Gdzieś już widziałam podobną okładkę
Molom książkowym, a szczególnie tym, którzy preferują czytanie na papierze, nie obce jest uczucie déja-vu, którego doświadczają w księgarni bądź bibliotece, buszując między regałami w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego dzieła. Gdy biorę do ręki jakąś nową książkę, często mam wrażenie, że już ją kiedyś widziałam, lecz gdy czytam opis na okładce uświadamiam sobie, że mam ją w ręce pierwszy raz. Skąd więc to wrażenie?
Gdy zobaczyłam na blogu Gosiarelli wpis o okładkowych plagiatach wszystko stało się jasne. Blogerka, która przez kilka lat pracowała w księgarni, nie raz spotykała się z podobnie wyglądającymi okładkami książek z rożnych wydawnictw. Po pewnym czasie zaczęła się temu zjawisku przyglądać uważniej i wtedy przekonała się, że takich „dubelków” jest znacznie więcej. Wyniki swojego małego śledztwa opublikowała na blogu, biorąc pod uwagę oczywiście tylko polskie wydawnictwa, a zebrało się tego wystarczająco, aby niektóre z nich skutecznie ośmieszyć.
Niby książek po okładce się nie ocenia, ale każdy z nas wie, jak skutecznie mogą one czasem odstraszyć czytelnika. Cóż, dobra okładka to też sztuka. A te projektowane dla polskich wydawców rzadko powalają. Jakiś czas temu głośno było w mediach o źle zrobionych okładkach, a blogerzy zastanawiali się w czym tkwi problem. Na Facebooku powstał nawet fanpage „Kupiłbym tę książkę, gdyby nie okładka”. Oczywiście są autorzy i dzieła, które kupimy mimo wszystko, ale nie oszukujmy się, okładki naprawdę mają znaczenie. Czyżby wiec wydawnictwa wolały iść na łatwiznę i postawiły na dublowanie okładek dobrze sprzedających się książek?
Czarna Owca, Książnica, Świat Książki, Drzewo Babel, Elipsa, Nasza Księgarnia, Zysk i S-ka, Rebis, Albatros, Illuminatio, Amber, Jaguar, Prószyński Media, Fabryka Słów, Egmont, Mag, Prószyński i S-ka, Replika, Nowy Świat – niektóre bardziej znane, inne mniej. Nie wymieniałam tu oczywiście wszystkich wydawnictw, jednak zapewne większość miłośników literatury i tak będzie zaskoczona powyższym zestawieniem. Zastanawiam się tylko, czy winę należy zrzucić wyłącznie na leniwych i oszczędzających na każdym kroku wydawców, którzy zamiast stworzyć własną okładkę, wolą wykupić grafikę z Shutterstocka, nie sprawdzając nawet, czy dana ilustracja nie została już kiedyś wykorzystana? To bardzo krótkowzroczna polityka wydawnicza. Niby liczy się przede wszystkim treść, ale jak dane wydawnictwo nam już podpadnie, tzn. poczujemy się oszukani, to potem często (choćby podświadomie) będziemy trzymać się od niego z daleka. A szkoda, bo możemy przegapić wiele naprawdę wartościowych dzieł.
Jest jednak jeszcze coś, o czym nie powinniśmy zapominać. Autor książki dostaje tylko kilka lub kilkanaście procent zysku ze sprzedaży swojej książki. Resztę, czyli około 50 % zgarnia dystrybutor, a 40% wydawnictwo. Moim zdaniem to na tyle solidna suma, aby wymagać od wydawnictw porządnego wykonania roboty, zgodzicie się ze mną?
Jeśli zastanawiacie się, czy któraś z waszych ulubionych książek posiada zdublowaną okładkę, to zapraszam na bloga Gosiarelli (http://www.gosiarella.pl/...), gdzie dowiecie się wszystkiego na ten temat.
Grafika:
Komentarze [3]
2014-06-28 21:34
Że tak powiem… Nie należy oceniac książki po okładce! ;)
2014-06-17 18:19
Są ludzie, którzy kupują książki tylko ze względu na ulubione wydawnictwo. Wymieniając je wszystkie chciałam pokazać, że nie ważne jest ile zarabiają i jak bardzo są znane niektóre z nich, bo jeśli chodzi o dublowanie okładek to w sumie wszystkie są sobie równe.
2014-06-17 17:57
Hej Felico, strasznie krótko to raz, a dwa, wytłumacz proszę, po co wymienialas nazwy wydawnictw?
- 1