Jestem metroseksualny
Kiedy pierwszy raz usłyszałem pojęcie „mężczyzna metroseksualny”, byłem szczerze zaskoczony. To, co przyszło mi najszybciej do głowy, było dość nieprzyzwoite, więc pozwólcie, że zatrzymam to dla siebie, ale chciałbym przytoczyć objaśnienie tego pojęcia, jakie usłyszałem od jednej z moich życzliwych koleżanek. „To taki facet, który bardzo o siebie dba, ale nie jest gejem.”
Czy wyznacznikiem płci w sensie psychicznym jest stopień dbania o siebie?
Stwierdzenie „…ale nie jest gejem” bardzo mnie wewnętrznie poruszyło i zmusiło w pewnym stopniu do zastanowienia się nad tą sprawą. Przecież to chyba oczywiste, że każdy człowiek chce być zadbanym i atrakcyjnym i to bez względu na to czy jest kobietą, czy też mężczyzną.
I nie zupełnie nie rozumiem, co miałoby znaczyć przesadne dbanie o siebie. Każdy bowiem dba o siebie w takim zakresie i w takim stopniu, w jakim jest mu to potrzebne i jak sam to wewnętrznie odczuwa. Nie popieram też stereotypów i skojarzeń łączących chłopaków chodzących w tzw. „rurkach”, czy też dziewcząt, które ścinają krótko włosy, z homoseksualizmem. Taki jest ich (nasz) gust, a jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje.
Moja koleżanka, zapytana, jaki powinien być jej zdaniem prawdziwy facet, odpowiedziała po namyśle tak: „Prawdziwy facet powinien być przede wszystkim opiekuńczy, a zarazem męski. Nie powinien wstydzić się okazywania uczuć swojej ukochanej (oczywiście przy swoich kolegach) i powinien traktować ją jak swój największy skarb. Nie może jednak zapominać o swoich kolegach, za którymi mógłby pójść w ogień.” Bycie typem metroseksualnym nie przeszkadza chyba, a czasem może wręcz pomaga, w spełnieniu tych „wymagań” – nie sądzicie? Chciałbym również zauważyć, że w jej wypowiedzi nie było mowy o wyglądzie, bo sam wygląd nie warunkuje jak widać męskości.
W zasadzie nie powinienem chyba zaczynać od wywnętrzania się, lecz raczej od wyjaśnienia pojęcia „metroseksualizm”. Według Wikisłownika „metroseksualny mężczyzna”, to „mężczyzna wielkomiejski, nowoczesny, dbający o swój wygląd, podążający za modą i korzystający ze zdobyczy kosmetologii.”
Można to interpretować na różne sposoby. Jedni widzą w tym zwykłe przestrzeganie zasad higieny osobistej w połączeniu z nienagannym wyglądem, inni zaś doszukują się na siłę powstania nowej, zupełnie wcześniej nieznanej płci. Ja należę do tej pierwszej grupy, podobnie jak autor bloga Nowoczesny mężczyzna, który stwierdza jednoznacznie: „Metroseksualny mężczyzna (...) to mężczyzna heteroseksualny.” Co więcej, mogę śmiało stwierdzić, że w tym rozumieniu ja też jestem mężczyzną metroseksualnym. Ale tu pojawia się kolejne pytanie...
Ile mamy płci?
Zaskoczę was! Według portalu internetowego abcZdrowie.pl badacze wyróżniają aż dziesięć rodzajów płci, a mianowicie: płeć chromosomalną (inaczej genotypową), płeć wewnętrznych narządów płciowych, płeć zewnętrznych narządów płciowych, płeć fenotypową, hormonalną, metaboliczną, socjalną, mózgową i najważniejszą moim zdaniem płeć psychiczną.
Dlaczego najważniejszą? Otóż na płeć psychiczną składają się rozmaite rzeczy, które decydują w rezultacie o wyborze partnera życiowego lub partnerki życiowej. Płeć psychiczna to nic innego jak odpowiedź na pytanie kogo kocham - chłopaka czy dziewczynę? I nie ważny jest tu ubiór, muzyka, jakiej się słucha, długość czy kolor włosów. Ważne jest to, kim się wewnętrznie czujemy.
Brzmi znajomo, prawda? „Płeć jest biologiczna od początku do końca, począwszy od genetyki, a skończywszy na psychice.”, powiedziała w wywiadzie dla Newsweeka pani poseł Beata Kempa. Tutaj się z nią zgadzam – tu i tylko tu. Dla jasności jej walkę z ideologią gender uważam za bezpodstawną i zbędną.
Zaraz, zaraz... To ile w końcu mamy tych płci? Zdaniem naukowców jest ich dziesięć, według mnie – dwie. Kobieta i mężczyzna. A to całe gender, to tylko utarte przez wieki stereotypy. Stereotypy, które wmawiają nam, że facet zarabia, a kobieta wydaje, że facet nie robi w domu nic, a kobieta odwala za niego całą czarną robotę (sprzątaczki, kucharki, kochanki i Bóg wie jeszcze czego), że facet płodzi, a kobieta rodzi i wychowuje, że facet jest zawsze pewny siebie, a kobieta niezdecydowana. Nie jestem feministą. Po prostu chciałbym być fair.
Jesteśmy już na tyle dojrzali, aby móc w pełni zadecydować o swojej roli w społeczeństwie i o sposobie, w jaki tę rolę odgrywamy. Do nas należy więc wybór ścieżki. Niektórzy już ją wybrali i to na pewno się nie zmieni, inni nie są jeszcze zdecydowani i świadomi tego, co czeka ich w przyszłości. Myślcie, co chcecie, komentujcie, jak chcecie, ale nie pozwólcie, aby ktokolwiek określił ją za Was. Warto to zrobić samemu, bo tylko wtedy można osiągnąć to, czego tak naprawdę się pragnie. A przy tym bądźcie tolerancyjni. Nie tak jak Maja Koman w swojej prześmiewczej i moim zdaniem mało zabawnej piosence „Babcia mówi”.
Grafika:
Komentarze [1]
2014-12-20 15:44
Panie American, czy fascynacja, tak zwaną “kobiecą logiką” (w rzeczy samej jest to oksymoron), mieści się w granicach genderowej i nowoczesnej tolerancji?
- 1