Czy feminizm jest nam nadal potrzebny?
Na dźwięk słowa „feminizm” wielu osobom, a zwłaszcza mężczyznom, przychodzą do głowy najróżniejsze skojarzenia. A to z twardymi, zakompleksionymi i często samotnymi sufrażystkami, a to z nieumiejętnością gotowania, a to wreszcie z groźnie wyglądającymi i nierzadko zgorzkniałymi „babochłopami”. Z czym natomiast powinniśmy kojarzyć feminizm? Na pewno z równouprawnieniem.
Feminizm to dziś nie tylko temat niemilknących sporów, ale i niewybrednych żartów. Z definicji wynika, że jest to: ideologia, kierunek polityczny i ruch społeczny związany z walką o równouprawnienie kobiet. Na pozór wszystko wydaje się klarowne i jednoznaczne, ale chyba nie do końca. Zastanawiam się bowiem, czy współczesne kobiety mają jeszcze o co walczyć? Czy nie mamy już takich samych praw jak mężczyźni? Czy nie jesteśmy w życiu publicznym traktowane na równi z nimi? Ja nie mam wątpliwości. Nie czuję się także jako osobnik gorszego gatunku, gdy ktoś ustępuje mi miejsca lub przepuszcza w drzwiach.
Domyślam się, co odpowiedziałby mi na te pytania feministki, dlatego znacznie bardziej interesuje mnie to, czy współczesne dziewczyny – takie jak ja - widzą potrzebę dalszego istnienia feminizmu?
Moim zdaniem walka o równouprawnienie kobiet miała sens i to ogromny, ale w wiekach minionych. Tak, celowo użyłam czasu przeszłego, gdyż dziś w cywilizowanych krajach trudno jest już mówić o dyskryminowaniu kobiet bądź też świadomym wykluczaniu ich z życia społecznego. Pierwszym feministkom zawdzięczamy wiele. Gdyby nie wywalczyły nam prawa do edukacji, czy też pełnych praw wyborczych, to dziś nie pisałbym zapewne tego tekstu i nie miałabym świadomości, że już za dwa lata będę mogła głosować lub kandydować w wyborach (aby móc kandydować do rad miasta trzeba mieć ukończone w dniu wyborów 18 lat, do sejmu 21 lat, a na prezydenta miasta 25 lat – przyp. red.), w których głosy kobiet są tak samo ważne jak głosy mężczyzn. A jeśli chodzi o miejsce pracy, to kto powiedział, że kobieta nie może dziś pracować tam, gdzie chce? Kto zabroni jej starać się o wymarzoną pracę np. w kopalni węgla kamiennego? Po co więc nadal prowadzić jakąś walkę? O co tu jeszcze walczyć? Może winniśmy teraz podjąć na przykład walkę z naturą, bo przecież ta dała nam znacznie mniej siły niż mężczyznom?
Moim zdaniem walka z naturą nie ma najmniejszego sensu. Co tu dużo mówić, życie kobiety i mężczyzny od początku naszego istnienia na Ziemi wyglądało inaczej. Każda z płci miała do spełnienia inne role społeczne i inne też były wobec niej społeczne oczekiwania. Każda płeć obdarzona została ponadto konkretnymi cechami psychicznymi i możliwościami fizycznymi, które ułatwiają jej wypełnianie tych ról i określonych zadań społecznych. Feministki nie bardzo chcą się z tym pogodzić. Za wysoce niesprawiedliwe uważają nadal to, że to kobiety zostały obdarzone obowiązkiem rodzenia dzieci, a ciążę uważają za barbarzyństwo. Ba, ostatnio weszły nawet w pewnego rodzaju spór z matką naturą, godząc się co prawda warunkowo na macierzyństwo, ale tylko z wykorzystaniem sztucznej macicy. Brzmi niewiarygodnie? No cóż, ale jest prawdziwe.
Pomysł rodzenia za pomocą sztucznych narządów ma już nawet swoją nazwę. Mówi się o tzw. techno-macierzyństwie. Zdaniem feministek ektogeneza (rozwój ludzkich embrionów poza organizmem kobiety od zapłodnienia do narodzin) zapewnia im bowiem ostateczne wyzwolenie się z – jak to nazywają - „tyranii reprodukcji”. Istny cud! Wymarzone sytuacja. Można mieć dziecko, a jednocześnie nie być w ciąży, która ich zdanie ośmiesza kobiety i je poniża. Pomijam przy tej okazji fakt, że mają one nieustanny żal do matki natury również o to, że podczas porodu cierpią tylko kobiety. Uważają to za wysoce niesprawiedliwe. Jakoś nie dociera do nich argument, że nie mamy na to wpływu i jeśli któraś z kobiet nie chce cierpieć, to po prostu nie musi decydować się na zajście w ciążę.
