Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Jezus Maria Peszek - niepotrzebne skreślić   

Dodano 2012-11-04, w dziale recenzje - archiwum

Premiera trzeciej płyty tej utalentowanej wrocławianki odbyła się miesiąc temu. Wcześniej przeczytałam także poruszający wywiad, jaki artystka ta udzieliła dziennikarzowi Polityki i od tej pory odczuwałam wewnętrzną potrzebę wypowiedzenia się na ten temat. Już pierwsze przesłuchanie tego albumu upewniło mnie, że był to wybór słuszny. W swojej ocenie postaram się jednak skupić na artyzmie tekstów, abstrahując niejako od tematyki utworów, której ocenę pozostawiam Wam.

/pliki/zdjecia/mp 1_0.jpgArtystka - w szumnie zapowiadanym najnowszym albumie studyjnym - mówi o bolesnym roku swojego życia, podczas którego zmagała się z neurastenią. Śpiewa o społeczeństwie, Bogu, religii, polskości i patriotyzmie, a także o eutanazji i śmierci Amy Winehouse. To przełomowy krążek w jej karierze, ponieważ naiwny hedonizm i dziecięca beztroska, charakterystyczne dla jej poprzednich produkcji, gdzieś się już ulotniły.

Debiutancka "Miasto mania" (2005) powstała we współpracy z Wojciechem Waglewskim i jego synami, Fiszem i Emade, których można usłyszeć na tej płycie, będącej jednocześnie ścieżką dźwiękową multimedialnego przedstawienia pod tym samym tytułem. Artystka jest bowiem także aktorką i ma za sobą wiele ról teatralnych i filmowych. Jest to opowieść o toksycznym mieście, wywołującym zarazem miłość i nienawiść (prawdopodobnie w utworach opisywana jest Warszawa) oraz o braku czasu na seks. Zawiera się ona w błyskotliwych tekstach pełnych wysmakowanych „wulgaryzmów magicznych”, doprawionych charakterystyczną muzyką elektroniczną.

2006 rok przyniósł EP-kę zatytułowaną „mania siku”, będącą swoistą kontynuacją poprzedniego krążka. Przed premierą drugiej płyty Peszkówna wystąpiła gościnnie w trzecim singlu z albumu „Happiness Is Easy” zespołu Myslovitz, zatytułowanym „W deszczu żółtych maleńkich kwiatów”, śpiewając w chórkach razem z Arturem Rojkiem. W 2008 roku przyszedł czas na „Marię Awarię”, która wzbudziła wiele kontrowersji i otrzymała skrajne recenzje. Tematyka krążka oscyluje bowiem wokół ciała ludzkiego, jego seksualności i fizyczności. Skandalistka mówi o erotyce w odważny sposób, jednakże melorecytacji - momentami poetyckich tekstów - towarzyszy nie wnosząca nic nowego, monotonna warstwa muzyczna.

„Jezus Maria Peszek” ukazała się 3 października bieżącego roku. Jest to mieszanka liryczności, prostoty i niezmiennie elektroniki. Przyznaję, że po doświadczeniach z „Marią Awarią”, której fragmenty mnie najzwyczajniej zawiodły, z dystansem podeszłam do szumnie zapowiadanej w licznych wywiadach premiery tego krążka i… bardzo pozytywnie się zaskoczyłam. Tym razem żaden z utworów nie może zostać pominięty. Każdy jest inny i wyjątkowy. Dla kogoś, kto tak jak ja czuje awersję do radiowych singli, jest to prawdziwa uczta muzyczno-artystyczna.

/pliki/zdjecia/mp 2_0.jpgChciała umrzeć, ale jej ukochany na to nie pozwolił. Peszkówna przyznaje, że wyjazd do Tajlandii był misją ratunkową dla artystki cierpiącej na załamanie nerwowe połączone z napadami paniki, stanami lękowymi i kilkunastotygodniową bezsennością. Ciężko jest zacytować jakąkolwiek słowną perełkę, bo znaleźć ich tu można nieskończenie wiele. Warto wspomnieć, że ojciec piosenkarki potrzebował czasu na zastanowienie się nad nową produkcją córki, a matka po przesłuchaniu czterech piosenek przez półtora dnia szlochała.

Album rozpoczyna utwór „Ludzie psy”, w którym wokalistka nazywa siebie „niedobrem narodowym”, „niechcianych słów jedyną ojczyzną” i „śpiewającą pieśni z pleśni śmieciową królową”. Choć mówi o jedzeniu smutku łyżkami, wsłuchanie się w podkład muzyczny prowadzi do skojarzeń z jakimś niezłym klubem. „Nie ogarniam” to opowieść o załamaniu nerwowym kryjąca w sobie chaos i szaleńczy śmiech współgrający z wzywaniem pogotowia ratunkowego.

Nadchodzi jednak dzień, kiedy jest fajnie – w „Wyścigówce” w głowie Marii ktoś zapala żarówkę, zmienia ją z małego szarego pytajnika w wielki żółty wykrzyknik. Wywrzeszczany refren („teraz będę już szczęśliwa, nie przerywaj, nie przerywaj mi!”) kojarzy się z reakcją małej dziewczynki z przedszkola, w której ręce wpadła ulubiona zabawka.

