Euro refleksje
Popularny na fejsbuku FAKTOID przygotował świetną okładkę. Widzimy na niej Magdę Gessler, która zachęca piłkarzy, aby zrobili z Rosjan pierogi. Po nie do końca udanej greckiej sałatce, były to życzenia dla wielu zbyt wygórowane. Ba, znaczna część kibiców sugerowała, że Rosjanie nas po prostu rozgromią. Tymczasem byliśmy świadkami pięknego spotkania, w którym Polacy byli lepsi. A to bracia Moskale czuli się jak na czeskim filmie.
Na dwa dni przed meczem z Grecją pojechałem do Warszawy. Podekscytowanie i nadzieja mieszała się z niedowierzaniem, że się UDAŁO. Przechadzając się Krakowskim Przedmieściem, czy też stojąc na przystanku autobusowym, nie dało się nie odczuć atmosfery tych Mistrzostw. Stolica jest po prostu solidnie na ten turniej przygotowana. To jest fakt – podobnie jak i to, że ZAWSZE znajdą się tacy, którym coś nie spasuje. Tak już jest, a u naszych rodaków to już niestety przypadłość pokoleniowa.
Tysiące kibiców, począwszy od tradycyjnie ekspresyjnych i głośnych Włochów po Rosjan, którzy chodzili po Warszawie jakby nie dowierzając, że to naprawdę jest stolica Polski. Wszyscy bawili się doskonale. W głowie ciągle mam piękne sceny, kiedy to grupki kibiców różnych drużyn zatrzymywały się, walczyły na doping – a na koniec symbolicznie wymieniały się szalikami swoich drużyn. Piłka nożna połączyła ludzi z całej Europy i sprawiła, że Polska jest teraz już nie tylko geograficznie w jej centrum.
Niezwykła jest także atmosfera w Strefie Kibica. Będąc tam, czujesz się jak na wielkiej imprezie, której motywem przewodnim są biało-czerwone barwy, a didżejski set przygotowuje dwudziestu dwóch facetów biegających po nadzwyczaj zielonej murawie. To oni rozgrzewają publiczność i to oni sprawiają, że serce rośnie. A podczas meczu z Grekami rosło zdecydowanie często.
Strefy Kibica są w całym kraju. Te wielkie, przygotowane dla tysięcy ludzi, ale i te mniejsze w restauracjach czy pubach. Mamy także te nasze, domowe. Tu jest miejsce i dla domowego trenera Smudy i mistrza analizy na wzór Jacka Gmocha. Atmosfera euro-euforii ogarnęła nie tylko Warszawę i miasta, w których odbywają się mecze. To ważne wydarzenie dla Polski, w której nadal mimo wszystko brakuje autostrad i lotnisk, drogich hoteli i wykwintnych knajp. Tu wszędzie kibicuje się jednak tak, jak każdy z nas tylko potrafi. Mimo różnic politycznych, ekonomicznych, światopoglądowych, wszyscy kibicujemy Polakom. Myślę, że tak w głębi serca dobrze życzy naszym nawet Jan Tomaszewski i Kazimiera Szczuka.
Około pierwszej w nocy wracałem do domu, po wspólnym oglądaniu z przyjaciółmi meczu Polska – Rosja. Było już rzecz jasna ciemno, stąd powrót do domu nie stanowił najprzyjemniejszej części tego wieczoru. Zazwyczaj, widząc jakieś zorganizowane grupki młodych ludzi, które hałasują i robią nocny zamęt, schodzę im z drogi. Tego wieczoru wyglądało to jednak zupełnie inaczej. Ludzie, których nie znam, zatrzymywali się i wspólnie komentowaliśmy mecz, przyznając, że możemy być dumni z naszej reprezentacji. I chociaż były grubo po 22, to nie zważając na ciszę nocną skandowaliśmy, bo „biało-czerwone, to barwy niezwyciężone”.
Nie psujmy tej atmosfery. Uda nam się, nie uda – jasne, to ważne, ale najważniejsze, że udało się nam jako Polsce przygotować do tego turnieju tak dobrze. Abstrahując od politycznych sympatii, stanęliśmy na wysokości zadania. Mogliśmy wiele rzeczy zrobić lepiej – takie opnie często słyszę – ale zostawmy to dziś, jest jak jest i jest dobrze. Cieszmy się, bo trwa naprawdę fantastyczne święto w tym kraju. Nie pozwólmy, by jacyś kretyni w kominiarkach, z pseudo patriotycznymi hasłami na ustach psuli nam tę naszą imprezę. Obojętnie czy będą to Polacy, Holendrzy czy Rosjanie. Jedno, wielkie narodowe WETO przeciwko rozwalaniu tego turnieju.
Panuje powszechna opinia, że Euro to rozrywka dla facetów. Nie mogę się z tym zgodzić. Zarówno w Warszawie jak i tu w Tarnobrzegu spotykam wiele dziewczyn, których również ogarnęła biało-czerwona gorączka. Być może, w nieco innym stopniu, niż facetów, bo Panie kibicują biało-czerwonymi paznokciami, ustami, włosami i Bóg jeden wie czym jeszcze. Moja dziewczyna z dziką pasją zarzeka się jednak, że dokładnie wie na czym polega spalony, chociaż nieco gorzej idzie jej z tłumaczeniem. Ale czy właśnie to nie jest piękne?
PS. To mój ostatni artykuł dla SGI Lesser. Dziękuję!
Za komentarze w internecie i w realu – za te pełne konstruktywnej krytyki, ale i za te agresywne i często mocno irytujące. Za nie jestem chyba najbardziej wdzięczny, bo najmocniej motywowały mnie do pisania.
Za czas spędzony w redakcji, który będę często wspominał. Profesor Ryba miał dla mnie nie raz anielską cierpliwość, choć spieraliśmy się regularnie i nie raz strzelaliśmy fochy. Mimo wszystko było fantastycznie, bo połączyła nas wszystkich pasja pisania. Raz wychodziło lepiej, raz gorzej, ale ocenę zostawiam już wam. Żegnam się i dziękuje raz jeszcze, to był niezwykły czas.
Grafika: własna oraz
Komentarze [8]
2012-06-21 18:12
Czaby morze babola poprawić w wyrazie “karze”.
2012-06-20 08:34
to że bramkarz może być to raczej oczywiste, nie? ale i tak super się czepić :)
2012-06-18 23:26
nie prawda, bramkarz moze byc
2012-06-18 18:26
spalony polega na tym, że w chwili podania graczowi piłki nie ma między nim a bramką przeciwnika gracza drużyny przeciwnej. banał!
2012-06-16 09:00
A może Andrew będzie NATEMAT pisał???
2012-06-15 23:39
a czego odchodzisz ?
2012-06-15 22:24
fajny artykuł na koniec. lubiłam czytać twoje teksty
- 1