Do K...
Do K...
Patrzę na jezioro,
Cisza, spokój i pustka.
A ja myślę o tobie,
Twoich zmartwieniach
I sposobie ich zlikwidowania.
Gdy wieczorem mówisz mi:
„Idź spać, ja wszystko ogarnę,
Pomaluję na nowo twe drogi,
Nadszarpnięte przez czas i strapienia
I przejmę na siebie twe cierpienie”.
Ja myślę, jak bardzo cię ranię,
Bo codziennie coś ci dokładam.
Choć jestem odpowiedzialna,
Nie wiem często, co robić
I jak dziecko się gubię.
Jestem wewnętrznie rozdarta.
Z jednej strony nie chcę cię krzywdzić,
Z drugiej rozprzestrzeniać moją chorobę,
Która mnie pochłania, niszczy
I nie pozwala być taką jak ty.
Dręczą mnie nieustannie myśli,
Których nie mogę się wyzbyć.
Nie chcę cię ranić.
Ty potrafisz cieszyć się każdym dniem,
Podczas gdy ja go często przeklinam.
Cienie śmigają, ciemność zwycięża,
Nie potrafię się przed tym obronić.
Jak mam z czymś takim walczyć?
Ty tego nie rozumiesz,
Uważasz, że tego nie ma
Lub że są to wspomnienia,
Które sieją zamęt w mej głowie,
Ale dla mnie te potwory są realne,
A strach, złość i bezradność oczywiste.
Muszę w końcu podjąć decyzję,
to nie błahostka ani drobnostka,
Bo ona zdecyduje o losie moim,
Moich bliskich, a także i twoim.
Choć kocham was wszystkich,
To nie potrafię dalej iść sama,
Bo pogubiłam się w tej podróży.
„Przygodzie”, jak inni życie zwą,
Choć sami w nim jedynie czuwają
I marzą o wielkich czynach.
Dlaczego mnie to śmieszy?
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?