Początek następnego utworu wywołuje skojarzenie z „Varsovie” Brodki. Jest to nieco ironicznie opowiedziana historia życia Amy Winehouse, patronki wszystkich odstających od otoczenia, do których skierowana jest również płyta Peszkówny. Zmarłą artystkę wrocławianka nazywa najsmutniejszą dziewczyną na świecie, padliną, królową smutku, która żywiła się tłuczonym szkłem i umarła po cichutku.

„Żwir” jest natomiast najbardziej przesiąkniętą bólem piosenką. To prosty kawałek, w którym przejmującym głosem artystka zadaje z desperacją pytanie: „ej, czy ktoś wie, jak tu jest na samym dnie?”. Ona sama przekonała się o tym leżąc godzinami pod prysznicem w Bangkoku. Wyzwolić się pomogła jej świadomość, że sama decyduje o tym czy żyje. Utwór kończy wyszeptana przestroga o siedemnastu wyszydzanych ludziach skaczących każdego dnia z zamkniętymi oczami z parapetów okien (statystycznie tylu Polaków codziennie popełnia samobójstwo).

/pliki/zdjecia/mp 3.jpg „Gdyby była wojna, byłabym spokojna” to fragment przeprosin dla ojczyzny, w których artystka mówi, że nie oddałaby Polsce ani jednej kropli krwi. Sprzeciwia się patriotyzmowi opierającemu się na przestrzeganiu obowiązków wobec ojczystego kraju, polegających na płaceniu abonamentu i podatków. Uważa, że wystarczająco dużo w naszej historii było już trupów, brakuje natomiast świadomie szczęśliwych Polaków. Faktycznie coś jest w jej stwierdzeniu, że „lepszy żywy obywatel niż martwy bohater”?

Najbardziej rewolucyjnym utworem jest „Pan nie jest moim pasterzem”. To manifest ateizmu zawarty w spokojnej parafrazie popularnej pieśni religijnej. Sama artystka nazywa go triumfalnym znakiem wyzwolenia. Leżąc na hamaku, poczuła, że Bóg nie jest jej potrzebny do szczęścia, a wręcz przeszkadza w radzeniu sobie z bólem fizycznym, którzy przekształcił się w egzystencjalny. Świadomość ta miała oczyszczające działanie. Ktoś może zapytać, dlaczego niewierząca osoba tytułem swojej płyty nawiązuje do założyciela Kościoła? Peszkówna odpowiada, że wybrała go sobie na patrona - nie jako Boga, lecz jako największego rewolucjonistę w historii ludzkości.

„Pibloktoq” to kolejny numer dowodzący, że z Marią działo się coś „bardzo dziwnego”. Śniły jej się mięso i krew, wilki, śnieg oraz tajga, przez którą biegła zmęczona, a Zjednoczone Stany Lękowe wypełniała śmierć. Zaś najbardziej optymistyczną piosenką, zarówno pod względem tekstowym jak i muzycznym, jest „Padam”. Wokalistka kieruje w niej słowa wdzięczności do swojej drugiej połówki, „która sprawia, że od razu się naprawia” i „bez której jest jak z powyłamywanymi nogami stół”.

„Nie wiem czy chcę” to spokojny protest song wobec przekonania społeczności, że kobieta, która nie chce mieć dzieci, jest zboczona, niekompletna lub nienormalna. Musi mieć ona - zdaniem artystki - prawo sama zdecydować, czy będzie miała potomstwo i czy prokreacja jest jej potrzebna, bez obciążenia jej żadnymi sankcjami społecznymi. Ów utwór jest niesamowity; czegoś takiego jeszcze nie było, bo nikt dotychczas nie poruszył tej tematyki.

/pliki/zdjecia/mp 4.jpgPiosenką, która najbardziej spodobała się Kubie Wojewódzkiemu, jest przedostatnia „Szara flaga”, pełna sugestywnych nawiązań do tradycyjnej polskiej religijności („popiół i cement, totalny niż, męczy mnie Polska, wisi mi krzyż”). Album zamyka „Zejście awaryjne”, którego tematyka oscyluje wokół eutanazji, będącej wciąż istotną kwestią sporną. Artystka śpiewa o tym, że każdy ma prawo decydować o tym jak, kiedy, gdzie i z kim umrze.

Moim zdaniem jest to jedna z najlepszych płyt muzyki alternatywnej, które miały premierę w tym roku. Pierwszym dojrzałym tekstowo krążkiem Marii będą z pewnością zawiedzeni ci, którzy spodziewali się muzycznych rewelacji. Album, będący relacją z pełnego bólu i chaosu roku życia artystki, wewnętrznego piekła, prywatnego domu wariatów, przykuwa uwagę i na długo pozostaje w pamięci. Jego powstanie wynikało z potrzeby opowiedzenia o czymś ważnym dla tej wokalistki, która zdecydowała się żyć w Polsce i dlatego uważa, że ma prawo mówić o tym, co jej się tu nie podoba. Przez wiele dni nie mogłam oderwać się od „Jezus Marii Peszek”, chociaż do takich zjawisk na rynku muzycznym zwykłam podchodzić sceptycznie, a wielką fanką owej wrocławianki nigdy nie byłam.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 4.9
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 4.9 /35 wszystkich

Komentarze [0]

Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry