Gdzie ta heroina?
Wiecie, jakie zagadnienie mnie ostatnio trapi? Niedobór postaci kobiecych w popkulturze. Poważnie. Poruszałem już niegdyś ten problem (odsyłam do tekstu pt. Cyckami i mieczem), ale dzisiaj chciałbym spojrzeć na niego z nieco inne perspektywy i zastanowić się, dlaczego w filmach akcji brakuje dobrze napisanych postaci kobiecych? Takich, które nie byłyby wyłącznie nagrodą dla głównego bohatera?
Lara Croft została zaprojektowana jako wabik na onanistów, księżniczka Peach to pieprzona królowa dam w opresji, a superbohaterki z komiksów notorycznie dostają od rysowników umiejętność hipnotyzowania za pomocą tego, czego kostium nie jest w stanie ukryć. Wonder Woman dopiero niedawno zaczęła nosić spodnie, a jest przecież jedną z trzech czołowych postaci wydawnictwa DC. W czym tkwi problem?
Filmy naprodukowały przez lata całą masę męskich bohaterów. Można więc ustalać ranking najlepszych postaci granych (tylko!) przez Arnolda Schwarzeneggera (wyłącznie!) w filmach science-fiction. A przecież na nim nie kończy się lista aktorów, którzy swoimi rolami zapisali się w popkulturze. Po drugiej stronie barykady stoją we dwie: Sarah Connor i Ellen Ripley.
Jak dowodzi Joseph Campbell, wszystkie obecnie powstające historie są reinterpretacjami wątków i motywów obecnych w kulturze od… no od zawsze. Jeśli przyjrzymy się greckiej mitologii, to zauważymy, że kobiety nie odgrywały w niej tak dużej roli jak mężczyźni. Była Ariadna, która pomogła Tezeuszowi wydostać się z labiryntu, Helena - przyczyna wybuchu wojny o Troję i ta, no… Hippolita - zabita i rozebrana przez Heraklesa w ramach zaliczania przez niego kolejnego zadania. Przez moment chciałem w opozycji przedstawić Andromedę, ponieważ miałem na VHS-ie film, w którym zrobiła ten przekręt z Mulan i żołnierzowała, ale szybko uświadomiłem sobie, że w oryginale jest tylko kolejnym punktem na liście bohaterskich wyczynów Perseusza. Dosłownie. Wracał do domu po zabiciu Meduzy i dostrzegł uwięzioną księżniczkę wydaną na pastwę potwora. I ją uratował. To jest odhaczanie kolejnych punktów: zabić potwora, uratować księżniczkę, pomścić rodzinne krzywdy itd. Średniowiecze nie było łaskawsze z tym całym swoim etosem rycerskim i modelem władcy idealnego. Kobiety były tylko do uwielbiania, jak Izolda i Ginewra. Można oczywiście sięgnąć poza nasz krąg kulturowy i wskazać na przykład Szeherezadę, która przez tysiąc i jedną noc opowiadała o Sindbadzie, Ali-Babie, Alladynie i innych facetach, którzy robili fajne rzeczy w różnych ciekawszych od sypialni wezyra miejscach.
Istnym tyglem obecnych w kulturze motywów są animacje wytwórni Walt Disney Animation Studios. Ludzie od Myszki Miki wielokrotnie podchodzili do baśni, reinterpretując je na swoje potrzeby i dopasowując do standardów epoki, co tylko potwierdza słuszność tez Campbella. Jako że z biegiem czasu średniowieczne bajki opowiadane wtedy przez stare niańki obrosły w magię, księżniczki, wróżki i całą resztę kolorowych atrakcji, które podobają się dzieciom, postanowiono to umiejętnie wykorzystać. Po sukcesie Królewny Śnieżki (1937) następną animacją czerpiącą z klasycznych historii był Kopciuszek (1950). Ten film uratował wytwórnię, nic więc dziwnego, że do motywu księżniczek powracano później jeszcze wielokrotnie. Powstało nawet określenie „disneyowska księżniczka”, choć można dyskutować, czy jest ono jednoznaczne. Nie sposób bowiem nie zauważyć zmian, jakie nastąpiły w procesie pisania charakterystyk głównych bohaterek.
Śnieżka i Kopciuszek (w pewnym sensie również Aurora ze Śpiącej Królewny) wpajają pewną postawę. Oczywiście, bycie nagrodzonym za posłuszeństwo i ogólnie pojętą dobroć jest jak najbardziej w porządku i nie można się tego czepiać. Jednak sposób przedstawienia tych bohaterek zostawia na ludzkiej psychice ślad, bo sprzątanie i mycie garów po siedmiu krasnoludach jest główną czynnością, jaką jedna z nich wykonuje w filmie, a potem popisuje się głupotą i gdyby nie nagłe pojawienie się księcia, to by umarła na śmierć. Nie do końca tego szukamy.
To była jednak pierwsza animacja tej wytwórni. Potem zdecydowanie się poprawili. Już Mała Syrenka (1989) zapowiadała zmiany w pisaniu głównych bohaterek, które dostrzegamy w Aladynie oraz Pięknej i Bestii. Jeśli pamiętacie, to dobrze, jeśli nie, to musicie uwierzyć mi na słowo - one tam wszystkie chciały więcej - więcej od życia, ucieczki od monotonii, czegoś im brakowało. Zachowywały się jak nastolatki, tylko bez alkoholu, imprez i nieplanowanych ciąż. Za to każda uciekła z domu i znalazła sobie chłopaka, którego jej bliscy nie potrafili od razu zaakceptować. Całkiem życiowe jak na bajkę o pół rybie – pół czerwonowłosej dziewczynie, musicie to przyznać.
Najnowsze produkcje z królewnami idą o krok dalej i właściwie nie można ich traktować jako bajek skierowanych wyłącznie do dziewczynek. Stały się uniwersalne. Trend ten dostrzegamy od roku 2009 i premiery filmu Księżniczka i żaba. Zaplątani (2010) i ubiegłoroczna Kraina lodu kontynuują tylko tę nową modę. Podoba mi się droga, jaką przeszła „disneyowska księżniczka” od sprzątającej u krasnoludów Śnieżki, ratowanej w ostatniej chwili przez pojawiającego się znikąd królewicza, do potrafiącej o siebie zadbać dziewczyny, jaką jest Roszpunka.
Może wydawać się dziwne, że poświeciłem animacjom jednej tylko wytwórni przeszło pół strony tekstu, ale było to konieczne do zobrazowania metamorfoz, jakie zaszły w ich obrębie. Być może już niebawem filmy te będą stanowić fundament, w oparciu o który powstanie „szkoła” pisania postaci żeńskich. Właściwie dzieje się to już na naszych oczach, choć są to jedynie pojedyncze jaskółki, zwiastujące nadchodzącą wiosnę. Nie jestem miłośnikiem Igrzysk śmierci (widziałem tylko pierwszy film), nie czytałem tych powieści, ale nawet ja dostrzegam potencjał drzemiący w bohaterkach takich jak Katniss. Oby niebawem ktoś zaczął je obsadzać w lepszych historiach.
Na pewno zapomnieć, pogrzebać, a potem dla pewności wykopać, uciąć łeb, przebić serce kołkiem, wrzucić do dołu i zalać betonem należy główną bohaterkę Zm… SAGI Zmierzch. Fenomen tego „arcydzieła” (a także całego subgatunku wyrosłego na jego popularności) jest tak niezwykły, że zasługuje na osobny tekst, więc skupię się tylko na Belli. To najbardziej egoistyczna, wyrafinowana i pozbawiona empatii siksa, jaką stworzyła popkultura. Nie można jej w żaden sposób bronić ani wytłumaczyć jej zachowania oraz postawy wobec adorujących ją gości. Nie mogę pojąć, jak to się stało, że plakaty z grającą ją Kristen Stewart znalazły się na ścianach tylu pokoi na całym świecie. To jest niedorzeczne, bo Bella jest kwintesencją złego rozwoju postaci i to pod każdym względem. Ciężko w jej przypadku mówić nawet o jakiejkolwiek zmianie - trzy pierwsze części są o tym, że chce iść z Edwardem do łóżka, a na koniec, gdy już do tego doszło, okazuje się, że ta ich miłość nie miała tak naprawdę znaczenia i była dla Volturich wyłącznie pretekstem… Pisanie o tym czymś boli. Dobrze, że to się już skończyło i niebawem zostanie zastąpione czymś innym, bo nie ma szans na to, żeby było to coś gorszego. Prawda?
Jako że obserwowanie popkultury jest jedną z moich pasji i poświęcam temu zajęciu całkiem sporo czasu, to naprawdę ubolewam nad problemem przedstawionym na początku tekstu. Niezwykle trudno o, powiedzmy, twór, w którym mielibyśmy do czynienia z ciekawą, pełnowymiarową żeńską postacią, a na pewno jest ich o wiele mniej od tych, w których bohaterami są faceci. Twórcy muszą też zrozumieć, że nie chodzi tylko o to, by poświecić nagimi piersiami, bo to zazwyczaj nie czyni historii lub bohaterów lepszymi. Jednocześnie cieszy mnie to, że autorzy zaczynają dostrzegać, iż kobiety mogą być kimś więcej niż tylko sprzątająco-gotującym sprzętem, który trzeba od czasu do czasu wyciągnąć z wieży albo odczepić od rakiety, by nie wyleciał w powietrze. Zmiany są dostrzegalne i zachodzą na naszych oczach (porównajcie MJ Watson ze Spider-Mana Raimiego z Gwen Stacy z The Amazing Spider-Man Webba). Wniosek może być tylko jeden – wkraczamy w epokę pisania zupełnie nowych mitów.
Grafika:
Komentarze [2]
2014-02-14 02:16
Zarąbisty tekst !! Miło i szybki się czyta :)
2014-02-12 14:38
dobrze sie spisales jaskierq nastepnym razem napisz cos o HOMO klimatach bo ja je bardzo lubie
- 1