Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Dzieci pierdoły… A może jednak nie?   

Dodano 2021-05-22, w dziale felietony - archiwum

„Eh, ta dzisiejsza młodzież, za moich czasów…” Ja słyszałam ten tekst wielokrotnie, a wy? Podobno starym zaczyna się być dopiero wówczas, kiedy zaczyna się narzekać na młodsze pokolenie. Pocieszeniem może być jedynie to, że nie jesteśmy pierwszym pokoleniem, które słyszy takie słowa. „Młodzież się stoczyła na dno i bliski jest koniec świata” - brzmi znajomo? A chcecie wiedzieć, kiedy powstał ten tekst? Otóż odnaleziony został na kamiennej tablicy, której wiek określono na ponad 4 tysiące lat. Jakieś 400 lat przed narodzinami Chrystusa grecki filozof Platon napisał: „Młodsi mają się za równych starszym i występują przeciwko nim słowem i czynem”. A w czasach Arystotelesa, wychowanka Platona, wyglądało to już tak źle, że filozof ów stwierdził, iż „kiedy widzi młodzież, to wątpi w przyszłość cywilizacji”. Jak więc widać, od tysięcy lat dorośli zawsze krytykowali młode pokolenie, obawiając się upadku obyczajów oraz twierdząc, że sami w ich wieku byli o wiele lepsi, choć w rzeczywistości nie byli. Czy dziś się coś w tej materii zmieniło?

/pliki/zdjecia/dzie1_0.jpg Narzekanie na młodsze pokolenia, każde pokolenie od zarania dziejów ma wpisane w pakiet. Obecnie w odmętach Internetu, na tych częściej lub rzadziej odwiedzanych stronach można znaleźć teksty, których autorzy wychwalają własne pokolenie, deprecjonując przy okazji to młodsze. Na jeden z takich artykułów, do którego notabene nawiązuje tytuł mojego tekstu, natrafiłam w ostatnich dniach, a nosi on tytuł „Dzieci pierdoły. Hodujemy zombie, które nie wiedzą kim są i dokąd zmierzają”. Należę do pokolenia, którego życie autor tekstu podsumował tymi jakże sugestywnymi słowami, dlatego postanowiłam odnieść się do jego tekstu i ustosunkować się również do tez, które raczył był tam łaskawie postawić, a z którymi ja się raczej nie zgadzam.

Oczywiście zacznę od tytułu. Nie jestem jakoś zbytnio obraźliwa, ale nie podoba mi się to, że autor nie znając mnie, tak jednoznacznie nazwał mnie pierdołą. Oczywiście nie tylko mnie, a całe moje pokolenie. Rozumiem że clickbait i te sprawy, ale czy naprawdę było to konieczne? I czemu od razu zombie? Bo „ciągle patrzymy w ekrany”? Przepraszam, ale mnie ta argumentacja kompletnie nie przekonuje, a też i nie uprawnia chyba autora do używania względem młodych ludzi określenia, które do eleganckich zdecydowanie nie należy. Według autora tekstu nie wiemy ani kim jesteśmy, ani dokąd zmierzamy. Mogę się z nim w pewnym sensie zgodzić, choć widzę to jednak zupełnie inaczej. Czy nie na tym polega w końcu urok dzieciństwa, by błądzić, próbować nowych rzeczy, odkrywać siebie i poznawać różne oblicza świata? To fakt, że jako dzieci jesteśmy trochę zagubieni, ale też jako dzieci mamy absolutnie do tego prawo, a ciekawości świata z pewnością nam nie brakuje. Czy według autora w wieku sześciu lat powinniśmy już mieć wybrany kierunek studiów, pracę, zaplanowaną rodzinę i mieć też plany na emeryturę? Czy jego pokolenie takie było? Nie sądzę. No dobrze, nie będę się już jednak znęcać nad tytułem jego tekstu, który bezwzględnie przyciąga uwagę, ale jest też w mojej ocenie nadużyciem, pokazującym brak szacunku autora dla ludzi, głównie młodych./pliki/zdjecia/dzie2.jpg Czas odnieść się teraz do innych tez, które mnie poruszyły i zachęciły do podjęcia polemiki.

„Jak zaczynałem przygodę z harcerstwem, wiele lat temu, obozy przygotowywaliśmy sami od zera. W las jako pierwsi jechali najbardziej sprawni i silni harcerze, cięli siekierkami drzewa, kopali latryny, myli się w górskim lodowatym strumieniu. Cały obóz budowaliśmy własnymi rękoma. Nikt się nie zastanawiał, czy jajka na jajecznicę zostały wyparzone w „wydzielonym, oznakowanym stanowisku wyparzania jaj”. Tekst rozpoczyna takie oto wspominania starych, dobrych czasów. Jako dzieci patrzymy na świat inaczej. Nie mamy też porównania do innych, wcześniejszych czasów, dlatego tak często czasy młodości wspominane są z nostalgiczną nutą uwielbienia. Nie mówię, że wtedy było źle, ale czy te ich czasy nie są tu przypadkiem nieco przez autora idealizowane? Rozumiem, że większość starszych osób wspomina dobrze swe dzieciństwo, ale czy to upoważnia go do stwierdzenia, że dzieciństwo mojego pokolenia było do bani. Osobną kwestią jest sprawa zamykania współczesnych obozowisk harcerskich, za co autor tegoż tekstu winą obarcza naszych rodziców. Przecież ci ludzie to przedstawiciele jego pokolenia i również dobrze pamiętają tamten czas. Skoro wtedy było to dla nich tak urocze, to niech mi ktoś wyjaśni, dlaczego teraz boją się wysyłać na takie obozy swoje dzieci, a jeśli już się na to zdecydują, to wnikliwie patrzą na ręce ich organizatorom i bez skrupułów rozliczają ich z wszelkich niedociągnięć? Prawdą bezsporną jest, że kiedyś dzieci spędzały więcej czasu na świeżym powietrzu, ale wynika to przecież z tego, że rodzice im nie tylko na to pozwalali, ale je wręcz do tego zachęcali. Autor tekstu rozprawia się także z obecnymi nadopiekuńczymi matkami, które nie boją się powiedzieć „nie”, gdy nie podobają im się warunki, w jakich mają przebywać ich dzieci. Dalej podaje całe mnóstwo przykładów, które w jego zamierzeniu mają przekonać czytelników, że kiedyś było zdecydowanie lepiej. /pliki/zdjecia/dzie3.jpg Czytelnik „z łezką w oku” czyta więc te wspomnienia swego rówieśnika, o tym, jak to w latach 80. wcinali w lesie jagody bez obawy, że jakiś chory lis mógł je obsikać” i jest wzruszony. Faktem bezspornym jest jednak, że w tzw. międzyczasie świadomość zdrowotna społeczeństwa niepomiernie wzrosła, zatem trudno też chyba dziwić się tej psychozie, jaka obecnie w tym zakresie zapanowała. Dlaczego więc autora tekstu dziwi, że współcześni rodzice tak niechętnie wysyłają dziś dzieci na obozy do lasu, podając często na poparcie swej decyzji fakt, że tam różne stworzenia, które dla ich pociech mogę być niebezpieczne. Prowadzi to jego zdaniem do sytuacji, że dzieci przeżywają dziś prawdziwą traumę, gdy mają wejść do lasu, bo jest to dla nich miejsce totalnie obce, a z drugiej strony ma również niebagatelny wpływ na ich wiedzę przyrodniczą (ponoć nie znamy ani fauny, ani flory charakterystycznej dla naszych obszarów leśnych, a z grzybów znają tylko pieczarki, które widzą na pizzy. Może gdyby obecni rodzice mniej się bali różnych zagrożeń, pozwalaliby dzieciom na więcej, a dzieci nie bałyby się byle pająka. Nie zgodzę się również z twierdzeniem, że moje pokolenia nie bywa w ogóle w lesie, a z grzybów zna tylko pieczarki. Ja bywam, choć akurat zbieranie grzybów mnie faktycznie nie kręci, ale moja koleżanka nie znosi, gdy ktoś używa frazy „emocje jak na grzybach”, ponieważ ona zbiera je namiętnie i jej zdaniem doznania podczas takiego zbierania grzybów lub jagód są niezwykłe. A gdyby ten przykład, trochę anegdotyczny, autorowi nie wystarczył, to zapewniam, że ja mogę wymienić z pamięci co najmniej kilkanaście gatunków grzybów i co nieco o nich poopowiadać. Czy to go jednak przekona, że poszedł w swym uogólnieniu stanowczo za daleko?

„Dziś na lekki ból gardła dzieciaki biorą od razu antybiotyki, a gdy złamią palec, dostają na cały rok zwolnienie z WF. Mnie nikt nie pomagał odrabiać lekcji, bo uczyłem się sam, a za błędy ortograficzne ojciec po kilku ostrzeżeniach w końcu mnie sprał, /pliki/zdjecia/dzie4.jpgbo tłumaczenie swego nieuctwa dysgrafią nie było wtedy tak postępowe jak dziś”. Moim zdaniem autora tu po raz kolejny poniosło i zaczął generalizować. Moja mama wykazuje co prawda nadopiekuńczość wobec mnie (co ja postrzegam jednak jako troskę o swoje dziecko), ale nigdy nie dostawałam od niej antybiotyku na bolące gardło, co najwyżej wodę z cytryną i miodem i zakaz jedzenia lodów (było to najgorsze, co mogło przytrafić się latem). Mam jednak świadomość, że nigdy w historii nie brakowało hipochondryków, przeczulonych na punkcie zdrowia. Prawdą jest jednak, że trafiają się dziś osobniki, które wykręcają się od zajęć z wychowania fizycznego jak tylko mogą, ale są to tylko jednostki, które nie obrazują poglądów na aktywność fizyczną całego pokolenia. Myślę, że i w przeszłości nie brakowało takich jednostek. Jeśli zaś chodzi o odrabianie lekcji, to odkąd pamiętam ja robiłam to z reguły sama (bardzo rzadko poprosiłam mamę o pomoc), a z tego co wiem „korki” to również nie jest wymysł naszych czasów, choć z pewnością nie były kiedyś tak popularne i powszechne jak dziś. A dysgrafia także znana jest psychologom i pedagogom od bardzo wielu lat (nawiasem mówiąc to, co autor miał na myśli nazywa się dysortografią, a to z dysgrafią nie ma za wiele wspólnego). Skądinąd wiem, że już przed wielu laty niektórzy mieli możliwość dyktowania matury, którą zapisywał nauczyciel, a cały egzamin był nagrywany na kasetę (obecnie uczniowie z orzeczeniem o dysgrafii piszą ją na komputerach). No i najlepsze na koniec. Bicie jako forma motywowania. Bo nie ma to jak sprać swą pociechę, aby zmobilizować ją do uzyskiwania lepszych wyników. A czy to istotne, że taka przemoc fizyczna pozostawia trwały uraz w psychice dziecka i bywa często powodem różnych problemów natury psychicznej w wieku dorosłym? Zaiste świetny argument.

„Gdy dostałem manto od najsilniejszego łobuza na podwórku i wróciłem zapłakany do domu, ojciec powiedział, żebym się nie mazgaił, bo mężczyzna musi stawiać czoła przemocy”./pliki/zdjecia/dzie5.jpg Tak, a wykresy wskazujące radykalny wzrost samobójstw wśród mężczyzn w wieku dojrzałym, to zapewne przypadek. Ja wiem, że to mocne słowa, ale męska depresja to temat bardzo trudny i poważny, który autor sprowadza do banału, twierdząc, że kodeks Hammurabiego załatwiał w tamtych latach wszystko. Chcąc wychować mężczyznę, nie należało mu umożliwiać poznanie własnych emocji i uczyć go radzenia sobie z nimi. Faktycznie najlepiej było mu powiedzieć, aby się nie mazał, bo to takie niemęskie. Kompletnie nie rozumiem, dlaczego autorowi tekstu podoba się model wychowania chłopców oparty jedynie o przemoc. Czyżby byli organicznie odporni na argumenty i wszelkie inne metody? A może to jednak rodzicom brakowało wiedzy i umiejętności, dlatego uciekali się do tego co najłatwiejsze, czyli przemocy? Dlaczego tylko kobietom daje pan prawo dzielenia się ze sobą swoimi troskami i problemami, rozmawiania o emocjach i uczuciach, a odbiera je pan chłopcom? I nie mam tu na myśli mazgajenia się, tyko umiejętność nazwania swoich uczuć czy emocji, wyrzuceniu ich z siebie i szczere obgadania problemów, a nie tłumieniu ich w sobie, co kończy się nad wyraz często tragicznie. Czy to nie szowinizm panie Rafale? Dzięki panu w mojej głowie zmienił się obraz starszego pokolenia, głównie mężczyzn. I co pan na to?

„Cokolwiek zaczynają robić, robią to już nie tyle dla siebie, co dla poklasku, dla pokazania innym” – pisze pan Drzewiecki. Okej, z tym akurat zgodzę się, ale tylko dlatego, że taka jest ludzka natura. Kiedyś również miało to miejsce, ale skala tych działań była mniejsza i mniej powszechnie zauważalna, choćby dlatego, że wcześniejsze pokolenia nie miały możliwości korzystania z Internetu. Myślę, że gdyby taką możliwość miały, to wyglądałoby to podobnie. Poza tym trudno i w tym przypadku generalizować, bo według mnie zawsze żyły takie osoby, które robiły to jednak dla siebie, dla swojego dobrego samopoczucia, a nie dla innych, czyli nie po to, by zadawać szyku. Nie zgodzę się jednak z tezą autora, że wszyscy ludzie z mojego pokolenia robią wszystko, by świat kręcił się tylko wokół nich. /pliki/zdjecia/dzie6.jpgOwszem, są takie jednostki, ale generalizowanie również postrzegam jako nadużycie. Historia pokazuje, że takie postacie były także w wiekach minionych i wcale nie stanowiły takiej rzadkości, ale z pewnością nie miały takich możliwości technicznych, jakie mamy my.

„[…] Żyją w tyranii optymizmu, przekonani, że mogą wszystko, że mają równe szanse, że wystarczy chcieć, by mieć. A nie potrafią poradzić sobie nawet z komarem, a co dopiero z krytyką czy wzięciem odpowiedzialności za innych”. W tym fragmencie poniosło autora po raz kolejny. Nie sądzą, aby przedstawiciele mojego pokolenia tak właśnie postrzegali świat i funkcjonowali. Nie spotkałam się z tym, aby moi rówieśnicy twierdzili, że jesteśmy równi i mamy takie same szanse. Wprost przeciwnie. Doskonale widzimy, jak bardzo się różnimy, stąd też jesteśmy świadomi, że nasze szanse też nie mogą być równe. A jeśli chodzi o reakcję na krytykę, czy branie odpowiedzialności na siebie, to chyba nie różnimy się tym zbytnio od poprzednich pokoleń. Mogłabym tu przytoczyć przykłady wielu ludzi z pańskiego pokolenia, które mają z tym nie mniejszy problem.

Porównując zachowanie uczniów w USA z ich rówieśnikami z Japonii i Chin, gdzie rodzice i nauczyciele stosują kary cielesne za złą naukę, autor doszedł do wniosku, że stres i straszenie zwiększają szansę na osiągnięcie celów. Zaś sztuczne wzmacnianie u dzieci poczucia własnej wartości powoduje, że gdy ci młodzi ludzie dorosną, to nie poradzą sobie nawet z niewielkimi porażkami. Kolejna teza, z którą absolutnie się nie zgadzam. Ja rozumiem, że puste pochwały nie dają niczego dobrego, ale czy naprawdę nie lepiej docenić dziecko, kiedy się bardzo stara i zwrócić mu uwagę na rzeczy, nad którymi powinno jeszcze popracować, by efekt zadowalał wszystkich, zamiast je bić i zastraszać? Nie myślę tu o bezstresowym wychowaniu, bo mądra kara jest moim zdaniem czasami potrzebna, ale przecież nie musi być to jednak kara cielesna, krzyk czy zastraszanie. Czy nie lepiej pana zdaniem wskazać spokojnym, stanowczym tonem błąd, doradzić, jak można by to zrobić lepiej i zmotywować dziecko do działania? /pliki/zdjecia/dzie7.jpgPewnie tak, ale to wymaga posiadania choćby podstaw wiedzy psychologicznej, pomysłów, no i na pewno wysiłku ze strony rodziców, czyli przedstawicieli pańskiego pokolenia, a to jak widać stanowi niemały problem.

Oczywiście tekst pana Drzewieckiego zawiera również tezy, z którymi trudno polemizować. Kondycja fizyczna obecnego młodego pokolenia jest o wiele słabsza i obecne nadopiekuńcze matki może często zbyt pochopnie chronią dzieci przed sytuacjami, które mogą być niekiedy dla nich trudne lub nieprzyjemne, choć dla prawidłowego rozwoju mogą okazać się bezcenne. Prawdą jest i to, że dzieci wychowuje się dziś tak, aby były nie tylko fizycznie bezpieczne, ale i nie przeżywały emocjonalnych rozterek, co nie jest dobre. Zgadzam się z autorem, że warto by było w tym względzie kierować się rozsądkiem. Rozumiem także, że dla większości ludzi czasy, w których się wychowywali są najpiękniejsze, ale nadużyciem jest, gdy nostalgia staje się jedynym słusznym wyznacznikiem tego co dobre.

„Każde pokolenie ma własny czas. Każde pokolenie chce zmienić świat. Każde pokolenie odejdzie w cień. Każde pokolenie ma własny głos. Każde pokolenie chce wierzyć w coś. Każde rozpłynie się” – śpiewał kiedyś Grzegorz Skawiński z zespołem Kombi (tekst Jacek Cygan). Nie ma nic przeciwko, by każde pokolenie zabierało głos w tej sprawie, ale bardzo ważne jest jednak moim zdaniem to, aby patrząc z nostalgią na czas miniony, nie pozwalać sobie na potępienie w czambuł czasu teraźniejszego.

Artykuł pana Rafała Drzewieckiego, z którym podjęłam próbę polemiki, znajdziecie tutaj.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.5 /62 wszystkich

Komentarze [8]

~Lewy twix
2021-06-16 12:27

Ale swoją drogą Drzewiecki trochę racji ma.

~Błażej
2021-06-03 09:39

Tekst dobry. Warto było go przeczytać.

~Karol
2021-06-01 21:06

Brawo. Tak trzymaj dalej.

~Iwona
2021-05-31 16:37

Naprawdę niezły tekst. ode mnie piątka.

~Marzena
2021-05-23 22:29

Jak dla mnie bomba. Kapelusze z głów.

~Anna
2021-05-23 09:44

BRAWO WSPANIAŁY TEKST . JESTEM POD WRAŻENIEM

~Rose
2021-05-22 17:32

Brawo, bardzo ciekawy artykuł

~Była Lesserka
2021-05-22 17:12

Brawo Luna! Świetny artykuł polemiczny. Tak trzymaj!

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry