Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Korytarz – cz. 1   

Dodano 2010-11-10, w dziale opowiadania - archiwum

Towarzyszył mi jedynie odgłos adidasów, gdy biegiem pokonywałam kolejne odcinki szerokiego korytarza. I regularne bicie mojego serca. Już to – samo w sobie – było dziwne, ponieważ moje serce nie należy do bijących regularnie, a zwłaszcza już podczas biegu. I chociaż docierało do mnie tak niewiele dźwięków, bynajmniej nie byłam sama. Gnając przed siebie, mijałam setki ludzi. Obdarzali mnie jedynie beznamiętnym, co najwyżej lekko wrogim, spojrzeniem czarnych oczu, a jedynym ruchem na jaki potrafili się zdobyć, było odprowadzenie mnie wzrokiem, podczas gdy ja znikałam w głębi tunelu. Wcale nie chciałam biec. Moje nogi, nagle silniejsze i wytrwalsze, poruszały się same. Stanowiło to proces równoznaczny z oddychaniem. Wszyscy wiedzą, jak to jest, gdy próbuje się przestać oddychać. Mija kilkanaście sekund i usta same się otwierają, by ponownie nabrać powietrza. Wtedy było tak samo. Identyczne uczucie. Z tym wyjątkiem, że nie mogłam nawet spróbować zamknąć ust.

Nie męczyłam się. Czas upływał mi w potoku luźno połączonych ze sobą myśli. Wiedziałam, że nie jestem w stanie się bronić, więc tego nie robiłam. Kiedy godziny zaczęły zlewać się w jedno, poczułam, że korytarz ma się ku końcowi. Wcale nie dlatego, iż wydawał się inny. Przeciwnie – wciąż taki sam, z szeregiem drzwi i okien, za którymi kryła się ciemność. I ludzie, nieznajomi o czarnych oczach, nadal pozornie nieruchomi. Nie, jeśli coś mówiło o tym, że niedługo nastąpi koniec, to tylko moje ciało. Czułam to w sobie. I nie wiedzieć skąd, byłam pewna, że to nic dobrego. Przynajmniej nie dla mnie. Wtedy… wpadłam w panikę.

/pliki/zdjecia/1200_1.jpg

Pierwszy raz stoczyłam taki bój z własnym ciałem. Usiłowałam się wyrwać z pętającej mnie siły. Pragnęłam krzyknąć, zranić siebie, poruszyć tych głupich ludzi wokół. Jednak nic się nie zmieniło – korytarz wciąż był taki sam, a ja nadal biegłam. Moje ciało pozostało niewzruszone. W obliczu porażki, poddałam się, myśląc, że widać mam biec, nawet jeśli jest to bieg ku mojej zgubie. Gdy w głębi korytarza, dostrzegłam oślepiający blask, coś się zmieniło. Poczułam, że znowu, zarówno ręce jak i nogi, poruszają się gnane moją myślą. Już nie musiałam z nimi walczyć, zostały mi wrócone. Stanęłam. Odetchnęłam szczęśliwa, że znów jestem świadoma własnych ruchów i… przeczuć. Spojrzałam przerażona w głąb korytarza, odwróciłam się i rozpoczęłam ucieczkę od tego potwornego światła, które przeszywało moje serce grozą. Nadal nie wiedziałam dlaczego tu jestem, ani jak tu trafiłam. Wiedziałam jedynie, że muszę uciekać. Biegnąc, zdałam sobie sprawę, że nie jest tak samo. Moje serce utraciło regularność rytmu, nogi bolały z bólu, odmawiając posłuszeństwa. Całe moje ciało męczyło się tym biegiem. Chciało zawrócić, gdyż Koniec był bliżej niż Początek. Jednak, nie pozwoliłam decydować ciału. Napawałam się władzą nad nim, niechętna by ją oddać. „Jeśli Koniec mnie chce i tak mnie znajdzie”, myślałam.

Nie tylko ja byłam inna. Ludzie ruszyli z miejsc, zaczęli do mnie podchodzić i prosić mnie bym zawróciła albo wręcz przeciwnie – żądając tego ode mnie. W duchu przeklinałam siebie, iż kiedykolwiek chciałam, by wyrwali się z niemocy ruchu. Ich oczy także się zmieniły. Przerażająca czerń znikła, by ustąpić miejsca ciepłym odcieniom błękitu, zieleni i brązu. Kusiło mnie. Zastanawiałam się czy rzeczywiście wybrałam dobrą drogę. Zwątpienie zakradło się do mnie i pętając po kolei kolejne fragmenty mojego ciała, opanowywało powoli moją wolę.

