Jak się bawić, to się bawić
Od kilku miesięcy chyba każdy maturzysta nucił pod nosem jedną i tę samą melodię. I nie był to bynajmniej jakiś modny ostatnio hit, a najzwyklejszy polonez. Tak zaczęły się nasze przygotowania do tego niezwykłego balu, na który czeka się w liceum już od pierwszego dnia nauki. Bal odbył się w minioną sobotę, tradycyjnie w murach naszej szkoły. Czy warto było czekać?
Felico: Może to dziwne, ale przygotowań nie zaczęliśmy raczej od kupna sukienek, garniturów, krawatów czy butów, nawet nie od zaproszenia partnerów, tylko od pierwszego dygnięcia w polonezie, od pierwszej próby. Dziś nie pamiętam już nawet dokładnie, kiedy to było. Ale wiem, że od tamtej pory czas jakby przyśpieszył. Dni zaczęły biec tak szybko, że ani się obejrzeliśmy, a tu nadszedł tydzień, który poprzedzał nasz studniówkowy bal. Tydzień iście niezwykły. Obecny na korytarzach zapach przypiekanych tostów drażnił niewyobrażalnie, a wdzierający się boleśnie w najgłębsze otchłanie mózgu dźwięk pracujących wiertarek przyprawiał o ból głowy. Podenerwowani niezwykłą sytuacją pierwszo - i drugoklasiści nie przebierali w słowach, nie mogąc dotrzeć najkrótszą drogą do swoich sal lekcyjnych. Nie inaczej zachowywali się również maturzyści, którym niszczono efekty ich pracy, depcząc wyprasowane dopiero co materiały dekoracyjne. No i te pękające nad głowami balony i porozrzucane wszędzie narzędzia i szpilki. Ach, cóż to był za czas!
Może was zaskoczę, ale do tej chwili nie potrafię opisać uczucia, jakie towarzyszyło mi po wejściu na salę gimnastyczną w celu odtańczenia poloneza. Stres? Podekscytowanie? Radość, że to już? A może wszystko to naraz? Powiem wam za to, że to nieodgadnione uczucie trwało zdecydowanie za krótko. Dlaczego? Zapytajcie dowolnego maturzystę, co czuł, gdy opuszczał salę gimnastyczną po wykonaniu układu obowiązkowego. Czy była to ulga? Czy miał ochotę zakrzyknąć - wow, nareszcie koniec? Nie podejrzewam. Chyba wszystkim nam krążyła gdzieś tam w najgłębszych zakamarkach mózgu jedna i ta sama myśl - kurcze, to już, tak szybko? I nie odnosi się to tylko do samego poloneza, ale i do całej imprezy.
Bergi: Też tak to czułem, ale gdy przypomnę sobie dekorowanie i przygotowania, to włos mi się jeży na głowie. Oj działo się, działo.
F: W wystrój szkoły zainwestowaliśmy tak naprawdę najwięcej wysiłku i pieniędzy. Czy było warto? Myślę, że tak, choć to sprawa indywidualna. Jestem jednak przekonana, że jeśli nie wszystkim, to na pewno większej części uczestników balu wystrój sal i korytarzy nie był obojętny. A może się jednak mylę?
Część oficjalna naszej studniówki odbywała się tradycyjnie na sali gimnastycznej, która na ten czas zamieniła się za sprawą talentu i pracy pana Dariusza Chmielowca w miejsce iście bajkowe. W całej krasie zobaczyłam ją jednak dopiero w dzień studniówki, gdy wchodziłam do środka krokiem poloneza wraz z całą moją klasą. Zachwyciłam się. Wyglądała jak sala balowa renomowanej szkoły z jakiejś hollywoodzkiej produkcji. Ten mój początkowy zachwyt wywołany był najprawdopodobniej emocjami i przekroczoną znacznie ilością endorfin w moim organizmie. Gdy potem przyjrzałam się całości z bliska raz jeszcze, w oczy rzuciło mi się kilka drobnych niedociągnięć, jak choćby krzywo zawieszony napis STUDNIÓWKA 2016 na ściance do zdjęć. Jestem prawie pewna, że było to celowe posunięcie, ale jak na mój gust wystarczyło powiesić ten napis prosto i od razu całość wyglądałby dużo lepiej. Nie będę jednak narzekać, bo tak elegancko i z gustem przystrojone sale balowe nawet w ekskluzywnych lokalach nie są normą. Jeśli było nawet kilka drobnych rzeczy, które każdy z nas zaprojektowałby i wykonał inaczej, to warto pamiętać, że czasu na dekorowanie nie było za wiele, a z drugiej strony trzeba to było zrobić tak, aby sprzątanie nie było uciążliwe i trwało jak najkrócej. I tak też było.
Cześć oficjalna była w porządku. Przemowy dyrektora szkoły i zaproszonych gości były krótkie, rzeczowe i bardzo sympatyczne, choć pewnie i tak niewielu z nas wysłuchało ich do końca. Nigdy też nie tańczyłam walca, od którego tradycyjnie zaczyna się studniówkę, w tak wielkim ścisku, ale jakoś daliśmy radę. I choć nogi bolały zapewne nie tylko mnie (szpilki dawały już o sobie znać), to raczej nikt nie narzekał, bo impreza miała się dopiero zacząć! Najgorsze w tej części imprezy było jednak to oczekiwanie na wolną „ściankę” i na zrobienie tych kilku ujęć pod, jak już wspomniałam powyżej, krzywo zawieszonym napisem. Wynajęci przez nas kamerzyści i fotografowie robili co mogli, aby szło to jak najsprawniej, ale mimo ich wysiłków prawdziwą zabawę mogliśmy zacząć dopiero gdzieś około godziny 23. Dobrze, że zdjęcia te robione były już po obiedzie, bo jak wiadomo głodny człowiek nie wygląda najlepiej. A jeśli już mowa o jedzeniu…
B: Właśnie!
F: Jedzenie było ciepłe i w miarę smaczne. Nawet bardzo smaczne. Zanim jednak dostałam obiad, zdążyłam już zjeść całą miskę filecików z kurczaka i dwa banany.
B: Otóż to! Ja także rzuciłem okiem na zastawione stoły i zauważyłem, że owe fileciki od początku cieszyły się ogromnym wzięciem. Były tego warte. Teraz trochę mi wstyd, ale i ja dołączyłem bardzo szybko do grona fanów tych wyjątkowych kawałków kurczaka z sosem majonezowym i już na starcie zjadłem ich z półtora talerza.
Zacznijmy jednak od początku i przyjrzyjmy się studniówkowemu menu nieco dokładniej. Na początek zaserwowano nam całkiem znośne danie obiadowe, składające się z kawałka pieczonego schabu, gałki ziemniaków oraz dwóch różnych surówek, a wszystko to polane było obficie sosem pieczeniowym o zagadkowym smaku. Nie będę się czepiał szczegółów, dlatego powiem, że posiłek był z gatunku tych domowych, jedynie surówka z marchewki miała moim zdaniem jakiś osobliwy posmak. A może była to kwestia sosu jogurtowego jakim była doprawiona? Gdzieś około północy pojawiło się na stołach kolejne ciepłe danie, notabene bardzo podobne do pierwszego, z tą jednak różnicą, że tym razem zamiast dwóch surówek była jedna, zamiast pieczonego schabu na talerzu leżał sobie grillowany filet z kurczaka, a sos pieczeniowy został zastąpiony śmietanowym. W zasadzie oba te posiłki przypominały mi obiad, jaki można sobie zafundować małym kosztem w przydrożnym barze i były też na podobnym poziomie jakościowym i smakowym.
F: No i jeszcze te lody-widmo! Podobno były pyszne, wiesz może coś o tym?
F: Niestety, nie dane mi było zakosztować tej rozkoszy, tak samo jak i zestawu ratunkowego w postaci żurku. Obsługa wychodziła chyba z założenia, że raz opuszczone przez klienta miejsce nigdy nie zostanie już obsadzone i po prostu nie zostawiała tam kolejnych dań. Trochę to także nasza wina, bo mogliśmy porozmawiać z którymś z biesiadników, aby w naszym imieniu poprosił kelnera o zostawienie dania na stole pod naszą nieobecność, ale nie było to takie łatwe, bo mało kto siedział przez dłuższy czas przy stole, a i nie bardzo byliśmy w stanie podać prawdopodobny czas naszego powrotu. No, cóż, było, minęło. Ale w ten sposób nie skosztowałem również deserów, a podobno takie były. Nie dostałem też ani kawy, ani tego nieszczęsnego żurku. Kelnerzy byli mili i poruszali się po szkole bardzo sprawnie, co nie zmienia faktu, że moje kubki smakowe nie doznały zapowiadanych rozkoszy.
F: Zauważyłam też, że w toaletach na parterze utworzono palarnie dla gości, co wiązało się również z otworzeniem wszystkich okien w tym miejscu na całą noc. Powiem wam, że nawet chęć poprawienia sobie makijażu nie była wystarczająco kusząca, by wejść do tej „lodówki” choćby na chwilę. Współczuję palaczom. Naprawdę nie wyobrażam sobie, jak niektórzy mogli przesiedzieć tam sporą część imprezy.
F: Powiem ci, że to możliwe. Ja towarzyszyłem tam moim kolegom i dzielnie marzłem razem z nimi, ale to raczej wątpliwy powód do chwały. Była to jednak świetna metoda błyskawicznego schładzania ciała po powrotach z dusznej sali tanecznej. A co sądzisz o zespole muzycznym, który dla nas grał?
F: Jak na mój gust zespół robił zbyt długie i zbyt częste przerwy. Z każdym razem, gdy wchodziłam na salę, słyszałam, że właśnie nadszedł czas na przerwę. A może po prostu miałam pecha? Ale miało to też swoje plusy, bo sala natychmiast pustoszała i gdy puszczano muzykę z odtwarzacza, było dużo miejsca na tańce z figurami (nikt o nikogo się wreszcie nie obijał).
B: Z tym obijaniem to raczej się nie zgodzę, bo do dziś bolą mnie plecy w dolnej części po twardym a zupełnie nieplanowanym zetknięciu z gumolitową nawierzchnią, którą zabezpieczono parkiet. Co by jednak nie mówić, orkiestra była dla mnie absolutnie miłym zaskoczeniem. Co prawda w pierwszej chwili miałem wrażenie, że próbują przenieść nas w czasie do lat 70' w mury jakiejś remizy pod Chrząszczyszewoszycami. Na szczęście ich szeroki jak Morze Czerwone repertuar i energetyczna, obdarzona niezłym głosem wokalistka, zapewniły studniówkowiczom świetną zabawę. Repertuar był faktycznie bardzo urozmaicony. Od szybkich, dynamicznych przebojów, po wolne, romantyczne kawałki. Zabrakło mi jedynie hitów Krzysztofa Krawczyka, ale jak to mówią, wszystkiego mieć nie można. Trudno mi też oceniać ich grę od strony technicznej, ale mam wrażenie, że grali równo i czysto. Nie wiem jak wy, ale ja i moi znajomi, nie zauważyliśmy jakichś niedociągnięć, a przynajmniej takich, które utrudniłyby nam poruszanie się po parkiecie.
Na uwagę zasługuje także fakt, że obok drzewka, umieszczonego przez uczestników balu na korytarzu drugiego piętra, rozpętała się w pewnym momencie konkurencyjna impreza, która w początkowej fazie zgromadziła kilkanaście osób, a w szczytowym momencie nawet 25-30 osób.
F: Doszły mnie właśnie słuchy, że pod tym drzewkiem była ponoć nawet lepsza impreza niż ta na dole. Nie dane mi było się tam bawić, ale dzięki pomysłodawcom tego zamieszania, nasze piętro mogło pić i jeść przy fajnej muzyce!
Za pilnowanie porządku w szkole i w jej okolicach oraz dopilnowanie bezpieczeństwa balujących odpowiadali ich rodzice. Nie mam im nic do zarzucenia. Pracowali bardzo sprawnie i dzięki temu nie odnotowano żadnych poważnych incydentów. Rodzice trzymali się po prostu z boku i obserwowali nas dyskretnie, a gdy była taka potrzeba błyskawicznie interweniowali. Podziwiam ich wytrwałość.
B: Nie ma czego podziwiać. To już rutyna. W końcu wytrzymują z nami jak nic jakieś naście lat, znają życie, a dzięki naszym różnym ekscesom są na wiele przygotowani. A nauczyciele?
F: Odwiedzali nas, chwalili zjawiskowe kreacje, uśmiechali się i tym razem nie straszyli maturą. Widać było, że oni też dobrze się bawią. Na naszym piętrze pojawił się w pewnym momencie nawet ojciec Krok i każdego pobłogosławił! To dopiero coś!
B: Ja ojcu Wojciechowi zaproponowałem nawet taniec, ale nie podjął wyzwania. Jak to mówią – mogło być gorzej!
F & B: Cóż powiedzieć więcej. Trudno znaleźć słowa, którymi dałoby się opisać to niesamowite wydarzenie. Wyczekiwana, wypatrywana, „wypróbowana” do granic ludzkich możliwości i dopieszczana z każdej możliwej strony studniówka dobiegła końca szybciej, niż ktokolwiek, kto brał w niej udział, by sobie tego życzył. Była bez wątpienia najlepszą imprezą, w jakiej mieliśmy dotychczas okazję wziąć udział. Naszym młodszym, pozaszkolnym partnerom i partnerkom pozostało teraz oczekiwanie na własną studniówkę, a tym starszym porównanie sobie tej naszej imprezy z ich. Nam, tegorocznym maturzystom, pozostało zaś wyczekiwanie matury, tych kilkunastu kartek papieru z zadaniami, które zadecydują o naszej przyszłości.
Liczymy, że obecne klasy drugie w naszym „Koperniku” wczują się za rok w temat studniówki co najmniej tak mocno jak my teraz i tak jak my będą chciały kontynuować tradycję szkolnego balu. Bo jest w nim coś tak specyficznego i magicznego, czego nie da się wyrazić najbardziej wyszukanymi słowami. Wszystkim wam, drodzy koledzy i drogie koleżanki z klas drugich, życzymy takich emocji, takich uczuć i co najmniej takich przeżyć, jakie w ostatnią styczniową noc 2016 roku były naszym udziałem podczas naszego pierwszego balu.
Grafika: własna
Komentarze [13]
2016-03-31 20:21
>weganizm
>bycie poważnym
pick one
2016-02-13 21:28
Nie zgadzam się w kwesti zbyt długich przerw zespołu. Zespół musiał dostosować się do posiłków wydawanych przez katering, więc to nie była ich decyzja kiedy robili przerwy.
2016-02-09 13:02
No to słabo, że nie było jedzenia dla wegetarian. Ja bym wytoczył proces firmie kateringowej, niech się nauczy.
___________________________________________________
Klikam słonia.
2016-02-06 22:29
No nie zgodziłabym się, było kilka rozkloszowanych sukienek do pół uda i na zdj ze studniówki na stronach gazet wyglądało jakby zaraz miało coś być widać :/
Ale fakt, coraz więcej jest sukni długich, eleganckich, z klasą, dziewczyny super wyglądały :)
2016-02-04 12:34
Brawa dla pana Darka – wystrój sali balowej nieziemski.
2016-02-04 12:32
Zgrabnie napisane. Gratulacje!
2016-02-04 12:31
Maturzystki 2016 wyglądały na ogół lepiej od poprzedniczek z lat minionych, zdecydowanie zabłysnęły elegancją i klasą. Nie widziałam zbyt krótkich czy zbyt wydekoltowanych sukienek.
2016-02-04 12:28
Najistotniejszym fakt to to, że bal po raz kolejny odbył się w murach szkoły. Kopernik trzyma się tradycji i mam nadzieję, że tak pozostanie, bo zabawa zawsze tu była przednia.
2016-02-03 23:26
Zgadzam się, takie “żarty” są poniżej pewnego poziomu, aż przykro czytać.
2016-02-03 21:19
Nie zawsze wychodzi, cóż zrobisz ;) chodzi mi bardziej o to, że jak już ustaliliśmy wszystkimi klasami że będą wybory, to powinny być, ot co ;) to samo z wegetarianami, jeszcze podczas strojenia ktoś przychodził do nas do sali i pytał się dokładnie czy to weganie czy wegetarianie. Następnym razem trzeba porostu zwrócić na to uwagę ;)
2016-02-03 20:00
Nie było nawet miejsca do uprawiania crossfitu, skandal.
2016-02-03 19:21
Oj Błażuś, Błażuś z tym okresem chciałeś być zabawny ale nie wyszło, a co do króla i królowej-czyżbyś już przekupił wcześniej większość swoim urokliwym uśmiechem i zacnym wąsem? :)
2016-02-03 16:57
Ta studniówka to rzeczywiście była jedna z najlepszych nocy mojego życia! Jeśli już czegoś się czepiać to: nie było jedzenia dla wegetarian! Informowaliśmy przecież nauczycieli dużo wcześniej o potrzebie niemięsnego jedzenia. A gdy zwróciłem się do Pani kelnerki z zapytaniem o tę sprawę, zostałem potraktowany bardzo oschle. No cóż, okres i te sprawy, zdarza się ;d druga kwestyja: wybory króla i królowej balu! Miało być, nie było, a czekaliśmy! Ale to przechodzi już do historii :) Dzięki wszystkim za super zabawę! I pamiętajcie! Jeśli studniówka, to tylko w szkole ♥
- 1