Droga krzyżowa maturzysty
Za niecałe siedemdziesiąt dni matura. Część z nas wyznaje zasadę, że jakoś to będzie, inni spędzają całe dnie i noce na nauce, obgryzając przy tym paznokcie do krwi (oczywiście ze stresu), a jeszcze inni robią to, co robili przez minione lata, czyli starają się zapomnieć o zbliżającym się egzaminie. Różne podejście mają także i nasi nauczyciele. Jedni prorokują, roztaczając najczarniejsze wizje, inni motywują nas, zachęcając do wzmożenia wysiłków, ale są i tacy, którzy twierdzą, że matura to w sumie pikuś, a na studiach podobny stres będziemy przeżywać co semestr.
Osobiście nie podzielam tej ostatniej opinii. Dlaczego? Na studiach egzamin można poprawiać niekiedy i kilka razy, i to w ciągu najbliższych tygodni, natomiast maturę można poprawić dopiero po roku. Zgadzam się natomiast z tym twierdzeniem, że stres związany z maturą i z pierwszą w życiu sesją może być porównywalny. Za drugim razem zapewne jest już łatwiej. Nie jestem jeszcze studentem, zatem moja opinia w tym temacie bazuje w dużej mierze na opowieściach znajomych, ale nie zdziwię się, gdyby mój pogląd na ten temat w przyszłym roku uległ zmianie. Jak to mawiają Rosjanie поживём – увидим.
Ale nie to miało być głównym tematem moich dzisiejszych rozważań. Jakiś czas temu naszła mnie oto taka myśl, że życie maturzysty to swoista droga krzyżowa i w tym właśnie duchu zamierzam się dziś wypowiedzieć. Nie wiem, czy uda mi się dokonać tego porównania w sposób odpowiedni, ale warto spróbować.
Stacja I
Wyrok na siebie wydajemy sami. I robimy to tak naprawdę jeszcze przed wyborem dalszego etapu kształcenia (czyt. szkoły) i późniejszym złożeniem podania. Jedni decydują się na technikum, inni na liceum, a jeszcze inni wskazują jako swój wybór jakąś „specjalistyczną” szkołę jak tarnobrzeska Euro Szkoła. Wybór jest najczęściej nasz (czasem z małą podpowiedzią rodziców lub znajomych) i na dobrą sprawę nikt tego naszego wyboru potem nie osądza. Nie stajemy też przed obliczem żadnego majestatu i tak to trwa, aż po dzień egzaminu maturalnego.
Stacja II
Przez pierwsze dwa lata jakoś leci (uwzględniając technika może to być i trzy). Wtedy nikt nie stoi nad głową biednego maturzysty i nie szepce mu do ucha, że jeśli nie będzie się solidnie uczył, to potem może już być za późno. Niestety, z czasem zmienia się to radykalnie. Gdyby wśród uczniów klas maturalnych przeprowadzić ankietę na najczęściej używane i słyszane przez nich w ostatnich miesiącach słowo, „matura” wygrałaby bezapelacyjnie. Nagonka otoczenia jest niesamowita. Presja rośnie z każdym dniem, a wraz z nią i stres. Domyślam się, że większość maturzystów czuje się w tych ostatnich miesiącach przed egzaminem jak na projekcji filmu Hitchcocka, który zaczyna się od „trzęsienia ziemi” (oczywiście w przenośnym znaczeniu), a potem napięcie rośnie...
Stacja III, VII i IX
Nie są to zapewne pierwsze porażki w życiu maturzysty, ale te bolą najbardziej, gdyż obnażają wszystkie jego słabości, które przez minione lata udawało się mu jakoś zatuszować. Jeśli kryzys następuje dopiero teraz, oznacza to ni mniej ni więcej tylko tyle, że droga do końcowego sukcesu może być niezwykle trudna, bolesna i pełna wyrzeczeń. Od bardzo ograniczonej ilości spotkań ze znajomymi lub ich zupełnego braku, przez zmniejszenie dziennej dawki telewizji i wycieczek po sieci, aż po krótszy sen.
Stacja IV i V
Na szczęście maturzysta spotyka na swoje drodze wiele osób, które wyciągają w jego stronę swą pomocną dłoń. Są to m.in. rodzice, znajomi, którzy przeżyli już tę mękę i ich podobizny widnieją teraz na abiturienckich tablo, a także nauczyciele, którzy naprawdę starają się włożyć coś do głowy swoim podopiecznym. Nawet łopatologicznie, byleby tylko przyniosło to oczekiwany rezultat. Czy takiemu maturzyście jest wtedy łatwiej? Chyba tak, bo wie, że nie jest w tym nieszczęściu, jakie go dotknęło, zupełnie sam.
Stacja VI
Nie chcę tu napisać niczego obrazoburczego, ale w szkole pot wylewa się głównie podczas zajęć wychowania fizycznego. Jest to moment odprężenia, zapomnienia i oczyszczenia umysłu. Dziwię się tym, którzy zamiast wskoczyć w krótkie spodenki w celu zdrowego zmęczenia się, siadają na ławce i obserwują z oddali śmigające po boisku koleżanki i walczących jak lwy kolegów. Może to ich też relaksuje, ale nie ma to jak dać sobie pół godziny fizycznego wycisku!
Stacja VIII
Maturzysta dobrze wie, że nie jest sam, i że nie tylko on musi radzić sobie z tym jarzmem. Widzi dookoła siebie tych wszystkich, którzy podobnie jak on zmagają się z powtórkami, realizując przy okazji nieprzerobiony wcześniej materiał. Wie też, że tylko wśród nich może szukać pomocy albo sam im ją zaoferować. Bo jak twierdzą mądry ludzie, wrodzonej empatii nie traci się nawet w obliczu matury.
Stacja X, XI, XII i XIII
To już jest maj. Może i Saska Kępa faktycznie pachnie wtedy bzem, ale dla maturzysty nie ma to najmniejszego znaczenia. Najważniejsze staje się dla niego właściwe wpisanie określonych danych na egzaminacyjnym arkuszu, co nie wydaje się rzeczą trudną, ale uwzględniając towarzyszący mu stres, nie jest też takie proste. Ale prawdziwe męczarnie zaczynają się dopiero po otwarciu arkusza. Przeciążony mózg, żyjący od miesięcy w gigantycznym stresie, nieoczekiwanie odmawia w tym momencie dalszej współpracy. Chwila staje się dramatyczna. Większość dopada wtedy myśl, że jednak wie nie za wiele, i to mimo żmudnej, wielomiesięcznej pracy. Na szczęście uczucie to mija z reguły po paru sekundach, a mózg na początku nieśmiało, a potem coraz odważniej podejmuje wyzwanie i zaczyna toczyć walkę z zadaniami. A kiedy maturzysta opuszcza salę egzaminacyjną, jest się już raczej pogodzonym ze swoim losem, o ile ma przekonanie, że zrobił wszystko, co tylko było możliwe.
Stacja XIV
Kiedy minie cały ten stres, maturzysta będzie mógł wreszcie odespać wszystkie te zarwane na naukę noce i doskonalić się w sztuce cierpliwości, czekając na wyniki. A jak już je pozna i nie rzucą go one na kolana, to i tak pozostanie mu jeszcze modlitwa z prośbą o wsparcie w procesie rekrutacyjnym na studia. Dobrze, że w tym właśnie czasie będą wakacje, notabene najdłuższe, jakie dane nam będzie przeżyć przed emeryturą. Te musimy naprawdę dobrze wykorzystać, bo tylko raz w życiu jest się młodym i w pełni sił witalnych.
Przydałaby się jeszcze stacja XV, ale moim zdaniem jej charakter wykraczałby poza zakres, którym chciałem się w tym tekście zająć. Musiałaby ona obrazować wejście maturzysty w życie studenckie, czyli takie swoiste zmartwychwstanie. Wtedy wszystko zaczynie się bowiem dla maturzysty od nowa, a takie egzaminy będzie już pisał co semestr. Kończąc, życzę nam wszystkim powodzenia na egzaminach i trzymam za nas kciuki!
Grafika:
Komentarze [3]
2017-03-12 21:41
Matura czy pierwsza sesja, oto jest pytanie. O ile do matury możesz podejść na chillu jeżeli wiesz, że umiesz to raczej nie powinieneś się bać. Z sesją sprawa z grubsza wygląda inaczej. Matury nie oceni Ci ktoś kto cię zna i jego ocena jest obiektywna (chyba, że egzaminator z języka polskiego jest wyjątkowo szczegółowy). Na studiach jeżeli podpadniesz wykładowcy, to on za punkt honoru ustawi sobie kolokwialnie mówiąc upie**** Cię. Recepta jest na to jedna. Po prostu się uczyć w każdym z tych przypadków, bo jeżeli ktoś będzie miał niezbędną wiedzę (i odrobinę oleju w głowie) to zda z korzystnym wynikiem. Chociaż z drugiej strony jak powiedział jeden z przedmówców “nie każdy musi mieć maturę”. Pozdrawiam, i życzę powodzenia w maju.
Redaktor O.
2017-03-05 19:55
Mega
2017-03-02 21:50
dodam do słowa “matura” klasyk “ nie każdy musi mieć maturke”. pozdrawiam, zmotywowany maturzysta
- 1