Korytarz – cz. 2
Nie było w tym pokoiku nic nadzwyczajnego. Wyglądem przypominał pokój hotelowy; w rogu stało łóżko z beżową pościelą, obok mały stoliczek z lampką nocną i kilka szafek, w większości pustych. Usiadłam na brzegu łóżka gładząc pościel i patrząc na czerń za oknem. Znów wróciłam myślami do tego faceta. Zastanawiałam się czy rzeczywiście go spotkałam. Z zamyślenia wyrwał mnie dotyk ciepłej dłoni na moim udzie i wilgotnych ust błądzących po szyi. Tyle wystarczyło, bym zupełnie zgubiła wątek. Odwróciłam głowę, by oddać pocałunek, lecz moje wargi nie spotkały jego warg, gdyż z szyi schodził właśnie niżej, ku piersiom, jednocześnie pochylając się nade mną tak, bym położyła się na łóżku w otoczeniu jego ramion. Zamknęłam oczy, ciesząc się dotykiem. Moje ręce rozpoczęły wędrówkę pod jego koszulką, zachłannie pragnąc zbadać więcej. On tymczasem rozpinał dwa pierwsze guziki mojej koszulki. Wbiłam mu paznokcie w plecy porażona siłą zbyt namiętnego pocałunku. Otworzyłam oczy i za jego ramieniem, przy drzwiach, zobaczyłam mężczyznę w podeszłym wieku szczerzącego się w chytrym uśmiechu. W ręku trzymał klucz – po wyrazie jego twarzy domyśliłam się, że do pokoju w którym właśnie jestem. Odepchnęłam z siebie Konrada, który wyczuwając zmianę nastroju, natychmiast ustąpił. Pędem znalazłam się przy drzwiach, ale było już za późno. Zostały zamknięte, a po starcu nie został nawet ślad.
- Ty też go widziałeś? Boże, powiedz, ze go widziałeś! Powiedz, że nie zwariowałam – w szale pobiegłam do drzwi. Łzy mimowolnie napłynęły mi do oczu, gdy z całych sił szarpałam klamkę, wiedząc, że i tak nic nie wskóram.
- Co się z tobą dzieję? Aniu, opamiętaj się, nikogo tu nie ma i nigdy nie było.
- Był! Przecież mówię! Stary facet. Jezu, ty naprawdę go nie widziałeś… - odpowiedziałam mu zrezygnowana.
Przyglądałam mu się badawczym wzrokiem. Nagle zrozumiałam, że on rzeczywiście nie widział żadnego z tych mężczyzn. Ani bruneta, ani starca. A to mogło znaczyć tylko jedno. Zaczynałam tracić zmysły i widziałam ludzi, którzy nie istnieją. Albo… nagle ta myśl pojawiła się w mojej głowie, przygniatając swym ciężarem całą resztę. Zaczaiła się w resztkach mojej bezsilnej podświadomości i czekała, aż ją zaakceptuje. Z moich oczu pociekły łzy, wypłukały każde dobre wspomnienie, zostawiając dojmującą pustkę. Podniosłam głowę i skierowałam wzrok na Konrada, który wciąż trzymał mnie za rękę i bezskutecznie usiłował mnie pocieszyć. Lecz jego widok nic już nie znaczył, gdyż teraz znałam prawdę. Nie tylko starca i młodzieńca nigdy tu nie było. Konrada także tu nie ma, gdyż to nie jest rzeczywistość. To wszystko dzieję się w mojej głowie. Znów zamknęłam oczy, licząc w myślach bicia serca. Powtarzałam sobie „Skup się, skup się, no dalej, wiem, że dasz radę.”
Nagle głowę wypełniły mi krzyki. Moje krzyki. Ich siła rozsadzała mi uszy. Po dźwiękach pojawiły się obrazy. Z początku niewyraźne, lecz coraz trwalsze, coraz prawdziwsze … Nadal jednak nie potrafiłam ich poukładać w całość. Ciągle coś nie pasowało. Nie byłam w stanie nadać im sensu. Jakby na moje ciche życzenie obrazy zaczęły pojawiać się wolniej. Zobaczyłam na powiekach jak srebrny Ford uderza w bok mojego samochodu. Raz po raz przeżywałam mocna szarpnięcie, czułam jak uderzam głową w szybkę, która rozpada się na drobne kawałki, raniące moje dłonie i ramiona. Patrzyłam jak resztkami sił otwieram drzwi i wygrzebuje się z wraku samochodu, by bo przejściu kilku kroków – zemdleć.
Ponownie otworzyłam oczy i dopiero wtedy dotarło do mnie, że od kilku minut Konrad coś do mnie mówi. Uczucie to było iście surrealistyczne, jakby ktoś powoli podkręcał moc w głośnikach.
- … i wtedy tak nagle zamilkłaś i zamknęłaś oczy i naprawdę zaczynałem się bać, że może coś ci się stało albo źle się czujesz czy coś i cieszę się, że już ci lepiej, a przynajmniej lepiej wyglądasz. Tylko mogłabyś kochanie powiedzieć coś do mnie, bo jak cie usłyszę to od razu przestane się tak martwić. Kochanie, bo widzisz ja …
- Muszę wracać – przerwałam stanowczo tyradę dźwięków wydobywającą się z jego ust.
- Jak … jak to wracać?
- Kochanie, przepraszam, ale nie mogę zostać. Muszę cię zostawić, tu i teraz. Bo widzisz, jeśli teraz nie wstanę i nie wyjdę, to w tym prawdziwym świecie, w moim prawdziwym życiu, ty i ja nigdy się już nie spotkamy. Nie mogę dla tych kilku chwil teraz poświęcić całego naszego przyszłego życia. Tych wszystkich lat, które mamy przed sobą. Bardzo chciałabym zostać, ale teraz zostawiam jedynie namiastkę prawdziwego ciebie, a tam jesteś cały ty… A ja obiecałam, że zawsze będziemy razem. Przepraszam – pocałowałam go w czoło, świadoma, że tłumaczę się przed samą sobą i czym prędzej, póki nie zmieniłam zdania, zdjęłam w pośpiechu koszulę. Owinęłam ją wokół łokcia i z całej siły uderzyłam w szybę, przez którą tak niedawno zaglądaliśmy do środka. Kawałki szkła rozsypały się po podłodze; część wbiła się boleśnie w moją skórę.
Wybiegłam na korytarz. Nerwowo rozejrzałam się wokół, przerażona myślą, że ludzie mieszkający w tym ponurym miejscu, mogliby próbować mnie zatrzymać. Wzięłam głęboki oddech, przeliczając w myślach ile drogi jeszcze przede mną i nie oglądając się za siebie, ruszyłam biegiem ku Początkowi w pełni świadoma, że od tego biegu zależy moje życie i szczęście ludzi, którzy mnie kochają. Jeśli mam być szczera, to drugie motywowało mnie bardziej.
KONIEC
Grafika:
Komentarze [2]
2010-11-24 11:27
troche jestem zawiedziona, slabe, slabe.
2010-11-23 17:11
Pierwszy akapit i dialog zapowiadały dość dobre opowiadanie i nie chodzi mi tutaj o samą erotykę :D Potem zaczęły się robić z tego podobne flaki z olejem jak w części pierwszej…
- 1