Jedyną miarą sukcesu jest wysiłek
W dniach 11-19 marca 2023 roku rozegrano w Jastrzębiej Górze Mistrzostwa Polski Juniorów w Szachach Klasycznych do lat 16 i 18. W tym roku miałem przyjemność kolejny raz zagrać w turnieju finałowym, ale tym razem w grupie do lat 18, rywalizując z szachistami nie tylko ze swojego rocznika (2006), ale też o rok starszymi. Po zdecydowanie nieudanym występie w minionym roku, nie miałem może zbyt wygórowanych oczekiwań, ale chciałem po prostu zagrać lepiej i zdobyć więcej punktów.
Otrzymałem od organizatorów numer startowy 39. w gronie 44 uczestników (numery nadaje się według posiadanego rankingu FIDE – mój wynosił 1761). To oznaczało, że w większości partii, będę musiał mierzyć się ze znacznie wyżej notowanymi rywalami. I tak też faktycznie było. Już w pierwszej partii los zetknął mnie z Piotrem Kołodziejskim (KSz Miedź Legnica), który otrzymał numer 17. i legitymował się rankingiem 2118. Wiadome było zatem już przed tą partią, że faworytem nie jestem, ale plan partii , który opracowałem sobie i przetrenowałem poprzedniego dnia, sprawdził się wręcz idealnie, dzięki czemu przez cały czas utrzymywałem niewielką przewagę. W końcówce tej partii przeciwnik, pod presją czasu, popełnił jednak spory błąd, co pozwoliło mi wygrać tę partię i cieszyć się z pierwszego punktu oraz znaczącego przyrostu punktów rankingowych FIDE. Po tym cennym, ale i nieoczekiwanym zwycięstwie, oczywiste było dla mnie, że kolejny rywal musi być jeszcze bardziej wymagający. Tak się też stało i przy stole spotkałem się z Kamilem Kaliszukiem (UKS Hetman Częstochowa, ranking 2217). Grałem kolorem czarnym, co nie ułatwia zadania, o czym wszyscy szachiści doskonale wiedzą. Tym razem również przygotowałem sobie solidną strategię na czekającą mnie partię. Niestety, podczas tej partii różnica poziomu była mocno wyczuwalna. Walczyłem na ile tylko pozwalały mi umiejętności, ale rywal świetnie antycypował moje zamiary i po ok. 3 godz. gry musiałem po raz pierwszy w tym turnieju zatrzymać nasz zegar i podać przeciwnikowi rękę w geście poddania się. Nie mogłem jednak liczyć tego dnia na regenerację i reset po przegranej partii, gdyż w planie była jeszcze jedna runda i przed godz. 16.00 musiałem znów pojawić się na sali. Na moje szczęście tym razem wylosowałem białe i miałem zagrać partię z Bartoszem Kitewskim (UKS Trzydziestka Olsztyn, ranking 1938). Szczęście mi sprzyjało i tego rywala udało mi się stosunkowo szybko i gładko pokonać. Obaj byliśmy na pewno zmęczeni, ale to mnie udało się lepiej wejść w partię. Dzisiaj, z perspektywy czasu oceniam, że była to jedna z moich lepszych partii w tym roku.
Do rundy 4. podchodziłem zatem w bardzo dobrym nastroju. Miałem już bowiem na swoim koncie 2 pkt. zdobyte w 3 partiach i dodatkowo 70 punktów rankingowych. Moim rywalem był Gracjan Grzesik (KSz Hetman Koszalin, ranking 2149), bardzo dobry zawodnik, który już od paru lat należy do ścisłej czołówki polskich szachistów. Do stołu podszedłem więc z wielkim respektem dla rywala. W trakcie gry poczułem jednak, że on chyba nie za bardzo wie, co ja potrafię, dlatego partia miała charakter „poznawczy”. Obaj byliśmy również trochę rozkojarzeni, popełnialiśmy drobne błędy, dlatego starcie zakończyło się polubownym remisem. Remis to jednak naprawdę niezły wynik, szczególnie wtedy, gdy gra się czarnymi. Po tej rozgrywce z optymizmem oczekiwałem na kojarzenia zawodników do kolejnej rundy. Moje zaskoczenie było jednak ogromne, gdy zobaczyłem, że los skojarzył mnie w 5. rundzie z FM Tymonem Czernkiem (LKSz GCKiP Czarna, ranking 2300), wielokrotnym już medalistą Mistrzostw Polski. Zatem los nie okazał się dla mnie tym razem zbyt łaskawy. Czekało mnie spotkanie z utytułowanym zawodnikiem z najwyższej półki i z bardzo wysokim rankingiem. Wiedziałem jednak dobrze, że nie rozgrywa on tutaj turnieju życia. Tymon był ewidentnie bez formy, co udało mi się wykorzystać. Zupełnie nieoczekiwanie wygrałem tę partię, co zaszokowało wielu obserwatorów turnieju, tym bardziej, że była to również jedna z najwyższych wygranych wg rankingu FIDE.
3.5 pkt. przed turniejem brałbym w ciemno, a tutaj zgromadziłem taką ilość punktów już po raptem 5 rundach. Wszystko układało się niemal idealnie, a z taką formą TOP 10 wydawało się formalnością. Nadszedł dzień rundy szóstej, w której przyszło mi się zmierzyć czarnymi z Kacprem Kacprzakiem (UKS Rodło Opole, ranking 2221), kolejnym o wiele wyżej ode mnie notowanym w rankingu rywalem. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że była to jedna z moich najdokładniejszych partii w tym roku. Z obu stron skuteczność wg chesscoma wynosiła około 97% zgodności z szachowym programem komputerowym, czyli rozgrywana partia była niemal bezbłędna. Ostatecznie zakończyła się remisem. W następnej rundzie znów musiałem grać czarnymi, z czego naturalnie nie mogłem być zadowolony. Cóż, w szachach jak w życiu, trzeba mieć szczęście. Optymizmem napawał mnie jednak fakt, że mój następny rywal Michał Taranowicz (UKS Trzydziestka Olsztyn) miał ranking 1900, czyli w końcu trafiłem na kogoś z rankingiem poniżej 2000. Podejrzewam, że fakt ten uspokoił mnie za mocno i podszedłem do stołu bez należytej koncentracji. Choć Michał miał niższy ranking od poprzednich moich rywali (i tak wyższy od mojego), to ograł mnie błyskawicznie. Na takich turniejach jak Mistrzostwa Polski, bardzo ważne jest przeprowadzenie analizy gry rywala przed partią. I on to perfekcyjnie zrobił. Przez całą partię czułem, że świetnie poznał moje słabe punkty, dzięki czemu szybko zakończył tę partię, a mnie pozostało tylko uznanie jego wyższości i podanie mu ręki. Ta porażka bardzo mnie zabolała, gdyż moje marzenia związane z awansem do TOP 10 zaczynały się oddalać. Wściekły na siebie wróciłem do swojego pokoju. Po cichu liczyłem jednak, że los się do mnie jeszcze uśmiechnie w kolejnej rundzie. Niestety, kolejne kojarzenie znów było dla mnie mało korzystne. Następnego dnia miałem się bowiem zmierzyć przy stole z turniejową jedynką, czyli FM Bartłomiejem Turskim (ranking 2352). Miałem szczęście, że dobrze powtórzyłem sobie wariant na tego rywala, dzięki czemu udało mi się wyciągnąć z tej partii cenne pół punktu. Nadszedł więc czas ostatniej rundy, w której miałem jeszcze szansę zagrać o TOP 10 i upragniony awans na mistrzostwa Europy. Zadanie było realne, ale trudne, gdyż miałem zmierzyć się z Krzysztofem Ciszewskim (MUKS Stoczek 45 Białystok, ranking 2047), który rozgrywał doskonały turniej. Niestety, to on trafił lepiej z przygotowaniem, co poskutkowało po debiucie moją gorszą pozycją, a chwilę później moją porażką.
Podsumowując finałowy turniej Mistrzostw Polski U-18, mogę powiedzieć, że był to dla mnie turniej życia, gdyż zdobyłem aż 132 pkt. do rankingu FIDE. Wygrałem 3 partie, zremisowałem też trzy i trzy przegrałem (łącznie zdobyłem w tym turnieju 4,5 pkt.). W oficjalnej klasyfikacji mistrzostw zająłem 20. miejsce (w stawce 44 najlepszych młodych polskich szachistów), a w tej nieoficjalnej, klasyfikacji mojego rocznika 2006, byłem 9. Do medalu zabrakło naprawdę niewiele (2 pkt.). Mistrzostwo Polski chłopców U-18 zdobył w tym roku Kamil Dzida (KSz Stilon Gorzów Wielkopolski, ranking 2400). Ze srebrnego medalu cieszył się natomiast Filip Łuczak (UKS Pionier Jastrzębie Zdrój, ranking 2300), a z brązowego Iwo Karolczuk (MUKS Stoczek 45 Białystok, ranking 2300). Dla mnie to jednak także nie był czas stracony. Jestem pewien, że zebrane przeze mnie w Jastrzębiej Górze podczas tego turnieju doświadczenie na pewno zaprocentuje w nadchodzącym sezonie ligowym, a być może za rok pozwoli mi już zdobyć wymarzony medal mistrzostw kraju. Od początku kariery przyświeca mi bowiem myśl wypowiedziana przed laty przez Bruce’a Lee: "Jedyną drogą do rozwoju jest ciągłe podnoszenie poprzeczki, a jedyną miarą sukcesu jest wysiłek, jaki włożyliśmy w to, aby go osiągnąć."
Grafika: własna orazKomentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?