Być jak Coco Rocha!
Korytarzem naszego „Kopernika” idzie piękna, rudowłosa dziewczyna. Jest wyprostowana, ma odważne spojrzenie. – Ej, kto to? – No, jak to kto! Nie wiesz?! To przecież ta modelka, Klaudia Kominek! – Woow, to ona? – Ej, to może zaprosimy ją do naszego redakcyjnego „akwarium” i zaproponujmy jej wywiad? I stało się!
Ginger & Kylie: Cześć. Jesteś uczennicą tarnobrzeskiego „Kopernika”, ale chyba niewiele osób wie o tym, że jesteś też profesjonalną modelką i to z określonym już dorobkiem. Mogłabyś nam opowiedzieć o swoich początkach w tej profesji?
Klaudia Kominek: Wszystko zaczęło się w trzeciej klasie gimnazjum, kiedy koleżanka, z którą obecnie chodzę do klasy, zapytała mnie, czy nie chciałabym wziąć udziału w sesji zdjęciowej. Podsunęła mi również pomysł założenia sobie konta na serwisie maxmodels.pl. Po krótkim namyśle doszłam do wniosku, że powinnam spróbować, skoro sprawia mi to przyjemność. Na początku było trudno. Zgłosiłam się do agencji, na której bardzo mi zależało, niemniej moja kandydatura została odrzucona. W między czasie zostałam jednak zaproszona na spotkanie z zupełnie inną agencją. Pojechałam na mój pierwszy casting w życiu. Byłam przerażona i cała się trzęsłam. Zmierzono mnie, zrobiono polaroidy (zdjęcia, które prezentują modelkę bez makijażu, bez żadnego pozowania oraz bez wymyślnych fryzur, muszą dobrze pokazywać twarz oraz figurę modelki - przyp. red.), poinstruowano w kwestii odżywiania, zalecono określone ćwiczenia. Po osiągnięciu odpowiednich wymiarów, miałam się do nich zgłosić ponownie. Nie zrobiłam tego jednak. Za to wysłałam swój profil (ze świeżutkimi polaroidami) do agencji, do której próbowałam się dostać na początku. Ku mojemu zaskoczeniu po trzech minutach zadzwoniła do mnie szefowa tejże agencji i powiedziała, że chce się ze mną osobiście spotkać. Popłakałam się ze szczęścia. Moja obecna agencja nazywana jest przez jej założycielkę "agencją dziwolągów" i skupia osoby o oryginalnych typach urody, trudnych do spotkania na ulicy. W moim przypadku przeważyły chyba rude włosy. To dzięki nim zaczęła się najprawdopodobniej ta moja przygoda z modelingiem.
G&K: A jak wygląda taki Twój typowy dzień w pracy?
KK: Wstaję rano, łapię taksówkę lub metro, ewentualnie zostaję podwieziona (wszystko zależy od agencji i kraju, w którym się znajduję) i spotykam się z pracodawcą. W studiu robią mi makijaż, który trwa około godziny, półtorej i zaczynamy. Długość mojej pracy zależy od ilości outfitów, czyli stylizacji, plus ewentualnych zmian w charakteryzacji. Taka sesja trwa zazwyczaj od 4 do 8 godzin, choć czasami zdarza się, że może potrwać i cały dzień. W Chinach jest tak, że często musiałam się mocno uwijać, aby w pięć godzin zrobić 350 stylizacji. To wygląda mniej więcej tak: ubierasz to na siebie, dziesięć póz i zmiana. Ponownie ubierasz to na siebie, dziesięć póz i zmiana. Nie ma czasu zastanawiać się jaka poza wyglądałaby najlepiej. To jest rutyna. Dookoła ciebie biega w tym czasie z 10 osób, ciągle coś zmieniających, często niezadowolonych, krzyczących (właściwie to trudno jest znaleźć Chińczyka, który naprawdę wie, czego chce). Dla kontrastu, w Japonii wszystko robione jest na spokojnie. Z reguły robimy około 50 outfitów, team zawsze jest miły, wszystko jest dopracowane, a klient świetnie wie, czego chce. Różnica pomiędzy tymi dwoma miejscami jest ogromna.
G&K: Nie idziesz do pracy w konkretne miejsce, bo ono zmienia się w zależności od potrzeb sesji - prawda?
KK: Tak, wszystko jest zależne od pracodawcy.
G&K: A masz wpływ na to, w jakiej wystąpisz charakteryzacji i w jakich pozach?
KK: Niestety, nie. Makijaż i fryzurę określa zleceniodawca, ewentualne poprawki wychodzą w toku pracy. Rzadko zdarza się, że coś w charakteryzacji twarzy lub fryzury jest nie tak. Jeżeli już dochodzi do sytuacji, że nie do końca się w tym czuję, to pokazuje im niedociągnięcia i z reguły na moją prośbą właściwe osoby eliminują owe "usterki". A jeśli chodzi o pozy, to fotograf na początku takiej sesji stara się z grubsza nakreślić kryteria pozowania, konkretyzując w ten sposób oczekiwania zleceniodawcy.
G&K: Słyszałyśmy, że sesje, w których brałaś dotąd udział, miały głównie miejsce na Dalekim Wschodzie?
KK: Tak. Jestem modelką typowo komercyjną, a najlepszym rynkiem pracy dla mnie jest rynek azjatycki. Niemniej jednak chciałabym spróbować też czegoś innego. To znaczy chciałabym spróbować swych sił także gdzieś w Europie (np. w Paryżu) albo w Ameryce. To nie jest może wyższy level, ale zdecydowanie trudniejszy rynek. W Europie bardzo często zdarza się niestety tak, że ludzie w tej branży oszukują. W Azji ludzie są chyba bardziej uczciwi i zawsze wywiązują się z podpisanych kontraktów.
G&K: Skoro tak często tam bywasz, to pewnie umiesz już coś powiedzieć w jakimś wschodnim języku?
KK: Tak, potrafię powiedzieć po japońsku "mam na imię Klaudia, miło mi was poznać".
G&K: Ciekawi nas, czy świat profesjonalnego modelingu wygląda tak, jak się powszechnie o nim mówi. Podobno nie wszystkie dziewczyny trafiają na wybiegi dzięki swojej urodzie i talentowi?
KK: Trudno mi powiedzieć, ponieważ nie znam osobiście sytuacji, z których można by było wywnioskować, że jakaś dziewczyna została modelką, bo przespała się z ustawionym kolesiem. Raz w Korei spotkałam dziewczyną, która miała 16 lat i mówiło się o niej, że sypia z większością swoich pracodawców. I nie chodziło w tym przypadku tylko i wyłącznie o to, żeby dostała pracę. Ona była jakby ich damą do towarzystwa, która wychodziła z nimi na spotkania towarzyskie i obsypywana była prezentami.
G&K: No cóż, miała dzięki temu zapewnione spokojne i wygodne życie.
KK: Tak, wyraźnie było widać podczas sesji, że jest adorowana. Poza tym czuła się lepsza od innych i była bardzo pewna siebie. Modeling, dziewczyny, to trudny temat.
G&K: Mimo to wydaje nam się, że bardzo lubisz to, co robisz. A jeśli tak jest, to co sprawia ci w tej pracy najwięcej frajdy?
KK: trudno powiedzieć, ale chyba najfajniejsze jest uczucie, gdy w gotowym makijażu i stylizacji staję przed kamerą. Mogę się wtedy poczuć jak ktoś zupełnie inny. Na co dzień nie nakładam na siebie maski, bo zawsze staram się być sobą i wyrażać tylko siebie, ale w pracy mam odskocznię i mogę grać, jak tylko sobie zamarzę. Różne stroje, różne pomysły, różne odsłony.
G&K: Wspomniałaś o stylizacjach. Pamiętasz może najdroższy ciuch, jaki miałaś na sobie? Wiesz może ile on kosztował?
KK: O, to była sukienka, po której dostałam uczulenia (śmiech). Kosztowała około dwadzieścia tysięcy dolarów. Znam też cenę naszyjnika, który zakładałam razem z nią i on kosztował – z tego, co mi mówiono - około pięć tysięcy dolarów.
G&K: Czyli były to pewnie ciuchy od jakichś znanych projektantów?
KK: Tak, pochodziły z kolekcji Isabel Wen z Tajwanu. To był mój pierwszy profesjonalny występ na wybiegu. Ogólnie nie należę do modelek chodzących w pokazach, bo jestem niestety za niska. Wtedy zrobiono dla mnie wyjątek i był to mój wielki sukces. Było to dosyć nietypowe show, bowiem namalowano mnie również na obrazie, a po pokazie wraz z Isabel odpowiadałyśmy na pytania dla Vogue TV Taiwan. To znaczy, mówiąc precyzyjnie, ona odpowiadała, bo ja po chińsku nie za bardzo byłam w stanie rozmawiać, ale Isabel tłumaczyła mi pytania, które kierowano bezpośrednio do mnie.
G&K: Długo uczyłaś się pozować?
KK: Trudno powiedzieć. W zasadzie uczysz się tego każdego dnia, ale najważniejsze jest twoje samopoczucie. Na początku było trudno, ale się tym nie przejmowałam. Dopóki nie byłam w agencji, to nie brałam tego tak na serio. Szłam po prostu na sesję z fotografem i nie zwracałam większej uwagi na to, czy moja poza jest idealna, czy ręka dobrze leży, czy makijaż jest odpowiedni, i w końcu czy nie mam jakiegoś kosmyka włosów na twarzy. Teraz mam już od tego "ludzi", którzy poprawiają detale, dbają absolutnie o wszystko i w odpowiednim momencie mówią: "Stop! Zostań w tej pozie" (śmiech).
G&K: Która sesja zdjęciowa zapadła Ci najbardziej w pamięć i dlaczego?
KK: Była to sesja wykonana podczas mojego pierwszego kontraktu. Każdy uważa, że są to najlepsze zdjęcia w moim portfolio. Mottem sesji było "Lazy spring evening". Team był profesjonalny pod każdym względem, każdy był miły i kulturalny. W pamięci zapadło mi szczególnie miejsce sesji, gdyż było to niesamowite mieszkanie, które wyglądało jak dom dla lalek. Przez cały czas panowała swobodna atmosfera i wszystko było takie "lazy" (śmiech).
G&K: Musiałaś bardzo dobrze czuć się w tej konkretnej sytuacji.
KK: Niewiarygodnie dobrze. Najczęściej jest tak, że wchodzisz do studia i masz tylko do dyspozycji białe płótno, na którym pozujesz. W tym przypadku wszystko miało inny charakter, bo były tam konkretne dekoracje (książki, filiżanki, poduszki), mogłam wszystkiego dotykać i robić z nimi dosłownie, co tylko chciałam. Jestem osobą, która nie lubi się ograniczać. Lubię robić masę różnych rzeczy, choć wiem, że komuś może się to nie spodobać. Mam jednak później swoistą satysfakcję, że spróbowałam wyrazić siebie inaczej. Podobną sytuację miałam potem jeszcze raz w Korei, gdzie pracowałam z paroma Koreańczykami i jednym Europejczykiem. Wszyscy przed sesją udawali poważnych profesjonalistów i mało odzywali się do siebie (bo gdzie to się do drugiego człowieka odezwać!). W trakcie sesji wyszło jednak, co tak naprawdę każdy z nas umie. Była taka sytuacja, że staliśmy razem i mieliśmy robić różne, głupie rzeczy, a oni byli wszyscy byli bardzo spięci. Próbując rozluźnić atmosferę, wzięłam do ręki wiertarkę leżącą gdzieś z boku i zaczęłam udawać, że wiercę dziurę w głowie jednemu modelowi. Taka mała głupotka, zupełna odskocznia od "profesjonalizmu" doprowadziła do tego, że zaczęliśmy się rzucać chipsami, a w efekcie nasz klient był bardzo zadowolony, a spot reklamowy wypadł zabawnie (śmiech). I to są właśnie te momenty, w których czujesz największe zadowolenie z wykonanej pracy i podziwiasz potem jej efekty z uśmiechem na ustach.
G&K: Czy rodzice i przyjaciele wspierają Cię w tej Twojej pasji?
KK: Początek był najłatwiejszy, bo chyba nikt tak naprawdę nie spodziewał się, że może mi się udać. Mój chłopak zachęcił mnie do wysłania portfolio, mama poparła i jakoś tak poszło. Gdyby nie oni, nie miałabym możliwości odwiedzenia tak wielu niezwykłych miejsc i nie byłabym w aż tylu magicznych zakątkach. Mama była od początku zaangażowana w moją pasje, gotowała mi odpowiednie posiłki, starała się mnie nieustanie mobilizować, zachęcała mnie do aktywności fizycznej. To ona zaprowadziła mnie pierwszy raz na zumbę i ułożyła mi dietę. Gdyby nie jej pomoc, nie zaszłabym tak daleko. Rodzina i przyjaciele stabilizowali mnie, gdy byłam na skraju wpadnięcia w depresję i miałam już wszystkiego dość. Bądź co bądż z dala od najbliższych, w miejscu, w którym nikt nie zna twojego ojczystego języka, nie zawsze jest łatwo się odnaleźć. Było wiele takich momentów, gdy miałam ochotę wracać. Najgorszy okres przeżyłam w Korei, gdy mieszkałam daleko od centrum Seulu i nie miałam możliwości, by gdzieś wyjść i chociażby trochę pozwiedzać. Bałam się też o zaległości w szkole, czułam jakiś wewnętrzny niepokój i ciągle byłam rozdrażniona. Oni starali się mnie wtedy podnosić na duchu, mówiąc, że będzie lepiej, że dam radę.
G&K: No to jak to jest z tym modelingiem? Traktujesz to jeszcze jako pasję, czy też może już jako poważne zajęcie, dające konkretny dochód
KK: Modeling to taka zabawa w pracę (śmiech). Na początku, zdecydowanie bawiłam się tym, nie dbałam o szczegóły i detale, nie interesowały mnie efekty. Z upływem czasu stało się to dla mnie na tyle ważne, że przybrało wyższą rangę. Po maturze planuję wyjechać na pewien czas, sprawdzić swoje możliwości i spróbować je rozwinąć. Jeżeli będę miała do tego czasu wystarczającą ilość środków finansowych na pokrycie kosztów mieszkania oraz rzeczy niezbędnych człowiekowi do przeżycia, to myślę, że zaryzykuję i zostanę w tym zawodzie, dopóki będę mogła.
G&K: A masz jakiś plan B na wypadek, gdyby z tym nie wyszło?
KK: Jeśli zajmę się modelingiem na poważnie, to czas wolny będę próbowała przeznaczyć na robienie rzeczy, na których, w wyniku ewentualnych trudności, będę mogła się oprzeć. Przez ten cały okres poświęcony modelingowi będę starała się wyciągnąć z życia jak najwięcej i poszerzać swoje horyzonty. Nie lubię się ograniczać do robienia tylko jednej rzeczy. W przyszłości chcę nauczyć się także chińskiego lub japońskiego, może też rozwinę swoje umiejętności w robieniu profesjonalnego makijażu, kto wie? Jest tak wiele ciekawych rzeczy, które chciałbym robić. Jeżeli z mojego pozowania nic nie wyjdzie, to pójdę na studia. Czy w Polsce? Nie wiem.
G&K: Mamy wrażenie, że czujesz się już specjalistką od świata Dalekiego Wschodu?
KK: Kocham to. Kocham ten świat i dobrze się w nim czuję. Kultura, ludzie, otoczenie, wszystko jest tam takie inne, a przez to fascynujące. Najpiękniejsze w Azji jest to, że mimo ciężkiej pracy na co dzień, ludzie wychodzą wieczorami na ulice i place, by się zabawić. Tańczą czaczę, sambę, śpiewają karaoke. Moim codziennym rytuałem tam była wędrówka wzdłuż rzeki, gdzie tańce, śpiew i muzyka sprawiały, że czułam się jak w domu.
G&K: Wszystko to brzmi fantastycznie, ale przecież wiemy, że w tym roku szkolnym czeka cię egzamin maturalny. Jak w tym nawale obowiązków znajdujesz jeszcze czas na przygotowania?
KK: Staram się na bieżąco uzupełniać zaległości, które powstają z powodu moich wyjazdów. Matura to dla mnie priorytet. Odgórnie mam powiedziane, że moja przygoda z modelingiem skończy się, jeśli zaniedbam szkołę. Dlatego ze względu na obecny okres przedmaturalny, w znacznym stopniu ograniczyłam swoją działalność w branży.
G&K: Skoro przygotowujesz się już do matury, to pewnie najmniejszy problem masz z językiem angielskim. Czy potwierdzasz, że znajomość tego języka jest w branży modelingu nieodzowna?
KK: Oczywiście. Język angielski to podstawa. Jak zaczynałam (3 lata temu), to nie zwracano jakiejś zbytniej uwagi na jego znajomość, ale teraz to się radykalnie zmieniło. Agencje zaczęły odmawiać kontraktów dziewczynom ze znikomą znajomością tego języka. Gdy wybierałam się na swój pierwszy kontrakt, to muszę się przyznać, że mój angielski był bardzo niedoskonały. W ciągu roku doszłam jednak do poziomu, który nie tylko pozwala mi na porozumiewanie się z innymi w podstawowych kwestiach. Myślę, że jeżeli ktoś decyduje się na wyjazd za granicę, powinien zwrócić na to uwagę. Jeśli natomiast chodzi o wykształcenie, to już jakby zupełnie inna sprawa. Generalnie nie jest wymagane, ale zawsze jest miłym zaskoczeniem.
G&K: Czy możesz sama decydować o swoim prywatnym wyglądzie? Na przykład, czy możesz iść kiedy chcesz do fryzjera, aby ściąć sobie włosy lub je pofarbować?
KK: No właśnie ostatnio pofarbowałam (śmiech). To była jednak moja przemyślana decyzja, a nie jakieś widzimisię. Niemniej musiałam wcześniej zapytać się szefowej mojej agencji, czy mogę przeprowadzić taką metamorfozę. Każda modelka ma bowiem zapisane w kontrakcie, że tylko agencja może zadecydować o zmianie jej wyglądu.
G&K: A gdy podróżujesz po świecie, to towarzyszy ci ktoś z agencji, kto się tobą opiekuje, czy też jesteś zdana tylko na siebie?
KK: Jestem niestety zawsze sama. Na początku moja mama była z tego powodu przerażona, przeżywała wielki stres, bo byłam taka mała. Swoją pierwszą samodzielną podróż odbyłam, gdy miałam piętnaście lat. Pojechałam na lotnisko, gdzie dowiedziałam się, że będę miała trzy przesiadki, w trzech różnych krajach, na ogromnych lotniskach, w tym na największym na świecie, w Pekinie. I jak tu taka biedna ruda miała sobie poradzić? (śmiech) Ale dałam sobie radę, choć raz wywoływali mnie nawet przez mikrofon: "Klaudia Kominek jest proszona o odebranie biletu." (śmiech) Ludzie, którzy mnie o to pytają, zawsze dziwią się, że podczas całej podróży jestem zdana tylko na siebie. Cóż, tak to już jest. Minusem modelingu jest to, że trzeba szybko dorosnąć i być samodzielnym.
G&K: Za granicą spotykasz się zapewne z setkami niezwykłych ludzi. Czy uważasz, że jako Polka jesteś traktowana na równi z dziewczynami ze USA lub z Zachodniej Europy? Nie masz kompleksów z powodu swojego pochodzenia?
KK: Nie. Jestem dumna ze swojego kraju, z ojczyzny i historii Polski Walczącej. Mimo częstych wyjazdów, nie jestem cosmopolitką. Kocham swój kraj. Obcokrajowcy nie patrzą na to, kto skąd pochodzi, tylko jaki kto jest. A Polki uważane są wszędzie za piękne i mądre kobiety.
G&K: Naprawdę panuje taka opinia, czy są to tylko nasze wyobrażenia?
KK: Naprawdę! I że polska wódka i kiełbasa są najlepsze! (śmiech) Nie mam kompleksów z tego powodu, że jestem Polką. Jestem dumna ze swojego pochodzenia i nie czuję się gorsza od dziewczyn z Ameryki czy z Australii. Na kontraktach jesteśmy traktowane identycznie, robimy to samo, chodzimy na castingi, pracujemy. Jedyne, o co możemy być względem siebie zazdrosne, to praca, bo jedne dostają więcej propozycji, a inne mniej.
G&K: Ciekawi nas również Twoje zdanie w kwestii oceny takich programów jak Top Model? Czy Twoim zdaniem osoby, które tam się pojawiają, mają realne szanse na zaistnienie w prawdziwym modelingu?
KK: Nie oglądam Top Model, bo jak dla mnie to wszystko jest tam mocno przerysowane. Dziewczyn, które tam trafiają, to z reguły osoby ze stażem, które przeszły już metamorfozy i są obyte z aparatem. Z drugiej strony mamy tam też dziewczyny świeże, tzw. "new face'y", które w tym świecie są nowe. Kontrast niewyobrażalny. Paulina Papierska, która wygrała pierwszą edycję, przez jakiś czas nie robiła kompletnie nic, choć zdobyła kontrakt ze świetną agencją. O Oldze Kaczyńskiej mówiono zaś, że jej wygrana była zaplanowana i ustawiona (oparto się o video, na którym Olga jako jedyna wychodzi z labiryntu). Według mnie nie opłaca się iść do takiego programu. Pamiętajmy, że czas antenowy jest ograniczony. Jeżeli popełnisz jakąś gafę, to zostanie ci przyklejona łatka (jak Ani Bałon). Show jest popularne, oglądane w całej Polsce i jak nie uda ci się odkręcić jakiejś sytuacji, to potem możesz mieć problemy do końca swoich dni. Najlepszym sposobem na zaistnienie w świecie modelingu jest moim zdaniem zrobienie sobie profesjonalnych polaroidów i przesłanie ich do agencji, którymi jesteśmy zainteresowani.
G&K: Na Wschodzie musisz pewnie przyciągać uwagę przechodniów na ulicach? Jesteś w końcu inna, oczywiście w kwestii urody.
KK: W Japonii, gdy wychodziłam na ulicę, chyba ani razu nie zdarzyło się, żebym nie usłyszała przynajmniej z pięć razy "Oh! Kawaii-ne" (kawaii - słodki, miły, ładny - przyp. red). W Chinach natomiast ludzie zamiast powiedzieć cokolwiek na temat twojego wyglądu, bezczelnie się na ciebie gapią. Czasami jest to miłe, ale częściej naprawdę bardzo frustrujące.
G&K: Nie ukrywają tego?
KK: Nie, dla nich, "biała dziewczyna" to po prostu egzotyka.
G&K: A jakie jest Twoje zdanie na temat anoreksji panującej rzekomo wśród modelek? Rzeczywiście obserwujesz to zjawisko w swojej pracy?
KK: Rzadko kiedy sie zdarza, żebym widziała anorektyczkę. Spotkałam taką dziewczynę tylko raz. W Azji, tzw ''kości'' nie są w cenie. Trzeba jednak umieć odróżnić anoreksję od dbania o siebie. To, że dziewczyny interesują się swoim wyglądem, jest dobre, bo to warunkuje ich przetrwanie w branży.
G&K: Czyli ty też trzymasz dietę i ćwiczysz? A jeśli tak, to masz jakiś specjalny program od swojej agencji, czy też sama tym sterujesz?
KK: Jest jedna zasada: "Być chudym". Oczywiście, że ćwiczę. Choć ostatnio trochę sobie pofolgowałam. Teraz jestem w domu i po raz pierwszy od roku mogę zjeść schabowego - z reguły staram się jednak trzymać dietę. Lubię się zdrowo odżywiać, bo sprawia mi to przyjemność i weszło to już w moją naturę. Źle się czuję psychicznie, gdy przytyję. To tak jak z chłopakami, którzy regularnie chodzą na siłownię. Nie byli tydzień i już się przejmują, bo im masa spadła.
G&K: I bica nie ma! (śmiech). Klaudia, a jaki jest Twój ideał piękna? Na pewno masz jakąś postać, która cię inspiruje.
KK: Inspiruje mnie Coco Rocha. Uwielbiam jej twarz i to jak pozuje. Jest właśnie taka, jaką ja zawsze chciałam być: otwarta, kreatywna i przebojowa. A na dodatek piękna i absolutnie wyjątkowa. Ja najbardziej cenię sobie wnętrze człowieka.
G&K: A gdzie widzisz siebie za kilka lat?
KK: W domu, z dziećmi. Chcę być mamą. To dla mnie zawód marzenie i największe moje pragnienie.
G&K: Zaskoczyłaś nas trochę, ale niech ci się spełni to marzenie!
KK: Mam taką nadzieję.
G&K: A co poradziłabyś naszym czytelniczkom i czytelnikom, którzy chcieliby rozpocząć przygodę z modelingiem?
KK: Jeżeli uważasz, że się nadajesz, to zadaj sobie najpierw takie pytania: Czy jestem samodzielna/y? Czy dam sobie radę z dala od rodziny i najbliższych? Czy jestem na tyle zdeterminowana/y, by wytrzymać przez dłuższy czas wysoki poziom stresu? W tej branży obcuje się z setkami ludzi, którzy mają swoje problemy i często mogą je na tobie wyładować albo są tak zaintrygowani twoim wyglądem, że nie potrafią przybrać przyzwoitego wyrazu twarzy. Ludzie Cię zaczepiają, patrzą się na ciebie, a to - wierzcie mi - wywiera ogromną presję. Jeżeli jesteś już prawie przekonana/y, że w tym zawodzie będziesz czuć się dobrze, to stań przed lustrem i znajdź swoje atuty. Staraj się je podkreślić, sprawić, by były bardziej widoczne. Gdy już jesteś pewna/y, że to jest to, co byś chciała w życiu robić, to zrób sobie polaroidy, zamknij oczy, wpisz w książkę adresową adresy e-mail wszystkich agencji, wyślij, zamknij komputer i poczekaj! A jeżeli ktoś z naszej szkoły jest zainteresowany modelingiem tak na poważnie i chciałby o tym porozmawiać, to może się ze mną skontaktować. Chętnie pomogę ;)
G&K: Dziękujemy za tę deklarację i rozmowę. Życzymy ci powodzenia w dalszej karierze modelki i oczywiście zdania matury ze wszystkich przedmiotów na 100%.
KK: Dziękuję bardzo. Matmę to na pewno zdam na 100%! (śmiech)
Reklama z udziałem Klaudii: https://www.youtube.com/...
Grafika: własna oraz
- Coco Rocha http://rollingout.com/...
- Anja Rubik http://blog.netrobe.com/...
- Anja Rubik http://e5.pudelek.pl/...
- Coco Rocha http://2.bp.blogspot.com/...
- http://www.maxmodels.pl/...
- http://www.maxmodels.pl/...
- http://www.maxmodels.pl/...
- http://www.maxmodels.pl/...
- http://www.maxmodels.pl/...
- http://www.maxmodels.pl/...
- http://www.maxmodels.pl/...
Komentarze [5]
2015-01-31 19:27
Ale trzeba przyznać, że jest piękna :) I skromna, normalna dziewczyna.
2014-12-15 22:04
Świetny wywiad!
2014-12-11 22:05
“pewien okres czasu” pleonazm
2014-12-11 21:08
na 100! Bardzo fajnie, że ktoś wpadł na pomysł tego artykułu :)
2014-12-11 18:35
w domu z dziećmi <3 cały wywiad świetny, ale to stwierdzenie dosłownie rozbrajające :)
- 1