Efekt czarnoskórego prezydenta
Każdy z nas słyszał zapewne o zjawisku zwanym „déjà vu” i chyba też każdy przynajmniej raz w życiu go doświadczył. Odnosimy wtedy wrażenie, że dana sytuacja już nam się kiedyś w przeszłości przytrafiła lub że byliśmy już w danym miejscu, mając jednocześnie pewność, że to niemożliwe. Badacze ludzkiego umysłu od kilkudziesięciu lat głowią się nad wyjaśnieniem przyczyn tego zjawiska. Tymczasem ostatnio sporo mówi się o jego przeciwieństwie, czyli efekcie Mandeli, jednej z najbardziej oryginalnych i specyficznych teorii ostatnich lat.
To zjawisko pojawiło się kilka lat temu, ale głośno o nim zrobiło się dopiero niedawno. Skąd się właściwie wzięła ta nazwa i na czym ono polega? Otóż wszystko zaczęło się w 2010 roku, kiedy to blogerka Fiona Broome stworzyła ten termin. W ten sposób chciała opisać ciekawą sytuację, która miała miejsce na konwencie Dragon Con. Wiele osób, z którymi tam wtedy rozmawiała, twierdziło, iż prezydent RPA – Nelson Mandela zmarł ponad trzy dekady temu. Miało to mieć miejsce w roku 1980, podczas gdy przebywał w więzieniu. Niektórzy nawet twierdzili, że śmierć przywódcy walki z apartheidem była szeroko komentowana w prasie i mediach na całym świecie. Ci „świadkowie” pamiętali również jego pogrzeb oraz mowy żałobne. A przecież powszechnie znanym faktem jest to, iż ów czarnoskóry prezydent zmarł dopiero w 2013 roku. No właśnie… Ale czy aby na pewno?
Wątek rozprzestrzenił się w Internecie. Jak się okazało, podobnych informacji na świecie jest całe mnóstwo. Na stronie MandelaEffect.com, możemy przeczytać relacje osób, które mają wrażenie , że utkwili w innej rzeczywistości. Przykładowo niektórzy twierdzą, że USA ma 51 lub nawet 52 stany (naprawdę jest ich 50), a podczas zamachu na J.F. Kennedy’ego w aucie towarzyszyły mu cztery osoby, a nie sześć. Różnice dotyczą nawet kwestii geograficznych. Przeglądając ww. stronę internetową można natknąć się na informacje, jakoby Japonia, Nowa Zelandia czy Sycylia leżały na zupełnie innych szerokościach i długościach geograficznych, niż nam się to tu i teraz wydaje. Co ciekawe, różne zdania można usłyszeć także o kolorze oczu Adolfa Hitlera czy znakach zodiaku. Jednak wiele historyjek dotyczy takich prostych rzecz jak zakończenia filmów, książek bądź też nazw znanych marek czy produktów albo nazwisk celebrytów.
Interesujący przypadek opisała też Hiszpanka Lerina Garcia. Ta twierdziła, że obudziła się pewnego dnia, po czym zorientowała się, że znajduje się chyba w zupełnie innym wymiarze. Większość rzeczy z jej życia zgadzała się, jednak kobieta odczuła też znaczące różnice, np. była przekonana, że zajmuje w pracy zupełnie inne stanowisko.
Zainteresowani tematem twierdzą, że nie jest to żadna teoria spiskowa ani zbiorowa hipnoza, a nawet da się to w logiczny sposób wytłumaczyć. Niektórzy naukowcy twierdzą, że zjawisko to jest dowodem na istnienie równoległych wszechświatów. W każdym z nich dochodzi do niezliczonych wersji danych wydarzeń. Od czasu do czasu dochodzi do interakcji pomiędzy naszą rzeczywistością, a którąś z tych alternatywnych, czego efektem jest właśnie słynne déjà vu bądź też zjawisko, o którym mowa. Twórcą koncepcji o równoległych wszechświatach był wzgardzony w latach swojej działalności, a cieszący się obecnie niemałą sławą fizyk – Hugh Everett III, który zinterpretował pogląd na mechanikę kwantową, tworząc własną kwantową teorię wielu światów. Uczony doszedł do wniosku, że świadomość ludzka odgrywa właściwie małą rolę, a nasz wszechświat niezależnie od niej polega podziałowi przy każdym zderzeniu kwantowym. Innymi słowy – ile możliwych wyborów możemy podjąć w danej sytuacji, tyle istnieje linii rzeczywistości. Tym samym, w równoległych do naszej rzeczywistościach żyją nieskończone ilości naszych kopii, które realizują każdy możliwy scenariusz naszego życia.
Teoria, teorią. Sam Everett wierzył w nią tak silnie, że niespecjalnie dbał o swoje zdrowie. Twierdził, że tak czy inaczej żyje gdzieś w równoległym świecie. Można więc powiedzieć, że śmierć z jego punktu widzenia nie istniała. Natomiast ludzie, którzy nie za bardzo chcieli uwierzyć fizyce kwantowej i serii równań na tablicy, przyswoili sobie raczej wersję, iż cały „Efekt Mandeli” to nic innego jak zbiorowa hipnoza, choroba psychiczna lub po prostu zwykłe urojenia. Być może jest to efekt przeładowania naszych mózgów niepotrzebnymi informacjami, które otaczają nas przecież na każdym kroku oraz brakiem wyćwiczonej pamięci.
Myślę, że prawdy nigdy się nie dowiemy, podobnie zresztą jak w przypadku zjawiska „déjà vu”. Cała sprawa jest jednak dość ciekawa i uważam, że współczesna nauka, badania oraz możliwości, jakie posiadają psychologowie, pozwolą nam jednak choć trochę zbliżyć się do rozwiązania tej zagadki. A może pewnego dnia i my obudzimy się z przekonaniem, że znaleźliśmy się w jakimś innym wymiarze…
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?