Pociesza mnie jednak to, że nie jestem w swoim zdaniu odosobniona. Są bowiem na świecie kobiety, które podobnie jak ja uważają, że feminizm nie jest nam dziś do niczego potrzebny. Znalazłam je na stronie: http://womenagainstfeminism.tumblr.com/. Udostępniają tam swoje zdjęcia oraz wpisy, z których jednoznacznie wynika, że nie potrzebują już tej ideologii i tej niekończącej się, a dziś raczej bezsensownej walki. Wśród podawanych tam argumentów znalazłam na przykład takie:
„Nie potrzebuję feminizmu, ponieważ nie oznacza on już równości. Ewolucja dała nam
różne umiejętności i to nie jest męska opresja! Nie potrzebuję pomocy, by odnieść sukces. Mężczyzna otwierający drzwi nie jest mizoginiczną świnią, jest dżentelmenem.”
„Nie potrzebuję feminizmu, bo nie jestem ofiarą niczego, poza własnymi złymi wyborami.”
„Nie potrzebuję feminizmu, bo nie jestem ofiarą”
Zgadzam się z tymi kobietami i ich argumentami. Jak mówi popularny żart „feminizm kończy się wtedy, gdy trzeba wnieść szafę na ósme piętro”. I w tym stwierdzeniu jest sporo racji. Co zrobić, tak jesteśmy uwarunkowane biologicznie. Znając jednak waleczność feministek, myślę, że i z tym problemem dadzą sobie zapewne radę.
Na koniec chciałabym odpowiedzieć na pytanie, które zadałam samej sobie i wam, drodzy czytelnicy, w tytule tego tekstu. Odpowiem krótko. Nie. Feminizm nie jest nam dziś do niczego potrzebny. My kobiety nie mamy już o co walczyć, ponieważ mamy swoje prawa i nikt nie dyskryminuje nas z racji płci. Współczesna kobieta jest samodzielna, wyzwolona, świadoma swojej wartości oraz praw i ma możliwość spełniania się zawodowo. Jednym słowem jest ucieleśnienie feministycznych snów. To, co robią współczesne feministki, nie ma więc sensu i tylko niepotrzebnie dzieli i skłóca ludzi.
Grafika:
Komentarze [5]
2014-11-08 20:22
“Nie czuję się także jako osobnik gorszego gatunku, gdy ktoś ustępuje mi miejsca lub przepuszcza w drzwiach.”
Ale ja się czuję jak osobnik gorszego gatunku, że muszę to robić i co? A muszę i niech mi nikt nie mówi, że to nie jest obowiązek, bo jest, jeśli chce się być w miarę akceptowanym w społeczeństwie. Pisze Pani, że feminizm nie jest jej potrzebny, a przecież sama ze zdobyczy feminizmu z pewnością korzysta. Przecież uczy się, chodzi na wybory, może zostać kim chce, a przy tym jest zwolniona z zaszczytnego obowiązku obrony kraju, czego zupełnie nie rozumiem. Pozdrawiam i życzę więcej empatii i zrozumienia dla trudnej sytuacji mężczyzn w Polsce, bo to oni są obecnie dyskryminowani.
2014-11-04 19:09
„Kto zabroni jej starać się o wymarzoną pracę np. w kopalni węgla kamiennego?”
Na przykład dr inżynier Jacek Pulikowski.
2014-11-02 21:47
Akurat chciałem o tym napisać i akurat złożyło się że mamy prawie takie same poglądy. Zgrabnie napisane, leci 5.
2014-11-02 19:04
@Niktoś
W tekście mowa jest o krajach cywilizowanych, o czym napisałam w czwartym akapicie.
2014-11-02 18:39
Napisałaś, że feminizm nie jest już potrzebny, bo kobiety nie mają o co walczyć. Przed napisaniem takiego artykułu powinnaś się trochę lepiej zapoznać z tematem i dowiedzieć się, co się dzieje w krajach bliskiego wschodu oraz w Afryce, tam feminizm jest jak najbardziej potrzebny.
- 1