Koniec wakacji, skowyt beznadziejnej dorosłości
Podróż, w czasie której jedni z was zgłębiali dzieła francuskich egzystencjalistów lub pracowali nad własnymi twierdzeniami matematycznymi, a drudzy najzwyczajniej w świecie melanżowali, właśnie dobiegła kresu. Tak, drodzy licealiści, dobrze mnie zrozumieliście: wakacje się skończyły. Naprawdę. Podążając za czeskim pisarzem, Milanem Kunderą, mogę śmiało powiedzieć, że nieznośna lekkość wakacyjnego bytu zamieni się teraz w romantyczną, niczym bój Don Kichota z wiatrakami, walkę o bezwartościowe oceny, sympatie koleżanek z klasy, a nawet o naszą przyszłość!
Pozostawmy jednak ten żałosny, patetyczny ton tutaj, na samym początku, żeby pozbawić się wszelkich złudzeń i mieć to z głowy. Bo jak wszystkim zapewne wiadomo, po nadchodzącym roku szkolnym nie możemy się spodziewać więcej jak powtarzalności, monotonii i nużącej ciągłości. Oto bowiem nadchodzi czas, w którym niewidzialni ludzie postarają się odnaleźć w nas ten zagubiony niegdyś zmysł kolektywizacji. Po co? Żebyśmy trafili na dobre uczelnie, żebyśmy znaleźli dobrze płatne posady, żebyśmy wyrośli na dobrych, katolickich obywateli naszego kraju i żebyśmy z trudem dożyli do tych nędznych emerytur, którymi uraczył nas nasz dobry premier. Aż wreszcie, na samym końcu tego domina – żebyśmy umierali w samotności, przepełnieni smutkiem i nienawiścią do otaczającego nas świata. Świata coraz to podlejszego, pozbawionego wszelkich perspektyw szczęścia, a pełnego zawiści, wojen, manipulacji, kłótni, polityki i... Och, jakież to oklepane i banalne, czyż nie?
Jak już wspomniałem we wstępie, wakacje można było spędzać na dwa sposoby: w ten ambitny i w ten drugi, niezbyt wyrafinowany („wyrafinowanie zaczyna się od 30 złotych za pół litra”, jak mawiają moi koledzy). Niestety, prędzej czy później każdy z nas będzie musiał wypełnić smutny schemat dorosłości, którego tak bardzo w swojej wizji przyszłości się obawiam i o którym chciałbym Wam trochę opowiedzieć. Uprzedzam jednak, żeby nie było niespodzianek, iż będę się straszliwie wymądrzał i popisywał. Dlatego, jeśli masz mnie już dosyć, zostaw mi w tym momencie najniższą ocenę i nieprzychylny komentarz, po czym odejdź w pokoju. Z góry dziękuję.
Pozostali są gotowi? Więc do rzeczy. Na początek moja pesymistyczna wizja.
Otóż już niebawem, my, licealiści, rozpoczniemy swoje dorosłe życie jako pełnoprawni obywatele, a co za tym idzie – jako pełnoprawni uczestnicy wszelkich wojen, zarówno ideologicznych jak i tych fizycznych, jako ofiary wszelkich manipulacji politycznych i religijnych. Będziemy chłonąć słowa swoich manipulatorów, którzy przemówią do nas w „czerwonych” krawatach lub w ekstrawaganckich muszkach, mężczyzn w sukienkach i z zarostem na twarzy lub tych w sutannach. Będziemy również nienawidzić wyznawców innych religii i poglądów, mieszkańców innych krajów i kontynentów, bo w takiej kulturze, która jest tylko iluzją ciągłości, dojrzewamy. Nasze zamydlone oczy nie zobaczą przy tym innych, o wiele lepszych dróg do wartości, do których powinni zmierzać wszyscy ludzie, czyli do szczęścia. Wierząc w płonne idee, będziemy na siłę uszczęśliwiać tych, którzy tego już nie potrzebują, po czym sami, w absolutnej samotności, zesmutniejemy. Zesmutniejemy pełni pogardy, ale tego właśnie będziemy potrzebować, by przeżyć we współczesnej dżungli. Bo kiedy będzie się tak nami manipulować, wtedy brzemię własnego myślenia i własnej moralności przestanie nam ciążyć.
Dlatego właśnie już wkrótce pójdziemy walczyć o jakże względną sprawiedliwość, o tę ponoć jedyną słuszną prawdę. Dorośniemy do tego, żeby głosić swój własny (zapożyczony, wtłoczony niczym powietrze) światopogląd. Podążymy za nędznymi przywódcami, niekiedy autorytetami, którzy zechcą jedynie ukierunkować nasze życie na własne, zachłanne tory, pokazując na czym możemy wyładować swoją nienawiść i agresję, umyślnie raniąc przy tym drugiego CZŁOWIEKA. W końcu całe to zło, które i tak wyrządzimy, służyć będzie tylko temu, aby mogli rządzić i dzielić ci, którzy ubzdurali sobie zaraźliwe ideologie dające przecież upust naszym żądzom. Pozostając w cieniu, wydadzą nas na pastwę utraconego sumienia i wmówią, że to, co zrobimy, będzie słuszne. A my im uwierzymy. Będą nami gardzić, a my będziemy ich czcić. My – naiwni młodzi ludzie, idioci w rękach manipulatorów, którzy oblewają się wodą i policzkują. Pytanie tylko po co? Po co pchamy się w taki świat, w taką dorosłość, skoro mamy jeszcze szansę zdecydować i wybrać słusznie? Choć całkiem prawdopodobne, że to ja („naiwny lewak”) po prostu zbyt mocno wierzę w ludzi, w których zło cały czas szuka drogi na wolność. Bo przecież już tyle razy w historii świata poszli w ciemno za swoimi dyktatorami i urządzili światu piekło.
Podobno mówią, że polityka, ideologie i wojny mają jakiś sens. Polityka działa dla dobra wszystkich ludzi – tak nas przekonują. Nasza demokracja jest przecież urzeczywistnieniem sprawiedliwości i wzajemnego szacunku. Tyle tylko, że są to rządy większości. A jak wiadomo, większość ludzi to właśnie nienawistni idioci. Sam Mahatma Gandhi powiedział kiedyś, że najlepszym sposobem sprawowania władzy byłaby uporządkowana anarchia, oczywiście, gdyby nie ludzka pazerność. Na dzień dzisiejszy nie ma idealnego systemu. Każda forma polityczna i ideologiczna prowadzi w końcu do prania mózgu, a jej ofiarami padają najczęściej młodzi ludzie, zaślepieni wizją władzy, czy, w najgorszym przypadku, „jedyną słusznością przekonań”. I pośród takich właśnie ludzi będziemy wkrótce wchodzić w dorosłość. Pośród takich ludzi stracimy nadzieję na szczęśliwe życie w czasie, gdy oni będą się spierać o PRZEKONANIA, IDEOLOGIE czy MORALNOŚĆ. A takie spory prowadzą wyłącznie do jednego...
W tym miejscu kończy się moja pesymistyczna wizja, pozbawiona śmieszności. Teraz czas na nieco pogodniejsze spojrzenie na naszą przyszłość.
Jak wam zapewne wiadomo, niewiele jest między ziemią a niebem miejsca dla wszystkich ludzi, dlatego koniecznie większości z nich musimy się pozbyć. Ale wiecie co? Jest łatwiejsze rozwiązanie: walczmy wyłącznie o własne szczęście i własny ogródek. Pielęgnujmy rodziny, ukochanych ludzi, pasje i marzenia. Porzućmy żądze i podziały dla własnego narcystycznego spokoju. Resztę, czyli zewnętrzny świat wojen, polityki i ideologii, pozostawmy maluczkim, ludziom bez szeroko sięgającej wyobraźni, bez szacunku dla każdego człowieka i dla samych siebie. Pozostawmy to ludziom, którzy nie zaznają błogiego spokoju w swym nienawistnym żywocie. Nie usiłujmy nawet ich zmieniać, bo to nie ma jakiegokolwiek sensu. Wystarczy tylko, że pozwolicie im żyć z bagażem ich nienawiści, a to już będzie dla nich wystarczająca pokuta. Oczywiście rozumiem, że muzułmanie, lewaki, faszyści, księża-pedofile, żydzi, transwestyci i krwiożerczy geje, których nigdy pewnie nie spotkaliśmy („oprócz ciebie, Ulyssesie”), grasują w pobliżu i wkrótce nas zjedzą, ale czy naprawdę warto? Warto tracić jedyną szansę na wspaniałe życie po to tylko, żeby zatruwać cudze? Bądźmy więc tymi lepszymi, tymi, którzy są ponad całe to zło. Wiem oczywiście, że to trudna, o ile nie najtrudniejsza ze wszystkich życiowych prób, ale jak to powiedział Jezus: „Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię”. A to właśnie ten sam Jezus powiedział także: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”, co z kolei przystępnie wyjaśnił Latający Potwór Spaghetti, ubierając to we własne słowa: „Bądź po prostu miły, OK?”.
