Tekst o niczym
Za oknem furkoczą dumnie kolorowe chorągiewki, zwiastując przygotowanie do masowego łamania drugiego przykazania, usuniętego z Dekalogu przez Kościół. Jednym słowem jest źle. Zatem, żeby nie brnąć w ten pesymizm, połączony z moim jakże fanatycznym monotematyzmem, najlepiej chyba napisać tekst o niczym.
Od razu pomyśleliście zapewne, że będzie o czymś nieważnym i całkowicie bez sensu. Otóż mylicie się – to nie byłoby „nic”. Nawet najmniejsza błahostka, to jednak „coś”. Czym zatem jest „nic”?
Z niczym problem mieli już starożytni Grecy. Zdanie niegramatyczne? Przecież mówimy „z niczym nie mieli problemu” – tak, ale wtedy oznacza to faktyczny brak problemu (stosujemy tu podwójne zaprzeczenie, np. w języku angielskim czy niemieckim jest tylko pojedyncze). Zatem problem był i kręcił się wokół niczego. Nie, znowu brzmi to dwuznacznie. Kręcił się wokół niebytu – znacznie lepiej.
Pewien mądry filozof, imieniem Parmenides, doszedł do wniosku, iż… niebytu nie ma. Twierdził bowiem, iż jeśli już o czymś mówimy lub piszemy, to bezsprzecznie musi to istnieć – choćby tylko w naszym umyśle lub na papierze. Zatem niemożliwe jest poznać i opisać coś, co nie istnieje.
Czyli po problemie? Niebytu nie ma, to i nic nie istnieje. I znów zaplątaliśmy się w naszym języku. Nie chodzi o to, iż nie ma niczego (jak chciałby np. pan Kononowicz), żadnego bytu, żadnej rzeczy, ale że nie ma pojęcia niebytu. Słowo „nic” powinienem wtedy wziąć w cudzysłów. Jednak niebyt ów jest sprytny i czyni filozofowi rozmaite problemy, usilnie próbując wmówić swoje istnienie.
Otóż Parmenides dochodzi do wniosku, że byt jest wieczny. A dlaczego? Bo przeistoczyć mógłby się tylko w niebyt, a niebytu przecież nie ma. Mało tego. Byt jest ciągły, bo każda przerwa byłaby niebytem, a niebytu nie ma. Jest także nieruchomy, bo gdzieżby miał się przesunąć? Wszak każda wolna przestrzeń musiałaby być niebytem, którego nie ma.
Intrygujące jest to zjawisko, kiedy filozof dochodzi do zupełnie bzdurnych twierdzeń za pomocą pojęcia, któremu odmówił prawa do bytu. Ale jeśli o owym niebycie rozprawia, to według twierdzenia jego autorstwa niebyt ów już musi istnieć. Cóż za przekorność twierdzeń! Zaprawdę ciężko mi pojąć rozumowanie tego człowieka.
Niebytowi zaistnieć pozwolił natomiast Hegel, ale o żadnym równouprawnieniu z bytem nie mogło być mowy. Byt bowiem – twierdził filozof – ma potencję realizowania się w konkretnym „czymś”. Niebyt tej potencji nie posiada.
Zatem bytem mogę być ja, Ty albo furkoczące chorągiewki za moim oknem. Okno też. Niebyt zawsze jest ten sam. Tak? Przecież może być dziurą w beczce, pustą szklanką (według zespołu Feel mieszczą się tam jednak pomarańcze) albo pustą przestrzenią w tłumie. Tak przez wieki prości ludzie wyobrażali sobie niebyt. Mało kto zauważył rzecz jasna, iż jest tam jedna bardzo ważna rzecz – powietrze.
Zatem niebyt może być próżnią. Ale niestety nawet ta przestrzeń dziewiczej nicości bywa zanieczyszczana podstępnym bytem. W ogólnej teorii względności próżnia nie istnieje, gdyż i w niej ma miejsce oddziaływanie grawitacyjne.
Czy biała przestrzeń jest niebytem? A może czarna? Ale przecież jest tam biel albo czerń. Czy da się w ogóle przestawić niebyt? Przecież każde przedstawienie jest „czymś”.
Czy więc zostało mi zwrócić honor zmieszanemu przez mnie z błotem Parmenidesowi? Chyba tak, niebytu nie ma. Nie udało mi się znaleźć tej nieskażonej niczym przestrzeni, w której mieszka nic. Zatem zadowolić się muszę namiastką nicości w postaci dziury w beczce, pustej szklanki (do której, jak już pisałem, nie wiedzieć czemu wkradły się bezczelnie pomarańcze), pustego miejsca, w które można się wepchać i brakującego drugiego przykazania w Dekalogu.
Komentarze [7]
2009-10-11 10:56
znakomite !
2009-06-20 22:01
Jak dla mnie tekst mistrzowski ;) Gratuluje
2009-04-25 18:56
Takie rozkminy na trzeźwo? Hardkor.
2009-04-21 19:06
Bardzo dobry tekst!
W strawnej formie przedstawiłeś problem niebytu.
Dla mnie niebyt to brak nawet pustej przestrzeni, czyli po prostu rzeczywiste nic.
A fakt, że nie potrafimy sobie takiego “prawdziwego” niebytu wyobrazić wynika z tego, że cóż... jesteśmy!
2009-04-21 17:20
a czym w takim razie jest myślenie o “niczym” , bo mnie to zawsze zastanawiało:P
a w tekstach wspomnianego zespołu rzeczwiście znajdujemy jedna wielką pustkę:P no i jeszcze czasem pomarańcze:P
2009-04-21 16:10
Tekst bardzo filozoficzny:) aż sama się zaczęłam zastanawiać nad niczym I chyba z pół godziny śmiałam się z pomarańczy w szklance^^ setnie się ubawiłam:D
- 1