I wtedy - jakby Moc korytarza wyczuła moje wahanie - zobaczyłam jego. Wyszedł z tłumu, by stanąć naprzeciw mnie. Pod naporem jego spojrzenia, zatrzymałam się pierwszy raz. Był nieziemsko przystojny. Wysoki na 1,8 metra z czarnymi rozwichrzonymi włosami i lśniącym uśmiechem sięgającym ciemnobrązowych oczu. I te przedramiona… lekko umięśnione, pokryte meszkiem czarnych włosków. Podszedł do mnie pewnym siebie krokiem, wyciągnął rękę i dotknął mojej twarzy. Lecz ja, zamiast zatracić się w dotyku jego ciepłej dłoni, zamknęłam ze smutkiem oczy, myśląc, że choćby był nie wiadomo jak przystojny, nic nie zyska. Jest tylko jeden mężczyzna, który potrafi poruszyć moje serce. Westchnęłam i powoli otwierając oczy, właśnie tego mężczyznę zobaczyłam.

- Kon … Konrad, co tu robisz? - wyjąkałam, zarzucając mu ręce na szyje i wtulając nos w zagłębienie pomiędzy obojczykami, podczas gdy on gładził moje włosy – Byłam tu taka samotna. Wiesz może gdzie jesteśmy?

- Niestety nie kochanie. Sam się nad tym zastanawiałem. No, ale potem zobaczyłem ciebie. Wszystko w porządku? - zapytał przy czym delikatnie, lecz stanowczo odchylił moją twarz do tyłu, by spojrzeć mi w oczy.

Westchnęłam porażona siłą jego spojrzenia. Nie, nie było w porządku, a on o tym wiedział. Nawet nie musiał pytać, dzięki zmarszczce pomiędzy brwiami, wyczułam, że już znał odpowiedź. Ale i tak zapytał, jak zawsze. Uśmiech zakwitł na moich ustach, kiedy nagle coś sobie przypomniałam.

- A gdzie ten facet?

- Jaki facet? Nie ma tutaj żadnego faceta. Coś ci się musiało pomylić. To pewnie szok, przywidzenie. Już wszystko w porządku kochanie. Nie ma się czym martwić. Jestem tutaj.

Otulił mnie ciaśniej ramionami. Nawet jeśli z początku walczyłam ze sobą, pewna, że jednak był jakiś mężczyzna dotykający mojej twarzy, jego uścisk szybko mnie od tego odwiódł. Wmawiałam sobie, ze to zmęczenie długim biegiem. I że teraz, kiedy on jest obok, wszystko już będzie dobrze. W pewnym momencie Konrad wziął mnie za rękę i zaczął prowadzić korytarzem wyraźnie ku czemuś zmierzając. Mruczał przy tym coś o „odrobinie prywatności”. Zatrzymał się przed pierwszymi drzwiami po lewej. Nie puszczając mojej dłoni zaglądał przez małą szybkę do wnętrza pokoiku. Nacisnął klamkę, lecz ta nie ustępowała. Chwile majstrował przy niej, usilnie starając się otworzyć drzwi. W końcu, zrezygnowany, zaproponował, żebyśmy spróbowali gdzie indziej. Zgodziłam się, ale najpierw sama chciałam się przekonać czy te drzwi rzeczywiście są takie nieprzystępne jak mu się wydawało. Ku mojemu zdziwieniu, jak tylko dotknęłam klamki, zamek odskoczył i drzwi, lekko skrzypiąc, zaczęły się otwierać. Z szerokim uśmiechem przekroczyłam próg ciągnąc za sobą zdumionego Konrada.

CDN.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 4.9
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 4.9 /21 wszystkich

Komentarze [5]

fenrir
2010-11-13 15:12

Może jestem uprzedzony, ale już wydaje mi się to kichą ;)

~Empire
2010-11-12 12:35

wyrosnie* ;]

~Empire
2010-11-12 12:34

dobry tekst. akcja szybka, duzo emocji, dobrze przedstawionych. tez mam nadzieje ze nie wurpsmoe tego typowe romansidlo ;d

~Lasiodora
2010-11-10 22:56

Myślę, że możesz być mile zaskoczona, bo na szczęście tekst jak totalne romansidło się nie kończy.

~Layla
2010-11-10 19:51

Tekst dobry, ciekawy, ale lepiej się zaczął niż się skończył. Była nuta grozy, tajemniczości i nagle-romans. Czekam na dalsze części, zobaczymy jak się sytuacja rozwinie (mam nadzieję, że nie skończy się jak regularne romansidło).

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najczęściej czytane

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry