Każde miasto ma swój urok
Kiedyś uważałam, że nie ma nic gorszego, niż urodzić się i mieszkać w małym miasteczku. Ani to wieś, gdzie życie płynie blisko natury, ani miasto, gdzie wszystko, co człowiekowi potrzebne, jest na wyciągnięcie ręki.
Mieszkam w Tarnobrzegu. Miasto to swego czasu zasłynęło ze złóż siarki. Przez lata była tu duża kopalnia i prężnie działający kombinat przetwarzający ten surowiec. Gdyby nie ta siarka, to Tarnobrzeg byłby nadal małą, zapyziałą mieściną... Browar, wytwórnia wódek i likierów – należące do Tarnowskich - to w zasadzie były przez lata jedyne zakłady pracy, w których mieszkańcy mogli znaleźć zatrudnienie. Gdyby nie to, że Tarnobrzeg został pod koniec ubiegłego wieku miastem województwem, to dziś mało kto by go znał i o nim pamiętał.
Zawsze wydawało mi się, że Tarnobrzeg to mało ciekawe miasteczko. Jest tu stosunkowo duże bezrobocie, a młodzież kończąca szkoły ma nikłe szanse na znalezienie atrakcyjnej pracy. Brakuje tu także kina z prawdziwego zdarzenia czy teatru. Jedyne czego tu nie brakuje, to supermarketów. Wszędzie rozpanoszyły się „Biedronki” i „Lidle”. Są jeszcze liczne banki, zachęcające do brania pożyczek. Pożyczki można brać, ale z czego je spłacać? Kibice „Siarki” wierzą w swoją drużynę, ale odkąd władze miasta ograniczyły dotacje na klub, to i o sukcesach tarnobrzeskich sportowców zrobiło się cicho. Plusem jest, że miasto posiada kilka „orlików”. Młodzież szuka sobie miejsc do spotkań. Trudno z przyjaciółmi wyjść gdziekolwiek, chyba że ktoś lubi przypalone frytki z McDonald’s. Brakuje galerii oferujących atrakcyjne i niedrogie towary, a na konkretne zakupy trzeba udawać się aż do Rzeszowa. Ja zawsze chciałam mieszkać w dużym mieście, gdzie miałabym większe i lepsze możliwości kształcenia oraz szersze perspektywy rozwoju. Moim wymarzonym miejscem do życia jest Warszawa. Tam można w każdej chwili wyjść z domu i niemal na pewno okaże się, że w pobliżu dzieje się coś ciekawego. Wydaje mi się, że tam mogłabym żyć pełną piersią…
W stolicy mieszka moja kuzynka Kasia. Ma 17 lat. Znamy się od dziecka, wspólnie spędzamy wszystkie wakacje i ferie zimowe. Kasia jest szczupłą, wysoką, ładną nastolatką. Ma długie, proste, blond włosy, błękitne oczy i alabastrową cerę. Najczęściej ubiera się na sportowo: dżinsy, T-shirt i bluza. Jednak na specjalne okazje lubi założyć szpilki i minispódniczkę. Jest uśmiechnięta, towarzyska, otwarta na świat i ludzi. Łatwo nawiązuje nowe znajomości. Wszyscy chłopcy z liceum szaleją za nią. Tego jej właśnie zazdroszczę. Kasia jest wzorową uczennica, ale i sportowcem z pasją. Uwielbia grać w siatkówkę, a zimą jeździ na snowboardzie. Bardzo ją lubię i świetnie się rozumiemy. Wspólnie przegadałyśmy już wiele nocy.
Wczoraj Kasia zadzwoniła do mnie i powiedziała:
- Cześć, Nati! Przyjeżdżam do ciebie na wakacje!
- Och! Cudownie, bardzo się cieszę! - odpowiedziałam wesoło.
- Spędzę u was dwa tygodnie. Masz jakieś plany? Co będziemy robić? – zainteresowała się kuzynka.
- Właśnie, nie wiem. Co można robić w takim małym mieście jak Tarnobrzeg? Przecież tu nic nie ma! Zapewne będziemy się strasznie nudzić, a wakacje zaczynają się już w przyszłym tygodniu. W Warszawie jest pełno atrakcji, klubów, restauracji, galerii, sklepów i innych miejsc, w których można się spotkać. W Tarnobrzegu tak nie ma. Poza orlikiem, Jeziorem Tarnobrzeskim, kilkoma kafejkami i paroma sklepami naprawdę nic tu nie ma.
Moje rozterki wcale nie zraziły Kasi, roześmiała się i rzekła:
- Jak zawsze przesadzasz… Małe miasteczka mają swój urok. Na pewno ciekawie spędzimy czas. Cieszę się na samą myśl o tym, że przyjeżdżam do ciebie. Do zobaczenia w Tarnobrzegu! I rozłączyła się, nie czekając na odpowiedź.
W poniedziałek stałam na tarnobrzeskim dworcu i z niecierpliwością oczekiwałam na spóźniający się autobus z Warszawy. Teraz to zupełnie nowy budynek z mini galerią handlową. Jest ładnie, czysto i przyjemnie. Nie to co dawniej. Zniszczony i zaniedbany budynek z wulgarnym graffiti to już historia. Dawniej dworzec odstraszał nie tylko wyglądem, ale również zapachem i dużą ilością śmieci. Nie był to najlepszy wizerunek miasta. Jednak to już się zmieniło.
Moje rozmyślania przerwał widok nadjeżdżającego niebieskiego autobusu, z siedzącą przy oknie blondynką machającą do mnie radośnie. Dziewczyna wysiadła z pojazdu i podbiegła do mnie.
- Hej, Nati! – rozpoczęła rozmowę.
- Jak się cieszę, że cię widzę! - odparłam i mocno ją przytuliłam.
- To gdzie się dzisiaj wybierzemy? Wymyśliłaś coś? - zapytała od razu przyjaciółka.
- Proponuję coś dla zdrowia i ciała. Może basen – odpowiedziałam.
- Ok. Świetny pomysł – zgodziła się Kasia.
Po chwili tuż przed nami zatrzymał się miejski autobus z numerem 10. Wsiadłyśmy do niego, skasowałyśmy bilety i w drogę! Autobus skierował się na osiedle Podłęże, ale ja wolałam wysiąść na przystanku koło Szkoły Podstawowej nr 9. Tuż obok niej znajduje się bowiem duży orlik i kort tenisowy, który w zimie zmienia się w lodowisko. Po chwili marszu byłyśmy już u mnie w domu. Pomogłam Kasi się rozpakować i potem poszłyśmy na basen.
W drodze na MOSiR dużo rozmawiałyśmy i żartowałyśmy. Kasia opowiadała mi, co nowego u niej, jak poszedł jej drugi rok w liceum. Mówiła o nowych przyjaciołach i o Warszawie. Słuchałam z dużym zainteresowaniem.
Gdy dotarłyśmy na basen, szybko przebrałyśmy się w szatni i poszłyśmy pływać. Najpierw skierowałyśmy się na lewo, tam gdzie znajduje się długa 25 m niecka. Rywalizowałyśmy, która z nas przepłynie większy dystans. Potem postanowiłyśmy odpocząć w mniejszym basenie. Chichocząc i żartując, delektowałyśmy się zielenią dorodnych kwiatów, które rosną tu jak na drożdżach, bo mają dobry mikroklimat. Potem poszłyśmy „na rurę”, a na zakończenie zrelaksowałyśmy się jeszcze w saunie i jacusi.
Po dwóch godzinach na pływalni byłyśmy trochę zmęczone i głodne. Postanowiłyśmy udać się do centrum miasta i coś przekąsić. Zdecydowałam, że pójdziemy do kafejki „Motycze”. I pomyśleć! Kasię zachwyciła ta mała, przytulna kawiarenka. Wchodząc do pomieszczenia, od razu wyczułyśmy unoszący się w powietrzu zapach kawy. Rozglądnęłam się dyskretnie dookoła. Faktycznie, było bardzo przytulnie. Przy ogromnych oknach ustawiono małe, stylowe stoliki i krzesła. Na stołach stały świeczniki wypełnione ziarnami kawy. Zazwyczaj obok nich ustawione są świeże kompozycje kwiatów. Po drugiej stronie pomieszczenia znajduje się barek w stylu angielskim oraz przeszklone witryny, gdzie eksponowane są ciasteczka, kawałki placków i pyszne torty. Pomyślałam, że odpowiednio zaprojektowana przestrzeń, nastrojowa muzyka i oświetlenie mogą sprawić wiele przyjemności, Tak, to idealne miejsce na spotkania towarzyskie. Wystrój kawiarenki buduje atmosferę jej wnętrza, podkreśla jego oryginalność i wyrafinowanie. Zamówiłyśmy gorącą czekoladę i ciasto z owocami. Były niesamowite. Opowiedziałam mojej kuzynce jeszcze o naszej nowej atrakcji turystycznej: Jeziorze Tarnobrzeskim.
Po około 30 minutach byłyśmy zwarte i gotowe do wyjazdu nad jezioro. Gdy dotarłyśmy na miejsce przed nami rozciągał się duży zbiornik wodny. Dookoła niego była piaszczysta plaża a za nią łąki oraz skupiska drzew. Położyłyśmy się na kocu i wygrzewałyśmy się w słońcu. Było po prostu świetnie! Opalone i bardzo zmęczone wróciłyśmy do domu. Ale zabawa była przednia! Dużo śmiechu i radości. Do domu wróciłyśmy późnym wieczorem, bardzo zmęczone i szczęśliwe.
- Wiesz, Natalko, chciałabym mieszkać w Tarnobrzegu. Tu jest tak kolorowo, miło, przytulnie i rodzinnie – powiedziała Kasia, gdy leżałyśmy już w łóżkach.
Zaskoczona, nie odezwałam się. Dopiero znacznie później zrozumiałam, że moje miasto ma swój urok, tylko trzeba go odkryć.
Grafika:
Komentarze [4]
2019-03-09 13:31
www.kobietawielepiej.pl/
2019-03-09 13:30
Ciekawe spostrzeżenia :) kobietawielepiej.pl
2017-03-22 22:46
NUŻĄCE.
2016-10-11 15:30
Narzekanie na sam początek dość przytłoczyło mnie(i pewnie połowie osób się odechcialo czytac artykuł,troszke to odrzuca),ale koncowe podsumowanie mnie zaskoczyło.:) Moim zdaniem lepiej chwalic najpierw a potem brac pod oko krytykę.
- 1