Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Godne pożegnanie Mystic Falls   

Dodano 2017-04-11, w dziale recenzje - archiwum

Po przeczytaniu książki, obejrzeniu filmu czy serialu zawsze pozostaje w nas takie chwilowe uczucie pustki, niedosytu, żalu po rozstaniu z bohaterami, ale i zrozumienia. A przynajmniej dzieje się tak wtedy, gdy dana historia kończy się dobrze albo zgodnie z oczekiwaniem. W minioną sobotę, po ośmiu latach obecności na ekranie, wyemitowany został ostatni (172) odcinek serialu "Pamiętniki wampirów". Jak oceniam ten serial i jego finał?

/pliki/zdjecia/vamp1.jpgI tak nadszedł czas pożegnania z Mystic Falls. Choć nigdy nie byłam jakąś wielką fanką tego serialu, to jednak zawsze byłam pod wrażeniem jego oprawy muzycznej i to chyba właśnie ona miała największy wpływ na to, że obejrzałam go aż do końca. Naturalnie doceniam wkład pracy reżyserów w opowiedzenie tej niezwykłej historii i podzielam zdanie, że ich wysiłek zasługuje na uznanie, ale chciałabym skupić się na tym ostatnim odcinku, który po prostu wbił mnie w fotel. Rzadko się zdarza, abym podczas oglądania jakiegoś serialu doświadczała aż takich emocji. Bez wątpienia odcinek ten obudził we mnie wiele uczuć i wywoływał skrajne emocje, ale nie czułam przy tym żadnego dyskomfortu. Cały czas odnosiłam wrażenie, że właśnie tak powinno być. Już kilka odcinków wcześniej byliśmy co prawda przygotowywani na to, co się może się wydarzyć, ale z jakiegoś powodu ignorowaliśmy podsuwane podpowiedzi. Stąd i zaskoczenie rozwojem wydarzeń, które jest wręcz nie do opisania. Na ogół uważałam „Pamiętniki wampirów” za serial robiony stricte pod niewymagającą publiczność i pewnie z tego powodu często brakowało mi w nim logiki. Historia nie kleiła się, pozostawiając w nas poczucie nieporządku i niedopracowania. Każdy sezon przynosił z sobą kolejne problemy i zawroty głowy nad ograniczeniem tych, którzy zdecydowali się ciągnąć tę historię. Ja dawno temu spisałam go na straty i odpuściłabym sobie dalsze oglądanie, gdyby nie moja przyjaciółka. Pierwsze odcinki finałowego sezonu sugerowały zdecydowanie, że stu procentach będą to pomyje. Historia nie miała sensu i nie opuszczało mnie uczucie, że wszystko jest mocno naciągane. Jednym słowem wielka klapa. Jednak im bliżej było końca, tym bardziej czułam się zaintrygowana. Nie wiem, czy to wynik tego, że sama obniżyłam poprzeczkę oczekiwań, czy też przez to, że już wcześniej spisałam finał na straty. Na pewno nie spodziewałam się tak wnikliwego i szczegółowego odcinka. Liczyłam na co najwyżej na parę scen, które zakończą całą historię happy endem. A tu proszę, taka niespodzianka. W finale nie było według mnie nic zbędnego. Widać było za to ogromny wkład pracy nie tylko reżysera czy aktorów, ale również scenarzystów, scenografów i specjalistów od efektów specjalnych. Te ostatnie były naprawdę bardzo wysokich lotów i zapierały dech w piersiach, a styliści odwalili kawał porządnej roboty. Nie chcę za dużo zdradzać, aby nie psuć zabawy tym, którzy jeszcze nie oglądali finałowego epizodu, ale naprawdę zachwyciło mnie to, jak ucharakteryzowali ciało zmarłego wampira.

Od początku drugiej części tego sezonu krążyły plotki o dużej ilości postaci, które mają jakoby zakończyć swoje życie. Wśród nich miał się znaleźć jeden z braci Salvatorów. Również w tej kwestii się pomyliliśmy. Myślałam, że to kolejny mało oryginalny chwyt, /pliki/zdjecia/vamp2.jpgmający na celu przyciągniecie widzów przed ekran. Jeden z nich zginie, ale wróci w magiczny sposób do żywych, tak, jak mieli to w zwyczaju. No cóż, mieli. Ten moment najbardziej mi się spodobał, bo pokazał w końcu prawdziwe oblicze Damona i Stefana, dając widzom szansę poznania ich na nowo. Bardzo wzruszająca była również ostatnia rozmowa martwego już brata ze śpiącą główną bohaterką, choć to właśnie ona sprawiała, że nie byłam wstanie polubić wcześniej tego serialu. Przez te 5 minut zyskała jednak teraz moją sympatię i wdzięczność. W końcu zrozumiałam jej rolę w tej historii i uważam, że gdyby nie ona, nie moglibyśmy w stu procentach zrozumieć Salvatorów. Mętna woda została zamieniona w źródlaną, taką bez skazy.

Bardzo się cieszę, że scenarzyści wykorzystali bardzo modny ostatnio przeskok w czasie. Dzięki temu mogli pokazać nam, co stanie się z bohaterami później. W ostatnich minutach finałowego odcinka mieliśmy także możliwość przypomnienia sobie tych wszystkich, którzy opuścili serial wcześniej. Każda osoba, która coś znaczyła, coś ważnego wnosiła, pojawiła się przy najbliższej osobie ciałem bądź duchem. Nie była to jednak jedna z tych tandetnych scen, przyprawiająca o młodości, ale coś o głębszym znaczeniu. Symbolicznie pokazano, że nikt, kogo kochamy, tak naprawdę nigdy nie odchodzi. Na zawsze pozostaje w sercach bliskich i jest przy nich nawet wtedy, gdy go nie widzą. Bardzo wzruszyła mnie także scena z piosenkę z pierwszego odcinka, która muzycznie rozpoczynała całą tę historię. Może to i niuans, ale zrobił wrażenie i nie umknął mojej uwadze. Uświadomił mi również, że koniec jednej historii jest zazwyczaj początkiem innej, takim dopełnieniem całości, kropką nad "i". Czytam w necie, że wiele osób nie może pogodzić się z zaproponowanym przez reżysera zakończeniem. Ja czuję się całkowicie usatysfakcjonowana i nie zmieniałabym w nim niczego.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 3.3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 3.3 /12 wszystkich

Komentarze [0]

Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 98luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry