Dobra reklama nie jest zła   

Tegoroczni maturzyści przeknali się kilka dni temu, czy ich obawy związane z wynikami egzaminu dojrzałości były uzasadnione. Obecnie poddają się procedurze rekrutacyjnej na uczelniach, mając zapewne nadzieję, że uda im się jednak spełnić swoje akademickie marzenia i posmakować "studenckiego życia". W dobie niżu demograficznego uczelnie nie przebierają w środkach, by zwrócić uwagę kandydatów na swoje oferty. Na zaskakujący pomysł promocyjny wpadły w tym roku władze Wydziału Chemii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.

Wyobraźcie sobie, że ww. wydział tej szacownej uczelni umieścił na swoim profilu na Facebook'u, tuż pod tekstem zachęcającym uczniów do kontynuowania nauki właśnie u nich, przyciągający uwagę plakat z napisem WCH UJ (chcąc podkreślić chemiczny charakter wydziału litery umieszczono oczywiście na tablicy Mendelejewa). Niby nic niestosownego, gdyż autorzy tego pomysłu wykorzystali tylko skrót nazwy wydziału i uczelni, ale plakat ów mimo wszystko - poprzez oczywiste dla każdego Polaka skojarzenie – wywołał ogromne emocje. Tu chciałabym wspomnieć, że nazwa wydziału w tej postaci funkcjonuje od roku 1981 i nikt do tej pory nie miał do niej większych zastrzeżeń, ale chyba tylko dlatego, że ludzie odpowiedzialni za promocję tego wydziału nie byli wcześniej skłonni wykorzystywać w reklamie tego skrótu (podobno kiedyś już rozważano z powodu tego niefortunnego skojarzenia zmianę nazwy placówki na Wydział Nauk Chemicznych, ale włodarze uczelni stwierdzili wówczas, iż skrót nie jest na tyle wulgarny, by posuwać się do aż tak drastycznego kroku). Po opublikowaniu tej reklamy w sieci pojawiła się, jak już przed chwilą wspomniałam, fala komentarzy. Rzuciłam na nie okiem i powiem wam, że tylko kilka osób odebrało to jako dobry żart, czego zapewne oczekiwali twórcy. Zdziwiła mnie dlatego wypowiedź rzecznika prasowego uczelni, którego dziennikarze poprosili o komentarz do całego tego zamieszania. Ten stwierdził beztrosko: „Komu i z czym kojarzy się skrócona nazwa Wydziału Chemii UJ, to jego prywatna sprawa”. Trochę żałosne – nie sądzicie? Nie brakowało natomiast komentarzy, których autorzy zastanawiali się, czy jest to pomysł marketingowy na miarę potencjału tego wydziału? "Ktoś, kto chciał ośmieszyć UJ i Wydział Chemii właśnie to zrobił, a takie hasło nie ma nic wspólnego z promocją” – skomentował jeden z internautów, a inny dorzucił „Trochę siara z taką promocją. W sumie może i racja, jak się zakłada, że młode studenty to debile są to tylko najprostsze heheszki do nich dotrą. Powodzenia w dbaniu o dobre imię i prestiż". Od skomentowania owego plakatu nie powstrzymali się również administratorzy profilu AGH na Facebooku, którzy trzymając się zaproponowanej przez chemików konwencji, napisali najpierw: „AGH i WCh UJ - dobra współpraca”, by chwilę później dodać jeszcze: „Pozdrawiamy WCh UJ”. Tak czy inaczej po przeczytaniu wielu komentarzy, odniosłam wrażenie, że większość internautów była raczej zażenowana wulgarnym wydźwiękiem tego hasła, niż rozbawiona wywołanym skojarzeniem.

Jak to zwykle w tego typu historiach bywa, wpis ten usunięto, ale dopiero po burzy medialnej. Było już jednak trochę za późno i reklama zaczęła żyć w Internecie swoim życiem. Odbiorcom hasła postał zaś chyba głównie niesmak. No bo jak mogli poczuć się kandydaci na studentów tego wydziału, których próbowano skaperować poprzez tak żenującą grę słów? A może władze uczelni oczekiwały na kandydatów reprezentujących taki właśnie poziom? Inna rzecz, że całe to zamieszanie bez wątpienia zwróciło uwagę na wspomniany wydział, więc cel założony przez autorów kampanii promocyjnej, został osiągnięty. O tym czy przełoży się także na liczbę studentów tego wydziału przekonamy się już niebawem. Pozostaje jeszcze do wyjaśnienia tylko kwestia etyczna, ale kto by się tam tym przejmował.

Grafika do tekstu:

• h ttp://wiadomosci.radiozet.pl/...
• http://demotywatory.pl/....