Jasne, błękitne okna
- Puk, puk…
- Kto tam o tej porze?! Do jasnej cholery!
- Otwórz, to ja – Twoja przyjaźń.
Maciejowice o tej porze roku są bardziej kolorowe niż zwykle. Lato eksploduje tutaj niezliczoną ilością ostrych barw, które wydobyte przez promienie lipcowego słońca nabierają takiej intensywności, aż oczy ślepną z radości. Pamiętasz Sygitko, jak łaziłyśmy tutaj przez kilkanaście lat naszego dzieciństwa? Pamiętasz, jak walnęłaś wiolonczelą tego cholernego Mareczka, twojego późniejszego męża – alkoholika zresztą - gdy ten próbował mnie udusić? Byłaś wtedy ubrana w śliczną, różową sukienkę, a Mareczkowi poleciała z nosa krew o kolorze Polo Cockty. Tak zaczęła się nasza przyjaźń.
Zawsze Ci zazdrościłam tej pięknej sukienki. Wyglądałaś w niej jak prawdziwa księżniczka – córka cesarza, który ponoć zatrzymał się tutaj kiedyś. Twoja matka miała bzika na punkcie sztuki, a ojciec kochał kury. Obydwoje mieli chyba jakąś lekką schizofrenię. Tłukli się niemiłosiernie, ale kochali pewnie jeszcze mocniej. Z moimi było inaczej…ojciec zalewał się w trupa, matka kochała go, błagała. Ojciec przestał pić, a zaczął robić to, co umiał najlepiej – heblować trumny. Pamiętasz Sygitko? Tobie też taką piękną wyheblował, taką prosto od serca. Krzyczałam na nich niemiłosiernie, kiedy jeszcze leżałaś u siebie z tym cholernym glejakiem w głowie, a oni z matką przywieźli tę trumnę i twojej matce – estetce kazali zrobić przymiarkę, żeby Tobie było tam wygodnie, bo to w końcu łóżko na całą wieczność i musiało być porządne.
Mnie zachciało się gwiazdorstwa, wyjechałam do wielkiego miasta, a później już tylko papieros za papierosem. Lubię palić - zawsze lubiłam. Pamiętasz, nie odzywałyśmy się do siebie od mojego wyjazdu przez osiem lat, ale ja pamiętałam o wszystkim. Kiedy spieprzyłam kolejny film, pokazując się jako głupiutka, serialowa Monisia, zadzwoniłaś do mnie. Zadzwoniłaś jak gdyby nigdy nic, ot tak, pierwszy raz od ośmiu lat. Byłam wtedy w ciąży, ale i tak paliłam jak smok i piłam wino litrami. Przeczułaś tę moją ciążę. Zawsze miałaś dobrą intuicję. Ucieszyłam się jak głupia z tego Twojego telefonu. Wiesz, że zawsze nosiłam w torebce to nasze wspólne zdjęcie? Pomalowałam Ci wtedy usta czerwoną szminką. Sobie zresztą też. Przykleiłam Ci prawe ucho na Butapren, bo trochę odstawało. Powiedziałam wtedy, że mam Maciejowice w dupie. Chciałam być naprawdę wielką gwiazdą i chyba mi się to trochę udało. Ty postanowiłaś tam zostać – w tych brudnych Maciejowicach, z jednym zakładem fryzjerskim, z jedną masarnią, z Mareczkiem. Chciałam Ci zrobić niespodziankę, przyjechać do Ciebie. Wzięłam samochód, Artura… Pamiętasz Artura? Kochałam go chyba. Wielu kochałam, ale jego tak szczególniej. Za to Ciebie kochałam najbardziej, Wariatko.
Maciejowice przywitały mnie tak jak za dawnych lat, kolorami, brudem i spokojem. Zostałaś krawcową, miałaś córeczkę – Marysię i męża – Mareczka, pieprzonego alkoholika. Nie wiedziałaś, że przyjechałam. Zajrzałam w Twoje okno. Marek błagał Cię, żebyś mu oddała obrączkę, bo chciał ją zastawić. W końcu i tak zdjął Ci tę obrączkę z ruskiego złota …zębami. Miałam ochotę go za to zabić. Marysia stała wówczas pod drzwiami. Ona zawsze powtarzała, że: „Tatuś nie krzyczy. Tatuś tylko tak wygląda”. Później powiedziała Ci, że przyjechała ta „wspaniała, ruda” ciocia z telewizji. Zobaczyć Cię po tylu latach – wspaniałe uczucie. Pamiętasz? Cieszyłyśmy się jak dzieci. Cały świat śmiał się chyba z nami. Zaprowadziłaś mnie w dawne miejsca, wypiłyśmy tak jak kiedyś wino w starym samochodzie. Mówiłaś, żebym nie piła, bo jestem w ciąży? Co z tego, że byłam w ciąży? Zapytałam Cię, dlaczego nie nosisz obrączki. Powiedziałaś, że palce Ci puchną od szycia. Czemu się okłamywałyśmy, Wariatko? Udawałyśmy przed sobą, a i tak wiedziałyśmy wszystko.
Wróciłam do „wielkiego miasta”. Wróciłam jeszcze z Arturem. Wtedy straciłam moje dziecko. To miała być dziewczynka - przynajmniej Ty tak mówiłaś. Nie dbałam o tę ciążę. Rzeczywiście piłam, paliłam, ćwiczyłam na urojony cellulit godzinami…więcej grzechów nie pamiętam. Diagnoza: odklejenie łożyska, zapaść, coś z zakrzepami. Nie wiem, co to było, ale wiedziałam jedno, że nie mam już dziecka. Artur nie mówił nic. On nigdy nic nie mówił. Wiem, że cierpiał przeze mnie, ale nie mówił nic. Lekarz zakomunikował mi o zgonie mojej „Karolci” z tą parszywie spokojną miną i wyćwiczonym uśmiechem. Nienawidzę lekarzy. Pierwszy raz coś się tak cholernie mocno we mnie złamało. Tak realnie. W jednej chwili przestał mnie obchodzić tandetny serial, zretuszowane zdjęcia, na których wyglądałam jak sztuczna, ruda lala Barbie. Odechciało mi się zwyczajnie żyć, ale Bóg lubił mi przez całe życie zasadzać kopniaki energii w tyłek. Tak było i wtedy. Telefon. Okazało się, że jesteś w szpitalu. Myślałam, że to Mareczek stłukł Cię na kwaśne jabłko. Jechałam ze złością. Miałam nadzieję, że dopadnę tego skurczybyka i uduszę go. Szpital: - Ooo, kochana pani Becia przyjechała! Pani Sygitka leży w sali nr 12, pierwsze drzwi na lewo.
Oddział Onkologii – nie, to niemożliwe, niemożliwe. Możliwe. Byłaś już wtedy po operacji. Marysia mówiła Ci przez okno, że tęskni i kocha…przez okno, bo dzieciom nie wolno było tam wchodzić. Pamiętasz, jak udawałyśmy, że wszystko jest ok. Nabijałyśmy się z tego Twojego białego opatrunku na głowie. Źle wyglądałaś. Zapytałaś o dziecko… skłamałam. Powiedziałam Ci, że jest, że urodziłam. Nie było żadnego cholernego dziecka, żadnej Karolci. Postanowiłam, że wezmę was nad morze. Wiesz, co wtedy zrobiłam, prawda? Kupiłam sobie dzieciaka na tydzień. Rozumiesz? Pożyczyłam dziecko na tydzień, żeby moje kłamstwo miało ręce i nogi. Miało i ręce, i nogi, ale miało też siusiaka. Wszystko wydało się przez jedną kupę. Ty już wtedy wiedziałaś, zresztą wiedziałaś chyba zawsze. Kłamałyśmy obydwie dla swojego dobra? Myślałam, że nigdy Ci nie wybaczę, kiedy oszukałaś mnie, że masz pozytywne wyniki, że nie masz raka, że Cię wyleczyli. Pamiętasz? Poszłyśmy wtedy na imprezę. Było dużo alkoholu, miałaś moją sukienkę, kolorową perukę, wyglądałaś bosko. Ale nie wytrzymałaś, nie mogłaś zapomnieć w szaleństwie zabawy o tym, co siedzi pod peruką, że jest tam ten cholerny, nieuleczalny glejak. Później było już coraz gorzej, leżałaś, nie mogłaś mówić. Pytałam: „Czy jesteś w tym ciele, które potrafi tylko rozpaczliwie wyć, Sygitko?”, ale nie odpowiadałaś. Tylko z Marysią miałaś jakiś kontakt. Marek wtedy mniej pił. On Cię chyba naprawdę kochał. Oddał Ci nawet tę Twoją złotą obrączkę przed śmiercią, pamiętasz? A ja kupiłam Ci jakieś „cudowne”, „uzdrowicielskie” płyny. Aby zdobyć kasę pozwoliłam sobie dorobić brzuch, rozumiesz? Bo serialowa Monisia była nadal w ciąży. Później okłamywali mnie, że Ci się polepszyło. Jezu, jaka byłam wściekła, kiedy zobaczyłam te leki -nietknięte. Zawołałam: „Dupo jedna, nie umieraj!”, ale zrobiłaś mi jak zwykle na złość, umarłaś sobie. Wsadzili Cię do tej wygodnej trumny, którą sprawił dla Ciebie mój prywatny ojciec. Wzięłam Marysię do siebie. Artura już nie było - odszedł. Przy Twojej córeczce odnalazłam prawdziwy spokój. Teraz jest wspaniałą aktorką, lepszą od ciotki Beci. Cholernie jest do Ciebie podobna, wiesz, Sygitko.
Mówiłaś, że jak niebo się rozpogadza po deszczu, to powstaje takie okno – jasne i błękitne, przez które wszystko widać, pamiętasz? Dzisiaj znowu siedzimy razem i możemy sobie nawet popatrzeć przez to okno na Marysię, na Maciejowice. Wiedziałam, że z tą śmiercią to mnie jak zwykle okłamałaś i teraz, kiedy już wiem, co jest po niej, mogę pić z Tobą wino do woli. Wiedziałam, że się kiedyś spotkamy. Popatrz na Mareczka, znalazł sobie żonkę (zresztą całkiem niezłą), nie pije od Twojej śmierci, wysyła Marysi pieniądze. A pamiętasz jaki był Sygitko?
- Pamiętam, Beciu – pamięć, to jedyne, co pozostaje. No to zdrówko, Kochana Przyjaciółko! Wiedziałam, że kiedyś w końcu tu zapukasz, Wariatko.
Komentarze [5]
2007-09-17 15:18
Od razu skojarzyłam- Kawka, Brodzik :)
2007-09-17 08:55
“chciałabym oglądać wszystkie twoje wariacje za jasnym błękitnym oknem“…
Tak film jest ciepły, kobiecy i poruszający…
Opowiadanie bez dwóch zdań pisałaś pod inspiracją tego filmu co da się odczuć ale mi przypomniał tą piękną historię więc plus dla Ciebie :).
2007-09-16 13:14
dziękuję. chciałabym dodać, ze inspiracją był film o tym samym tytule co artykuł.
2007-09-15 18:10
Mara, z przyczyn oczywistych zostawiam się na gadzie.
2007-09-15 17:40
piękne. naprawdę:)
- 1