Czy warto ginąć za ideały?
10 listopada 1918r.
50 dzień z dala od domu, 45 dzień pisania dziennika.
Warszawa, wieczór.
Dziś do Warszawy przybył marszałek J. Piłsudski. Był podobno więziony w Magdeburgu. Przemawiał do żołnierzy. Mówił, ze będziemy walczyć o wolność Polski, że to już niedługo. Nie wiem o co tyle hałasu, po co ta Polska skoro teraz jest dobrze. Myślę, że wszyscy są zadowoleni. Kiedy powiedziałem o tym dowódcy, wyśmiał mnie, że jestem prosty wieśniak, i że nie rozumiem powagi i istoty tej walki. Powiedział też, że niedługo nie będę musiał znać ani niemieckiego ani ruskiego. Że będziemy mówić tylko po polsku. Jakoś w to nie wierzę. Podobno przed zaborami było bardzo źle. Car ocalił wtedy wszystkich przed rządzeniem się szlachty i magnatury. Byłam dziś świadkiem dziwnego wydarzenia. Dwaj nasi żołnierze zabierali broń grupce żołnierzy niemieckich. Gdy się ich spytałem, o co chodzi, odpowiedzieli mi, że teraz to my tu rządzimy, i że niedługo będziemy samodzielnym państwem. Moim zdaniem to mdłe przechwałki, bo kiedy cesarz niemiecki poradzi sobie z zamieszkami w Berlinie, to rozgromi i nas. Nie wiem zupełnie czemu wciągnęli mnie do tej bezsensownej walki. Przecież wiadomo, że przegramy, a możemy tylko zginąć i to za puste ideały. Chyba ucieknę. Nie potrzeba żadnych zmian. Tereny dawnej Polski na zawsze będą pod władzą innych narodów, bo Polacy nie nadają się do tego, żeby rządzić. Ci „patrioci” robią sobie złudne nadzieje. Myślą, że im się uda. Naiwniacy. Chciałbym już wrócić do domu, do mojej Marylki, do spokojnego życia z dala od „Polaków”. Wciąż myślę o tej radości w oczach mojej ukochanej, kiedy się dowiedziała, że będę walczył o Polskę. Nie wiem z czego się tak cieszyła. Czyżby i ona wierzyła w tę gadaninę o idealnej Polsce? Czyżby była aż tak naiwna? Jest bardziej wykształcona ode mnie, a wierzy w takie coś.
Później
Znów było zebranie dla wszystkich żołnierzy. Podobno cesarz Prus, Wilhelm II abdykował. Nie wierzę w te plotki. Pewnie chcą nas tylko zachęcić, dać nadzieję. Zaraz cisza nocna. Nawet spać mi się odechciało od tej paplaniny o wolności i polskości.
11 listopada 1918r.
51 dzień z dala od domu, 46 dzień pisania dziennika.
Obudzili nas rano, że niby mamy szansę na wolny kraj, bo Prusy się na to zgodziły. Nie wierzę w to, uciekłem z obozu i ruszyłem na wschód, w stronę domu. Wezmę ślub z Marylką i wyjedziemy razem do Cesarstwa Rosyjskiego. Będziemy tam razem szczęśliwi, myślę, że przyjmą mnie gdzieś do pracy. Nie będziemy się przyznawać, ze jesteśmy Polakami. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego.
Właśnie minąłem Lublin. Konno to nie zajmuje wiele czasu. Ruszam teraz w stronę Rosji, już niedaleko jest moja rodzinna miejscowość, a tam moja ukochana. A potem, to już razem do Rosji.
Marylka bardzo się ucieszyła, jak mnie zobaczyła. Skłamałem, że nie mogłem wytrzymać z tęsknoty, i że dowódca mnie zwolnił.
Zmierzcha już. Zbliżamy się do granicy z carstwem. Jedziemy wolniej, cieszymy się swoją bliskością. Przed nami żołnierze rosyjscy. Każą nam zatrzymać się. Na widok mojego munduru biorą broń do ręki i odbezpieczają. Ale po co…?
Komentarze [4]
2010-11-13 15:23
W sumie dziwne jest to, że w tekście jest przez “s”, a na głównej stronie Lessera przez “z”...
2010-11-13 15:13
PiłsudSki, kur*a, nie PiłsudZki…
2010-11-11 14:06
Żołnierze rosyjscy? Carat w 1918? Oj dziecko, dziecko… To ma być jakaś alternatywna wersja historii?
Sam pomysł niezły, ale wykonanie fatalne.
Poza tym dobrze, że poruszyłaś wątek “patriotyzmu tutejszych” w tamtym okresie.
2010-11-11 12:09
Dziwne to jakieś. Mam nadzieję że w kolejnych swoich tekstach pokażesz inne oblicze bo tym tekstem mnie nie zachwyciłaś.
- 1