Kiedy płaczą świerszcze
Są książki, które służą tylko temu, by jakoś zapełnić nasz czas, zrelaksować nas po ciężkim dniu, niekiedy rozbawić. Nie chcę przez to powiedzieć, że to źle, że czytamy takie opowiastki, wręcz przeciwnie, czasem każdy człowiek potrzebuje czegoś odprężającego. Ale istnieją też takie powieści, których czytanie pobudza do głębokich refleksji, które trzeba czytać powoli i w spokoju, by zrozumieć ich przesłanie. Wydaje mi się, że utwór, który zamierzam zrecenzować, należy przypisać do takiej właśnie kategorii. Jest nim powieść autorstwa Charlesa Martina "Kiedy płaczą świerszcze".
Do zapoznania się z tą lekturą zachęcił mnie tytuł. Uznałam, że za ładnym i niosącym ze sobą jakąś nostalgię tytułem, może kryć się interesująca i przede wszystkim piękna historia. Krótki opis dołączony na okładce książki zdawał się potwierdzać moje przypuszczenia, więc przekonana postanowiłam zabrać się do czytania.
Akcja powieści ma swój początek na rynku miasteczka, gdzie główny bohater - Reese, zauważa dziewczynkę sprzedającą lemoniadę. Następnie widzi, jak dziewczyna ta wpada pod samochód. Dzięki przytomności umysłu i wiedzy medycznej, która wszystkich zadziwia, udaje mu się ją uratować. Mężczyzna dowiaduje się, że Annie ma chore serce i by mogła dalej żyć, musi przejść transplantację. Fakt ten sprawia, że Reese poczuje więź z Annie. Jej historia do złudzenia będzie mu przypominać historię ważnej w jego życiu osoby. Ożyją w nim wspomnienia. A on sam stanie przed poważnym dylematem: pogodzić się wreszcie z porażką z przeszłości i zaufać sobie na nowo, czy nadal żyć na uboczu, uciekając przed swego rodzaju odpowiedzialnością i powołaniem? Wraz z rozwojem znajomości z tą niezwykłą dziewczynką, która sprzedaje lemoniadę i hoduje świerszcze po to, by zarobić na swoją operację, Reese jest coraz bliżej podjęcia trudnej decyzji, która na nowo ułoży jego świat.
Z pozoru wydawać by się mogło, że to Annie potrzebuje jego pomocy, ale po przeczytaniu tej powieści można dojść do wniosku, że to jednak ona pomogła mu znacznie bardziej, bo pozwoliła mu na nowo uwierzyć w siebie i w swoje możliwości. Dzięki niej Reese odzyskał odwagę i wolę walki, stawił czoła swoim koszmarom z przeszłości, odzyskał siebie dla świata i przestał uciekać. Tak więc uratowali się wzajemnie, choć każde w innym sensie.
Książka Charlesa Martina jest powieścią, która niesie za sobą głębokie przesłanie i opowiada o najważniejszych w życiu człowieka wartościach. Jednak mimo wszystko autorowi udało się ubrać całą gamę emocji i uczuć w słowa zrozumiałe i łatwe, przez co czyta się ją dosyć sprawnie. Język tej książki ma w sobie nutę poetyckości, co osobiście uważam za duży plus. W fabułę wplątano sporą ilość cytatów, choćby tych z Szekspira. Ze względu na tematykę zawarto w niej także sporo informacji na temat ludzkiego serca, ale podano je w dość przystępnej formie, bez trudnych, naukowych terminów. Dlatego też myślę, że w kwestii językowej jest to solidna literatura.
Niektórzy uważają tę powieść za kolejną, niewartą poświęcenia chwili uwagi, łzawą historyjkę. Mnie natomiast opowieść ta urzekła, natchnęła optymizmem, nasyciła nadzieją, że cuda czasem się zdarzają. I jeśli ktoś akurat takiej historii potrzebuję, to po prostu polecam.
Grafika:
Komentarze [4]
2011-09-27 21:21
Wstyd się przyznać, ale zapomniałam o tej powieści. Zaciekawiona tytułem, zaczęłam czytać Twoją recenzje i przypomniałam sobie o niej. Kto powiedział, że recenzja musi zachęcać do czytania? Może też o nim przypominać :) Fajnie, że napisałaś dużo szczegółów z fabuły. Przyznaję, książkę można przeczytać w jeden krótki wieczór, bardzo przyjemny wieczór z książką.
2011-09-23 13:24
Mi też strasznie się tytuł podoba, zresztą recenzja też na plus. Jak tylko skończę te paskudne lektury, to pewnie zabiorę się i za to.. :)
2011-09-22 10:12
W bibliotece miejskiej znalazłam. ;)
2011-09-21 15:38
dobra recenzja, aż mam ochotę przeczytać tą książkę:) gdzie ją zdobyłaś? :)
- 1