Głośny ból
Pomiędzy gorączkowymi przygotowaniami do świąt, a świątecznymi spotkaniami w rodzinnym gronie, usłyszałam o kolejnej tragedii, która wstrząsnęła naszym krajem. Myślę oczywiście o pożarze, jaki 13 kwietnia 2009 r. wybuchł w domu socjalnym w Kamieniu Pomorskim. Aby uczcić pamięć ofiar, prezydent RP ogłosił natychmiast trzydniową żałobę narodową. Chciałoby się powiedzie - znowu.
Według wszechwiedzącej Wikipedii, żałoba narodowa ogłaszana jest po śmierci wybitnej osobistości lub z powodu wielkiej katastrofy; na skutek tragicznych wydarzeń w kraju, w którym ją zarządzono, ale także jako rodzaj hołdu złożonego ofiarom podobnych zdarzeń poza granicami państwa. (...) W okresie obowiązywania żałoby narodowej flagi państwowe na gmachach publicznych zostają opuszczone do połowy masztu lub przepasane kirem. Do uczczenia pamięci zobowiązane są też media, poprzez ograniczenie nadawania programów rozrywkowych. Cel, wydawałoby się, jak najbardziej szczytny i niepodlegający dyskusji. Niemniej jednak, ośmielam się przedstawić nieco inne, odmienne spojrzenie na ten wyraz hołdu dla ofiar i współczucia dla ich rodzin.
Katastrofa w Kamieniu Pomorskim pochłonęła 22 ofiary. Większość z nich, to dzieci. Niewyobrażalny musi być ból bliskich tych ludzi, a ich nadludzka siła, by przetrwać to nieszczęście, jest bezsporna. Ogrom tego cierpienia potrafią z pewnością zrozumieć Ci, którzy przeżyli coś równie wstrząsającego – przykładowo, bliscy ofiar wypadków drogowych. Czemu wspominam akurat o nich? Jak głosi najnowszy raport o stanie bezpieczeństwa na polskich drogach, w ubiegłym roku wypadki komunikacyjne pochłonęły ponad 5 tysięcy ofiar. Dzieląc tę liczbę przez 365 dni w roku, zauważamy, że statystycznie ginie na naszych drogach piętnaście osób dziennie. Przypuszczalnie, wyłączając rodziny i przyjaciół, los tych ludzi niewiele obchodzi resztę kraju. Zastanawiam się więc, dlaczego jednorazowe nieszczęście pewnej zbiorowości bardziej zasługuje na hołd w postaci żałoby narodowej, aniżeli dotykające codziennie wiele rodzin nieszczęście związane z ofiarami wypadków drogowych? Wybiórcze traktowanie tragedii wynika chyba z faktu, iż dramat jednostki jest, powiedzmy to sobie szczerze, o niebo mniej spektakularny i bezprecedensowy aniżeli śmierć zbiorowa; dodajmy, w okolicznościach mniej powszednich niż „zwykłe” potrącenie przez samochód.
Analizując najnowszą historię naszego kraju, możemy zauważyć, że żałoba narodowa ogłaszana była w powojennej Polsce stosunkowo rzadko i w dużych odstępach czasowych (co kilkanaście lat). Znacznie częściej po śmierci jakiejś wybitnej osobistości niż w wyniku zbiorowych katastrof. Dla kontrastu, w III RP żałobę przeżywaliśmy już około 10 razy. Śmiem twierdzić, iż to nie tylko rezultat zmiany czasów i realiów. Mam wrażenie, że miłościwie nam panujący szafują w ostatnich latach ideą żałoby narodowej na lewo i prawo. W ten sposób traci ona bezsprzecznie właściwą sobie wyjątkowość i pewien wpisany w nią patos. Podejrzewam, iż gdyby zapytać decydentów wprost, jak powinno ich zdaniem wyglądać wzorcowe przeżywanie tego okresu przez przeciętnego Kowalskiego, to odpowiedź nie byłaby ani jednoznaczna, ani taka oczywista. Rola władzy ogranicza się praktycznie do publicznego wyrażania bólu, ewentualnie egzekwowania od obywateli podporządkowania się wymogom odpowiedniego zarządzenia. Zadaniem przeciętnego obywatela jest natomiast ślepa wiara w szczerość intencji władzy. Władzy wtórują media, analizując każdą sekundę feralnego zdarzenia, przygotowując specjalne raporty i generalnie nie mówiąc o niczym innym. W zasadzie wszystko jest w porządku, ale mnie wygląda to bardziej na rywalizację stacji o prymat tej, która współczuje najbardziej. Wspólny żal zatraca w ten sposób swój pierwotny sens i staje się pewnym chwytem, manipulacją, a w przypadku polityków także sposobem na powiększenie liczby elektoratu (statystyki potwierdzają, iż działacze sceny politycznej, publicznie łączący się w żalu z rodzinami ofiar, zyskują automatycznie aprobatę wyborców).
Celem mojego artykułu nie jest bynajmniej podważanie celowości żałoby narodowej, ale ukazanie faktu jej - w moim odczuciu - nagminnego nadużywania. Wraz z upływem lat liczba ofiar, które niejako uprawniają władze do ogłoszenia takowego stanu w kraju, systematycznie spada (w 2001r. powodem była śmierć 3 tysięcy ludzi, a w tej chwili opuściliśmy flagi do połowy masztu w związku z tragiczną śmiercią 22 osób). Idąc dalej, można wnioskować, iż mit o narodowej tendencji Polaków do permanentnego umartwiania się, w rzeczy samej mitem nie jest...
Podobno jedną z cech naczelnych, a zarazem pewnym powodem do dumy, jest nasza zdolność do nieograniczonej empatii, a jeśli tak, to żałoba narodowa istotnie nie powinna mieć miejsca. Nie da się jednak zaprzeczyć, iż niemożliwe jest trzydniowe przeżywanie tragedii przez osoby bezpośrednio nią niedotknięte. Wobec tego, jeżeli celem żałoby jest umoralnienie obywateli, to może lepszy skutek odniesie ona, jeśli potrwa tylko jeden dzień? W tym przypadku powiedzenie, iż liczy się nie ilość, a jakość, pasuje chyba jak ulał.
Grafika:
Komentarze [7]
2009-04-22 08:18
A ile umiera zwykle?
2009-04-21 23:00
Żałoba była dlatego że zmarło 22 osoby więcej niż zwykle 8|
2009-04-19 21:44
bardzo dobry artykuł ! :)
2009-04-19 09:11
Hmm w pewnym sensie macie rację, ale żałobę narodową ogłasza się wtedy, gdy sporo liczba ludzi umiera w jednym miejscu i w tym samym czasie(tak mi się wydaje). A gdy na drogach umiera codziennie kilka osób i to w różnych miejscach to żeby uczcić ich pamięc to żałoba musiałaby być codziennie…
A tak w ogóle to bardzo dobry artykuł :)
2009-04-18 23:33
Poruszyłaś bardzo ważny temat! Tragedia w Kamieńcu wstrząsnęła wiele osób, jednak nie uważam, że jest to powód do 3-dniowej żałoby narodowej. Nikogo z tych osób nie znałam, pożar jak każdy inny. Zginęło 21 osób, żywcem; to straszne. Jednak co weekend na polskich drogach ginie tyle lub więcej osób, nie mówiąc już o świętach. Ile osób umiera też każdego dnia w szpitalach. Dla nich nie ma żałoby narodowej. Myślę, że opuszczanie flag do połowy powinno się odbywać tylko, gdy umrze bardzo znaczący i szanowany Polak. Odpukać w niemalowane, ale także po ogromnej tragedii dla całego kraju, np. tak jak we Włoszech po trzęsieniu ziemi w Abruzji.
2009-04-17 23:15
bardzo dobry artykuł Cocco. Cieszę się, że ktoś zdobył się na podjęcie tego tematu. Bardzo dobitny przykład do czego doprowadza nas demokracja (bo przecież lepszego ustroju, jak dotąd, nie wymyślono). Tragedia dziesiątek ludzi całkowicie podporządkowana celom wyborczym, czysta hipokryzja.
2009-04-17 21:25
W Mac Donaldzie w Krakowie też widziałem flagi opuszczone do połowy masztu – szok!
- 1