbrus (najwyższy szczyt Kaukazu), a w 2010 wspiął się na ponad kilometrową ścianę skalną „El Captain” w Kalifornii. W tych wyprawach wzięli udział także inni niepełnosprawni, dzięki czemu Jasiek po raz kolejny udowodnił, że takie wyczyny są możliwe dla każdego. Teraz, gdy jest już dorosłym facetem, jego działania pozostawiają jednak u niektórych pewien niesmak. Wystarczy poszperać przez chwilę w Internecie, by dowiedzieć się, że lubi poimprezować i nie jest już tak skromną osobę, jaką był przed laty. Nie zapominajmy jednak, że Janek jest tylko człowiekiem. To, że jest niepełnosprawny i ma na koncie tyle znaczących osiągnięć, nie musi przecież oznaczać, że ma być też święty. Wielu ludzi zarzuca mu jednak tzw. „medialne zezwierzęcenie”. Coś w tym jest. Mela doskonale czuje się na salonach, co potwierdzają liczne fotografie i filmiki dostępne w sieci.
Media zaczęły karmić się jego osobą po powrocie z wyprawy w roku 2004. Fachowcy od telewizyjnego marketingu dostrzegli w nim potencjalne źródło pieniędzy, które będzie można zarobić na emisji różnych programów i reklam z nim. Ten komercyjny sęp lata za Melą zresztą do dziś, czego dowodem może być chociażby jego nieoczekiwany udział w programie „Taniec z Gwiazdami”. Jak sama nazwa wskazuje, program ten przeznaczony jest dla różnej maści gwiazdorów i celebrytów, ale jak widać Meli to na początku nie przeszkadzało. Dopiero gdy opuścił program, mocno skrytykował w mediach tych, którzy próbowali zrobić z niego celebrytę. A więc może jednak Jan Mela to nie jest takie typowe medialne zwierze?
Gdy myślę o tym wypadku Meli i wszystkich tych wyprawach, jakie odbył, odnoszę wrażenie, że w gruncie rzeczy Jan to wielki szczęściarz. Wypadek otworzył mu nowe perspektywy, dał ciekawsze życie i nie oszukujmy się pieniądze. Do końca życia będzie pobierał rentę i zarabiał na milion różnych sposobów. Ilu ludzi o podobnym stopniu niepełnosprawności może pochwalić się takim życiem? Dla mnie to niesprawiedliwość, której na pewno nie on jest jednak winien. Irytuje mnie mimo wszystko fakt, że ten młody człowiek, który z własnej głupoty zrobił sobie krzywdę, może teraz spełniać swoje marzenia, podczas gdy tysiące innych niepełnosprawnych nie ma często z czego żyć. Czy oni nie zasługują na to, by tak jak Mela móc spełniać swoje marzenia? Jakie trzeba spełnić kryteria, by otrzymać od losu taką szansę? A co z tymi mężczyznami, którzy stracili kończyny podczas wykonywania pracy, a mimo to muszą udowadniać w takich instytucjach jak ZUS, że są niepełnosprawni i należy im się jakakolwiek renta. Co z tymi dziećmi, które straciły sprawność w wyniku wypadków samochodowych? Co z ludźmi dotkniętymi różnymi wrodzonymi wadami ciała, które nie dają im szansy na normalne funkcjonowanie? Czy oni nie mają marzeń? Czym wyróżnił się Janek Mela, że on taką szansę dostał? To trudne pytania, ale i ogromnie istotne. Gdy dziś patrzę na Janka przez pryzmat tych niezauważalnych dla mediów, a wspomnianych przeze mnie ludzkich tragedii, zaczynam skłaniać się ku przekonaniu, że nie jest on jednak bohaterem. Jest bez wątpienia człowiekiem, który w życiu osiągnął wiele i na pewno zasługuje na szacunek za to, czego dokonał. Według mnie, prawdziwym bohaterem jest natomiast człowiek jeżdżący na rozklekotanym wózku inwalidzkim, dla którego każdy dzień jest jak zdobywanie bieguna, a każdy stopień schodów wysoki jak Kilimandżaro.
Grafika:
Komentarze [6]
2015-02-03 20:14
Wina koncernu energetycznego w tej sprawie jest zapewne bezdyskusyjna – brak przewidzianych przepisami zabezpieczeń. Domyślam się, że tak właśnie było, skoro czternastolatek bez trudu dostał się do wnętrza transformatorowni. Poszkodowanego współwina też jest bezdyskusyjna – przeciętnie inteligentny czternastolatek wie, że prąd jest niebezpieczny i umie przeczytać tabliczkę z zakazem wstępu.
A Mela jest medialny – młody, nie odpycha wyglądem, umie budować zdania złożone i wybrał sobie dość nietypowy modus vivendi.
A czy ma przy tym w życiu pod górkę? Myślę, że większość zdrowych i niegłupich ludzi ma w życiu dużo bardziej pod górkę od niego.
2015-02-03 19:48
Mama mi nie pozwalała wychodzić.
2015-02-03 17:21
Proszę cię, nigdy nie byłeś poza domem w trakcie burzy? xD
2015-02-02 12:50
Mela to sprawny niepełnosprawny tak na prawdę. Co do wchodzenia do transformatora to jaki by to powód nie był to i tak był głupi.
2015-02-02 10:40
Ale co? On się tam chciał schować przed tym deszczem? Czy wlazł tak o? Co robił poza domem w trakcie burzy?
Poza tym, trochę to dziwnie wygląda, gdy o osobie, która ma tytuł najmłodszego zdobywcy obu biegunów w jednym roku mówi się, że jest niepełnosprawna.
2015-02-02 10:16
>miej naście-lat
>deszcz z piorunami, burza
>pomysł wspaniały – wlezę do transformatora
- 1