Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Dzień jak każdy [...] inny   

Dodano 2012-03-21, w dziale opowiadania - archiwum

Otwieram oczy i podnoszę głowę z poduszki. Zaspałem. A nie, przecież dziś sobota. Uspokojony próbuję raz jeszcze zatracić się w objęciach Morfeusza. Oczywiści nadaremno. Sprawdzam więc godzinę na telefonie. Jest dopiero ósma, ale zdaję sobie sprawę z tego, że już nie zasnę. Leżę jeszcze chwilę, ale trzeba wstać. Czynię na sobie znak krzyża, tak jakoś odruchowo, nie dlatego, że muszę, nie dlatego, że chcę. Wstaję i dość niezdarnie naciągam szlafrok na grzbiet.

Za oknem widzę pokryte śniegiem miasto. Mróz sprawia, że ludzie chowają twarze w kołnierzach, garbią się, trzymają ręce w kieszeniach. Chodzą szybko, byle dotrzeć do celu, byle dotrzeć do ciepła, jakże to ludzkie, jakże zwierzęce. Jezdnia zamieniła się w błotniste bajoro, wypełnione roztopionym śniegiem, solą i piaskiem.

Na parapecie przycupnął ptaszek, być może wyczuwa wyciekające przez nieszczelne okna ciepło. Czego tu szukasz, głupi? Zaraz reflektuję się, otwieram szufladę, w której wczoraj... nie, dziś już... schowałem paczkę paluszków. Zostało kilka. Otwieram okno, krusząc w dłoniach jednego i wysypuję okruchy na parapet. Stworzonko przezwycięża strach i nie odlatuje. Czego ma zresztą szukać? Przecież ja je karmię. Najpierw pierwszy, potem drugi, trzeci, piąty lądują okruszki na parapecie, czwartego przeżuwam sam. Zimno, kurde. Zamykam więc okno, zostawiając ptaszka sam na sam z jego śniadaniem.

Schodzę po schodach. Jak to dziwnie w szlafroku i klapkach, bez pośpiechu. Mama kazała wyciągnąć naczynia ze zmywarki, ale o tym przypominam sobie dopiero wtedy, gdy okazało się, że nie ma w czym zaparzyć herbaty. Coś tam jeszcze mówiła rano, wychodząc do pracy, ale kto by to spamiętał?

Siedzę przy stole, jem i czytam gazetę. Jest i krzyżówka, tylko te hasła - zawsze takie same. Nie posłodziłem herbaty, wstaję więc i wyciągam cukier z szafki. Jedna łyżeczka, druga, trzecia... czwarta. Przecież wziąłem duży kubek. Krzyżówka rozwiązana, zostały jeszcze dwie, ale to na później, mam jeszcze cały dzień.

Stoję przed lustrem i patrzę w zmęczoną szarością dnia codziennego twarz. Przejeżdżam ręką po policzku. Ogolę się jutro. Poprzestaję na wyszczotkowaniu zębów.

„Ty kurwo!” – córka sąsiada znowu nie wróciła na noc do domu. A przecież pamiętam czasy, w których bawiliśmy się razem w jednej piaskownicy, ganialiśmy po podwórku i całe dnie wisieliśmy na trzepaku. Cóż, dziewczynki dorastają szybciej. Tylko po co? Tylko do czego? Widuję ją czasem, wychodzącą gdzieś, w towarzystwie różnych chłopców. Nawet „cześć” nie powie. Nie pamięta, przecież teraz jest taka dorosła, dlaczego więc ma zadawać się z kolegą z dzieciństwa?

Pani w radio mówi o jakimś wypadku drogowym, w którym zginęło troje ludzi. Po chwili stwierdza, że trzeba puścić coś na rozgrzanie. I istotnie, grają jakiś utwór, ponoć przebój, który nuci cały świat. Ja go nie znam, ale przecież nie będę z tego powodu rozpaczał. Znowu wiadomości, jakiś żart, ale chyba nie zrozumiałem puenty, bo mnie nie rozbawił. I znów leci największy hit tego miesiąca i kolejny, którego również nie znam.

Schodzę sprawdzić skrzynkę na listy. Jest zaległa pocztówka świąteczna od ciotki z Austrii, jakieś rachunki, kartka od kolegi z wymiany. Pisze, że u niego everything is OK. Muszę mu odpisać, ale nie dziś, nie jutro, przecież się nie pali. Niby można mejlem, niby szybciej, ale przecież się nie pali. Niby taniej, ale jakoś mi nie szkoda na ten znaczek, zawsze jakoś inaczej. Ale czy lepiej?

Wychodzę na basen, podobno zimą to zdrowo. Jaka ta woda mokra. Nie ma wielu ludzi, pewnie coś załatwiają, rozwiązują problemy. Nikogo znajomego, ale czy to coś zmienia? Wbrew obiegowej opinii ratownik nie jest przystojnym i opalonym Latynosem. Pan Staszek ma żonę, czterdzieści lat na karku i trójkę dzieci. Jest bardzo sympatyczny, a latem czasem dokłada dzieciakom do lodów.

