Drogi wyższej kultury
Gdy spojrzymy na mapę Europy, widzimy sieć, która łączy ze sobą wielkie i małe miasta oraz wioski. Mowa oczywiście o drogach. To one pozwalają nam podróżować bez ograniczeń i odkrywać nowe, fascynujące miejsca. Ten wyznacznik rozwoju gospodarczego nie w każdym kraju jest taki sam. Wszak żelazna kurtyna musiała pozostawić po sobie jakieś ślady. Ślady znaczne, za które dostajemy od lat cięgi od całej Europy i które będziemy musieli usunąć w ciągu najbliższych lat.
Zasada jest prosta. Jeśli chcesz możliwie szybko wyrobić sobie zdanie o jakimś kraju, to przyjrzyj się jego szlakom komunikacyjnym. Ich jakość powie ci wystarczająco wiele.
Swoją podróż zaczynam oczywiście w Polsce, pięknym kraju nad Wisłą z kiepskimi drogami. Jak wydostać się z tej czarnej dziury, która pochłania rocznie kilka tysięcy ofiar? Najprościej ruszyć w stronę Niemiec! Hola, hola, nie tak szybko. Najpierw autostrada...
Ostatnimi czasy zaczęto w Polsce dyskutować nad przydatnością autostrad. Politycy zaczęli w końcu odczuwać pewien dyskomfort, gdy przyszło im stosunkowo często podróżować po naszym kraju. Nic dziwnego, w końcu najnowsze modele ze stajni BMW, Mercedesa czy Audi niezbyt dobrze znoszą szutry, koleiny i dziury wielkości gimbusa. Autostrady to my już jednak mamy. I to nie tylko na mapie. Co prawda nie jest to jeszcze sieć, a jedynie kilka pasków, ale zawsze to coś. Już niebawem będziemy mogli wjechać na autostradę w Rzeszowie. Tamtejszy odcinek A4 jest ciągle budowany, ale już wkrótce powinien połączyć Niemcy z Ukrainą. Jednak póki co musimy dojechać do Tarnowa bądź Krakowa. Co to w praktyce oznacza? Albo świadomie wybieramy korki tworzone przez ludzi, którzy szukają swoich lepszych chwil w Krakowie, albo też musimy jechać przez totalną dzicz drogową, zwaną szumnie województwem Świętokrzyskim. No ale w końcu przecież jakoś dojedziemy... O ile wcześniej nie wyjedzie przed nasz rozpędzony samochód żaden traktor, pijany rowerzysta lub sadownik w swoim białym dostawczaku. Jeśli przy tym nie urwiemy też koła w swoim samochodzie, to mamy spore szanse, że już po około trzech godzinach podróży będziemy na autostradzie. A tam czekać będzie na nas miła niespodzianka. Bez zbędnego sarkazmu mogę bowiem powiedzieć, że jest przyzwoicie. O ile oczywiście nie napotkamy na naszej drodze wypadku. Dystans przejechanych kilometrów będzie rósł lawinowo, a prędkość przejazdu stanie się przyjemnością. Niecałe 5 godzin jazdy, 34 złote wydane na punktach poboru opłat (tak, tylko u nas płacimy za używanie asfaltu) i już jesteśmy na granicy Polski i Niemiec.
Niemcy... kraj kiszonej kapusty, kiełbasy, neonazistów i... autostrad bez ograniczeń prędkości! Tak! Mogę powiedzieć jedno – to raj dla tych, którzy mają mocne samochody i podobne fantazje jak chłopcy z żelem na głowie na wiejskich dyskotekach. Tam to można zapierd... pędzić. Trzy pasy do wyboru, w tym jeden optymalny. Na tym prawym zawsze spotkamy tych dużych. Ciężarówki, które niezłomnie podjeżdżają pod najwyższe szczyty i rozpruwają powietrze z prędkością 90km/h... Środkowy pas jest dla przeciętnego Klausa, który wraca z pracy swoim przyzwoitym Audi i lubi jechać bezpiecznie, czyli 140 km/h. Lewy pas to już wielka niewiadoma. Jazda po nim musi być dokładnie przemyślana. Jeśli nie masz 250 koni mechanicznych pod maską, musisz patrzeć nieustannie w lusterko czy przypadkiem coś szybszego od ciebie nie nadjeżdża. Dopiero jak będziesz pewien, to możesz wyprzedzić Klausa. Dlaczego? Bo po tym pasie śmigają ci z grubymi portfelami, którzy swoją męskość wyrażają klasą swoich bajecznie drogich i szybkich wozów. Dlatego nikogo tu nie dziwi fakt, iż jeździ się na tym pasie przynajmniej 200km/h. Zdarzają sie również tacy, którzy potrafią więcej. W praktyce oznacza to mniej więcej tyle, że non stop wyprzedzają Cię tym pasem samochody typu Porsche czy Ferrari z prędkościami rzędu 300km/h. Do tego wszystko to odbywa się naprawdę bezpiecznie! Co mnie zdziwiło? Respektowanie wszelkich znaków. Jeśli przeciętny Niemiec nie widzi przed sobą żadnego znaku ograniczenia, pędzi jak chce. Jednak kiedy dostrzeże tablicę z ograniczeniem prędkości do 120km/h, to żaden nie odważy się jej przekroczyć. I wtedy naprawdę nie ma znaczenia czy jedzie Golfem, czy Porsche.
Niemieckie drogi są jednak nieco nudne. Cały czas widzisz przed sobą szerokie, fantastycznie wyprofilowane trasy, nowoczesne stacje benzynowe co 100 kilometrów i wszechobecne wiatraki, które podkreślają pagórkowaty krajobraz Niemiec. Jedynie przejeżdżając przez Dortmund możemy bliżej przyjrzeć się miastu i stadionowi Borussii. Generalnie to jednak niezwykle przyjazny kraj do podróżowania samochodem.
Kiedy już będziemy mieli za plecami tablicę informującą, że jesteśmy w Holandii, to w zasadzie nic nie ulegnie zmianie. Tylko radio poinformuje nas, że już jesteśmy w innym kraju. Najlepiej poszukać sobie wtedy stacji nadającej weselne klimaty muzyczne prosto z holenderskich wsi. Banan na twarzy gwarantowany! Jadąc przez ten kraj cały czas widzimy wiatraki. Czasem pojawią się też bajecznie kolorowe pola czy też mosty obwieszone lampkami. W nocy możemy co prawda natrafić na roboty drogowe, ale to nie powinno znacząco utrudnić naszej podróży.
Tak samo jest w Belgii. Infrastruktura drogowa powala. Co chwile mijamy rozświetlone ciężarówki i miasta, które z racji położenia z dala od autostrady wyglądają jak truckstopy. Mimo dwóch pasów na jezdni wszystko działa tu nadzwyczaj sprawnie. Kilometry uciekają pod naszymi kołami, a radosna muzyka pozwala kontynuować naszą podróż z bardzo przyzwoitymi prędkościami. Na drodze wszyscy kierowcy zachowują się kulturalnie, co nas, Słowian zza żelaznej kurtyny, czasem jeszcze dziwi, bo lata życia w innym systemie przyzwyczaiły nas do innych standardów. Dlatego nie wpychajcie się na krzywy ryj, by zjechać na inny pas, bo jakaś starsza pani na pewno was przepuści i to z uśmiechem na twarzy.
O ile z dostrzeżeniem tablic informujących nas o wjeździe do nowego państwa nie ma raczej większych problemów, to tablica informująca o wjeździe do Francji jest niczym enigma. Nawet wypatrując jej zza kierownicy możemy mieć problem. Skąd zatem mamy wiedzieć, że jesteśmy już w kraju Holland’a? Na pewno dostrzeżemy to po zwykłych znakach drogowych. Chyba żaden inny kraj nie ma tak charakterystycznych, a zarazem tak dziwacznych oznaczeń. Niestety nie dane mi było zobaczyć większej części Francji. Dojazd do promu w Dunkierce, chłodna noc i francuski rap. Klimat gwarantowany, aż chciałoby się tam wrócić.
Promy to stosunkowo wygodny sposób na podróżowanie przez kanał La Manche i nie tylko. Na dolnym pokładzie stoją samochody, które z aktywnymi alarmami wyją od drgań co 5 minut, a na górnym pokładzie podróżujący kierowcy adaptują wszystko co możliwe na sypialnie. Krótko mówiąc, każdy śpi, gdzie może. Jedni na kanapach, drudzy na stołach, a inni na krzesłach. Jeszcze ostatnie pożegnanie z nadbrzeżną latarnią i płyniemy na Wyspy.
Po dwóch godzinach na wodzie czas przywitać się z nowym krajem. Tutaj jednak czeka nas szybka odprawa paszportowa. Po chwili wjeżdżamy na drogi o lewostronnym ruchu. Dziwnie się co prawda podróżuje po nich samochodem z kierownicą po lewej stornie, ale nie jest to wcale niemożliwe. Anglia ma jedną z najlepiej rozbudowanych sieci dróg ekspresowych i autostrad. Można tu spokojnie pędzić. Jeśli jesteś w okolicy Londynu wczesnym rankiem, możesz spokojnie przejechać przez centrum i zobaczyć, jak największe miasto Europy budzi się ze snu, a ruch na drogach jest minimalny. Oprócz nieco wyższych ciężarówek wszystko inne wydaje się normalne. Wraz z nadejściem dnia na drogach pojawia się jednak masa samochodów. Mijamy szeregi przyczep kempingowych, które suną po drodze sprawiając wrażenie, jakby jechał po niej biały pociąg. A wszystko w atmosferze wzajemnego zrozumienia i angielskiej uprzejmości.
Miną lata zanim osiągniemy poziom innych krajów Europy Zachodniej pod względem infrastruktury drogowej. Kolejny przejazd przez Europę uświadomił mi, dlaczego gdzie indziej żyje się lepiej i łatwiej. Pozostaje tylko wziąć się do pracy, aby za kilka lat bez wyrzutów sumienia popatrzeć na mapę dróg w Polsce. Najtrudniejsze ciągle jeszcze przed nami.
Grafika:
Komentarze [5]
2013-10-26 10:09
Ci dwaj niżej pewnie są z Mielca.
2013-10-25 20:04
Oj tak. Ja także gdy czytam te komentarze jacka, to wyczuwam w nich tylko wrogość i niesprawiedliwość. 0 konstruktywności. Dużo lepiej czyta mi się komentarze których cała treść to “ fajne, 6/6” albo “TL;DR”. To yest praffffciwa moc internetoo.
2013-10-25 07:26
kolega Jacek_21 musi przy każdym artykule się wypowiadać w sposób egoistycznego snoba, który pozjadał wszystkie rozumy? Człowieku, do każdego art. masz jakieś “ale”, nawet jeśli jest bardzo dobry! Rzecz jasne wtedy czepiasz się trasy “przez świętokrzyskie” czy “nie przez świętokrzyskie”. Wyluzuj
2013-10-24 22:52
Kolego, dojazd do autobahnu w Tarnowie nie musi oznaczać przebijania się przez świętokrzyskie. Można także pojechać poprzez plugawe, przeklęte przez Boga i wszystkich świętych miasto, którego nazwy nie będę wymieniał – ruch na drogach mniejszy, policji zwykle niewiele a fotoradary tylko dwa; w Padwi Narodowej i w Woli Mieleckiej. Realny czas dojazdu to 1h20’ bez zbytniego pośpiechu.
2013-10-23 22:47
“będziemy musieli”...
Serio?
Pierwszy akapit i już przepowiadanie przyszłości. Dodatkowo z moim ulubionym słowem “musieć”. Nic nie musisz. “My” jako naród także. To nie tak ciężko zrozumieć.
- 1