Wracając jednak do tematu. I tak jesteśmy tym straconym pokoleniem, które nie ma wielu wojen w zanadrzu, wspólnych wrogów ani okupantów. Możemy jedynie obserwować starsze pokolenie, cierpiące na brak czegoś, czego nie potrafię nazwać. Wiem tylko tyle, że często objawia się to w mediach, podczas rozmów polityków i przedstawicieli różnych grup społecznych, w gazetach, w których autorzy interpretują otaczający nas świat na własny sposób („sam, idioto, nie jesteś lepszy”) oraz podczas kampanii wyborczych i różnego rodzaju wieców. Moim żałosnym zdaniem nie warto więc pchać się w to perpetuum mobile, które równie dobrze poradzi sobie bez nas. Pytanie tylko, co w zamian? Czy mamy wyrzucić telewizory, podrzeć gazety, przestać się interesować, a świat stanie wówczas przed nami otworem? Odpowiedź brzmi: nie. Niestety, z czasem zaczynamy rozumieć mechanizmy tego podłego świata, na który ludzie pracowali od wieków i wtedy zdajemy sobie sprawę, przed jakim otworem stoimy. Oczywiście jest już za późno. Świata nie poskromimy, trzeba się z tym pogodzić. Pozostaje tylko dorosnąć i nie zapominać o tym, że jako ludzie potrafimy przecież myśleć. Samodzielne myślenie to wyjątkowa rzecz. Samodzielne, suwerenne, niczym nie zmanipulowane myślenie.
P.S. Nie chcę naprawiać świata. Nie też chcę nikogo pouczać ani tym bardziej prowokować, bo za mało popełniłem w życiu błędów, żeby to robić. Moja żydowska twarz, ta po prawej, musi przecież mówić prawdę.
Grafika:
Komentarze [7]
2014-09-12 15:01
No nie.
2014-09-04 21:22
Cóż, chciałbym wtrącić swoje czszy grosze. Otóż brzemię samodzielnego myślenia jest dla większości ludzi zbyt ciężkie, by je nieść przez życie.
Wynika to z dość oczywistego faktu, iż większość populacji ludzkiej jest w stanie co najwyżej nauczyć się w życiu kilku nieskomplikowanych czynności dla zarobku, a całą resztę ich świata stanowi jedzenie, wydalanie i “Trudne sprawy”.
Dla pozostałych pięknie i przyjemnie jest myśleć samodzielnie i np. po przeczytaniu jakiegoś “uczonego” tekstu, wrzasnąć w umyśle “Co za bzdura!”. Ważne jednak, by nie wpadać w samozachwyt, bo takie myślenie stanie się wówczas to aktem intelektualnego onanizmu, który osobiście z wielkim rozmiłowaniem uprawiam.Ponadto zauważyłem iż zjadł Pan jedno słówko, Panie Ulyssesie. Powinno chyba być “Polityka działa dla dobra wszystkich ludzi premiera”, nieprawdaż?
2014-09-04 16:26
“Teraz czas na nieco pogodniejsze spojrzenie na naszą przyszłość.”
przecież później jest już weselej! :D
2014-09-03 23:50
“Na początek moja pesymistyczna wizja” której przedstawienie trwa do końca tekstu :)
2014-09-03 21:19
Naprawdę dobre, choć przesłanie trochę smutne. Fajnie, że trzymasz poziom.
2014-09-03 17:36
Dosyć pesymistyczna ocena naszej rzeczywistości, niestety do bólu prawdziwa. Ciekawie się czyta, daję 5 :)
2014-09-03 16:34
Drogi Ulyssesie, Marcinie, a wreszcie Budziku,
Zacząłem czytać ten artykuł oczekując swobodnie płynącego opowiadania lub przynajmniej twojego wywodu obfitujacego w zabawne puenty i przywołującego gejów i innych wzrastających w siłę odmieńców.
Zaskoczyłeś mnie jednak, gdyż zmęczony kolejnym dniem w szkole (to przecież dopiero drugi dzień!) musiałem poruszyć jeszcze raz trybami i dokładniej podejść do tekstu, badając twoje myśli. Urzekł mnie ten tekst, jako tekst młodego gniewnego, Rodiona Romanowicza Raskolnikowa, bacznego obserwatora. Ty i tak pewnie powiesz, że pisałeś do od niechcenia (z papierosem naprzemiennie w ustach i w dłoni i z butelką mało wyskokowego trunku to w dłoni to na biurku). Muszę to kiedyś przeczytać drugi raz, a teraz jeszcze dodam, że tekst zdecydowanie nie dla wszystkich..i dobrze! Mało chyba tutaj takich. Dzięki. 6.
- 1