Jakieś dwie gimnazjalistki starają się wyglądać na dorosłe, a, prawdę powiedziawszy, kończy się to na tym, że ich stroje kąpielowe nie są różowe. Do czego im się tak spieszy?

Wracam już, karnet wystarczył tylko na jeszcze jedno wejście. Może pójdę w przyszłym tygodniu? Mijam bar z chińskim jedzeniem, potem kebab-bar, potem jeszcze „Buenos-nacho”. Kiedyś był tam bar mleczny „U Jasia”, ale już nie ma, więc nie mogę zamówić sobie talerza rosołu.

Idę dalej, już niedaleko do mojego bloku. Ludzie nie odpowiadają na moje „dzień dobry”. Może pozawijani w szaliki, czapki i kaptury nie słyszą?

Mama wróciła i właśnie robi obiad. Na jej „Co tam?” odpowiadam „Nic”. Ona nie pyta więcej, nigdy zresztą nie pyta. Dziękuje mi jeszcze za wyjęcie naczyń ze zmywarki - zdążyłem już o tym zapomnieć.

Jem, a mama mówi coś o ciotce z Austrii, coś o mydle, proszku do prania. Tylko przytakuję i rzucam „Yhym” pomiędzy kolejnymi kęsami. Zdaje mi się, że nie pierwszy raz mówi o tych proszkach.

Ktoś puka do drzwi. Mama akurat wyszła, więc otwieram i już po chwili Kasia wisi na mojej szyi. Płacze, znaczy znowu rzucił ją chłopak.

Znamy się od tak zwanego zawsze, mój tata pracuje z jej tatą. Razem chodziliśmy do przedszkola, podstawówki, gimnazjum, a teraz liceum. Dziwnym trafem nie znalazła sobie nigdy przyjaciółki, więc wszystkie problemy roztrząsała ze mną.

Dzisiejsza sytuacja niewiele różniła się od poprzednich. „Dlaczego wszyscy faceci to świnie?” - pytała mnie po raz kolejny, a ja znów musiałem się powstrzymywać, żeby nie powiedzieć „A dlaczego wy wszystkie jesteście takie naiwne?”.

Tak jakoś dziwnie mi się robi, gdy wtulona we mnie opowiada o swojej stracie. Nie jest mi smutno, bo nigdy tego dupka nie lubiłem, ale przecież nie mogę się cieszyć, kiedy ona płacze. Gdybym chodził do psychoterapeuty, radziłby mi postąpić, jak na amerykańskich filmach. Ale to było coś innego.

Poszła już, wypłakawszy się wcześniej i poprzysiągłszy, że to był ostatni raz. Mama śpi, a ja oglądam jakiś (o ironio) amerykański film o problemach uczuciowych nastolatków. Będę po tym znowu odczuwał potrzebę związku emocjonalnego. Mam w szufladzie tabliczkę gorzkiej czekolady. Zjem i mi przejdzie, zawsze przechodzi.

Znowu się żegnam i kładę do łóżka. Zasypiam. Jutro będzie następny (taki sam) dzień.


II miejsce w konkursie literackim XX Szkolnego Przeglądu Talentów


Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.2 /82 wszystkich

Komentarze [15]

~calii
2012-05-11 21:48

Twój najlepszy tekst ;)
jestem pod wrażeniem!!!

~mnich
2012-04-26 18:25

widać fenrir że się nie znasz i nie umiesz docenić czyjejś pracy. rewelacyjnie Jaskier

~fenrir
2012-03-23 14:30

Jak dla mnie słabe…

~suprise
2012-03-23 14:23

@stan
zabawne! lepiej do szkoły przyjdź kolego z mat-geo.

~stan
2012-03-22 21:43

@suprise
ani Haiti.

~suprise
2012-03-22 17:01

@stan
najważniejsze,że nie Kuba

~Michaszek
2012-03-22 12:33

Moim zdaniem twoje teksty rozwalają system :)

~G.idA
2012-03-21 22:30

Opowiadanie świetne jak wejście perkusji w ,,Cztery osiemnastki”.

~suprise
2012-03-21 21:11

stan
A szkoda,że nie Stefan

~stan
2012-03-21 20:56

@suprise
Bo nie Stefan

~wazon
2012-03-21 20:47

Prawdziwy mężczyzna po wstaniu nie zakłada szlafroka!

~suprise
2012-03-21 20:44

podoba mi się. zresztą nie może być inaczej :)
ale dlaczego akurat “Kasia” ?

~iriee
2012-03-21 20:43

Ps. Przeglądam resztę prac. Brawo, bardzo ciekawie :)

~iriee
2012-03-21 20:33

Zakochaj sie.

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry