Kościół nie jest sklepikiem!
Pewnego dnia, gdy na jakiejś lekcji rozpętała się dyskusja o Kościele i polityce, która zdawała się nie mieć końca – jak to zwykle w klasie humanistycznej bywa - postanowiliśmy zapytać o zdanie kogoś, kto reprezentuje stanowisko Kościoła i na pewno ma wiele ciekawego do powiedzenia w tej materii. Zwróciliśmy się więc do naszego katechety, który bez wahania zgodził się odpowiedzieć na kilka pytań, które według nas intrygują bardzo wielu młodych ludzi.
Villemo & Falko (V&F): Jak ojciec uważa, czy Kościół w Polsce przeżywa obecnie swój kryzys, a może paradoksalnie jest lepiej niż w czasach PRL-u?
O. Tomasz (O.T): Myślę, że należałoby zacząć od tego, co rozumiemy przez słowo kryzys?
V: Chodzi nam dokładnie o odchodzenie ludzi od Kościoła.
O.T: Ja w czasach PRL-u nie żyłem, bo urodziłem się w roku 1983, więc pamiętam tylko ostatnie kilka lat z tych czasów, a już na pewno nie doświadczyłem żadnych prześladowań. Z tego co mi wiadomo i z tego co studiowałem, należy wziąć pod uwagę to, że w czasach PRL Kościół był instytucją, która zachowywała tożsamość narodową. I to sprawiało, że z Kościołem identyfikowali się wszyscy, nawet nie koniecznie wierzący, ponieważ Kościół był wtedy przestrzenią wolności dla ludzi. Czasy, w których obecnie żyjemy, czasy demokracji i wolności spowodowały naturalny odpływ tych niewierzących ludzi z Kościoła. Myślę, że przestrzeń wolności się poszerzyła i ci, którzy byli niewierzący naturalnie odeszli, ponieważ mogą teraz spokojnie rozwijać się i żyć.
Nie wiem czy Kościół przeżywa dziś kryzys. Jeżeli chodzi o takie spojrzenie, to myślę, że Kościół zawsze jest w kryzysie, ponieważ nasze Królestwo nie jest z tego świata. Jeśli nam wszystko będzie szło gładko, to tym gorzej dla Kościoła. Nauczanie Chrystusa zawsze szło w poprzek ze światem, nigdy równolegle. Kościół zawsze stał w opozycji do świata. Im bardziej, tym lepiej tak naprawdę było dla niego.
Biorąc pod uwagę to, że żyję w zakonie, to powiem wam szczerze, że im „gorsze czasy” dla Kościoła, tym lepiej dla wspólnoty wierzących. To się przekłada na świętość życia. Im dostatniej czy swobodniej się żyje, tym szybciej zapomina się o rzeczach duchowych - nawet w klasztorach. A jeśli pojawia się kryzys, jeśli pojawiają się prześladowania, to Kościół uzbraja się w świętość. Ale to też nie jest regułą. Na pewno dzisiaj jest lepiej niż w PRL-u, bo nie jesteśmy prześladowani. Możemy spokojnie spotkać się tutaj i chociaż ja jako zakonnik uczę Was w szkole, to jednak Wy nie macie z tego powodu żadnych nieprzyjemności w prywatnym życiu. Już to, że mogę Was uczyć, jest oznaką wolności. Wasi rodzice nie stracą pracy dlatego, że jesteście wierzącymi uczniami i chodzicie na katechezę. Tak więc myślę, że na pewno teraz żyje się lepiej, oczywiście pod tym względem.
V&F: Czy nie uważa ojciec, że kościół w pewien sposób nadużywa swego ogromnego wpływu na wiernych, sugerując na przykład społeczeństwu dokonywanie wyboru „właściwych” kandydatów politycznych i próbując wpływać na decyzje podejmowane przez urzędników państwowych?
O.T: Oczywiście, nachalna agitacja nie powinna mieć miejsca i jak przypominał Benedykt XVI ambona nie służy do głoszenia różnego rodzaju frakcji politycznych, ale do głoszenia Ewangelii. To jest zadaniem wszystkich księży. Osobiście na ambonie nie politykuję. Z drugiej strony uważam jednak, że mówienie o wartościach, które w przestrzeni osób wierzących jako Kościoła są poruszane, musi powodować emocje. Te wartości zawsze są jakieś. Nigdy nie są neutralne. Jednym się podobają, drugim nie. Towarzyszą temu najczęściej skrajne emocje. Jeżeli ja, jako ksiądz, jako zakonnik, uczciwie głoszę Ewangelię i wychowuję ludzi do Ewangelii, to oni są na tyle zdolni i rozumni, że potrafią podejmować decyzje zgodne z naszą wiarą. Z drugiej strony, jeżeli zdarzy mi się nawet powiedzieć kazanie polityczne, na przykład z okazji jakiegoś jubileuszu, czy rocznicy historycznej, bo takie też mamy, to też nie widzę problemu. Źle jest oczywiście, kiedy nachalnie mówi się, kto na kogo ma głosować. To niczemu nie służy. Kościół jest przeciwko temu. A jeżeli coś takiego się pojawia, to jest to problem poszczególnych księży, którzy zajmują się wszystkim, tylko nie tym, do czego zostali powołani, czyli głoszeniem Ewangelii.
V&F: Każda instytucja, by przetrwać w dzisiejszym świecie, musi trzymać się pewnych, z góry ustalonych reguł, które czasami są aż nazbyt rygorystyczne. Czy kościół nie postępuje czasami podobnie, uciszając i spychając w kąt ludzi, którzy niespecjalnie chcą wepchnąć się do „szeregu” i głoszą poglądy zbytnio odbiegające od głównego nurtu, będąc zbyt reformatorskimi i nowoczesnymi dla kościoła i poniekąd dla społeczeństwa?
O.T: A kogo macie na myśli?
V: Weźmy za przykład Biskupa Pieronka. Jego poglądy swego czasu były na prawdę „ oryginalne”, a po pewnym czasie zniknął z mediów i jego wypowiedzi czy komentarzy nie uświadczymy już raczej ani w gazetach ani w telewizji.
O.T: Ale nikt mu ust nie zamknął, prawda? To jest tylko jego własny wybór. To znowu jest sprawa bardziej skomplikowana i złożona. Tego nie wyjaśni się jednym zdaniem. Weźcie pod uwagę, że Ewangelia jest bardzo radykalna: tak, albo nie. Albo jesteś gorący, albo jesteś zimny. I znowu przestrzeń tych wartości musi wzbudzać emocje. Jedni opowiadają się za, drudzy całkowicie przeciwnie. I to jest oczywiście system „zero – jedynkowy”, bardzo skrajny, rygorystyczny i musi taki być. Jeżeli my zaczniemy spłycać Ewangelię, to zrobimy sobie (jako osoby wierzące) krzywdę. Moi drodzy, my byśmy chcieli, żeby episkopat polski czy w ogóle cały Kościół był betonowym monolitem, ale tak nie jest. I to jest bogactwo Kościoła. Myślę, że to dobrze, że są różne tzw. frakcje. Jedni biskupi opowiadają się za takim podejściem do sprawy, a drudzy za innym. Jedni są za takim podejściem do rozwiązania danego problemu, a drudzy za innym. Myślę, że to też świadczy o sile, o tym, że się nie boimy. Moi drodzy, tylko w sektach jest tak, że wszyscy mówią jednym głosem, wybierają tylko „TO”, i tylko „TO” się liczy, i nic poza tym. Cała reszta jest zła. To nie jest katolickie podejście. Po katolicku to jest „i, i” – i to, i to jest lub może być dobre. Wszystko badajcie, co dobre zachowujcie.
V&F: Jak ojciec myśli, czy tendencja przechodzenia młodego pokolenia na ateizm jest spowodowana zwykłą moda na bycie „oświeconym” i „postępowym”, czy też jest kontr odpowiedzią na tradycje, którym hołdują ich rodzicie? A może rzeczywiście postęp myśli człowieka wpływa na taką sytuację?
O.T: < śmiech> Nie chcę nikogo obrażać, ale osobiście uważam, że prawdziwych ateistów nie ma. To jest niemożliwe. Ateizm jako twór intelektualny jest możliwy tylko w warunkach „laboratoryjnych”, czystych. W normalnych życiu jest to niemożliwe. Jestem zwolennikiem myślenia, że tak naprawdę każdy młody człowiek w pewnym wieku musi się zbuntować, żeby zbudować swoją własną tożsamość. Jeżeli podejdziemy do wiary tylko jak do tradycji, pobożności, zewnętrznych oznak religijności, to to musi pęknąć, ponieważ to nie o to chodzi – jest to skutek wiary. Jeżeli Wam się to nie załamie i nie zobaczycie, że wiara to osobisty kontakt z Panem Bogiem, Który jest Osobą, a nie tylko jakimś abstrakcyjnym czymś, to nie ma takiej szansy. A jeżeli się z nim zaprzyjaźnicie, tak jak ze zwykłymi znajomymi, to zobaczycie, że to tzw. „chodzenie do Kościoła” jest naturalne, bo chcecie się z Nim spotykać. Ja bym tego ateizmem na pewno nie nazwał. A jeżeli to jest pytanie o Boga: czy On w ogóle jest? Jaki On jest? To jest to normalne teologiczne pytanie. Ale jeżeli ja już dziękuję Panu Bogu, mówię: nie obchodzisz mnie; to już się wchodzi w przestrzeń grzechu. Ale myślę, że jako takiego ateizmu wśród młodych po prostu nie ma.
Poza tym, co oznacza właściwie to „oświecenie”? To w Kościele słyszy się najbardziej rozsądne podejście do życia oparte na zdroworozsądkowym podejściu do człowieka I TO JEST oświecenie, a nie te wszystkie frazesy, które głosi świat. Jak pójdziemy według tej logiki mediów, współczesnego świata to po kilku krokach nagle okaże się, że doszliśmy do ściany, bo to jest absurdalne, a nie oświecone! Wręcz irracjonalne, żeby nie powiedzieć, że głupie. Dlatego Pismo Święte mówi wprost: „ Mówi głupi w sercu swoim, Boga nie ma” – czyli ateista. Trzeba być głupim, żeby w Boga nie wierzyć. I ja uważam, że jest to prawdziwe zdanie, bo jeżeli ktoś używa rozumu, to w końcu się o tego Boga zapyta, tylko musi być uczciwym i konsekwentnym w tym pytaniu. Ale my często tego rozumu nie używamy i o Boga się nie pytamy, a potem dziwimy się, że do niczego nie dochodzimy. No, jak się myli kroki, to się człowiek przewraca…
V&F: A co w takim razie Kościół proponuje młodym? Jaką ma dla nich ofertę? Czy nie uważa ksiądz, że wizja ponurego śpiewania spowolnionym rytmem pieśni w niewygodnej ławce odstrasza, zamiast przyciągać? Jeśli nawet są jakieś organizacje przykościelne, które starają się zachęcić młodych ludzi do pójścia pod prądu kultury masowej, to czy nie są one zbyt mało widoczne? A może jest ich po prostu zbyt mało?
O.T: Problem kultury masowej polega na tym, że media mówią o rzeczach złych. Bo zło jest głośne i właśnie przez to medialne. Najlepszy przykład – ostatni światowy zjazd młodzieży w Hiszpanii. Czy prasa bębniła o tym, że tam się spotkały rzesze, setki tysięcy, młodych ludzi? No nie. Ale słyszało się na okrągło o tym, że ktoś tam kogoś pobił, itp. Na tym to polega. I to jest problem. Bo, że my jesteśmy, że nas jest dużo, to o tym się nie mówi.
Oferta? Kościół nie jest sklepikiem, do którego możesz wejść i kupić to, co się Tobie podoba, a resztę zostawić. Kościół mówi wprost: chcesz zbawienia, chcesz szczęścia? My ci wskażemy drogę i pójdziemy z Tobą, ale sukces gwarantujemy ci tylko wówczas, jeżeli weźmiesz wszystko, a ni e tylko część. Biorąc tylko cześć, ryzykujesz, bo na część nie dajemy gwarancji. Co prawda mamy 2000 lat, jesteśmy jak babcia, która ma zmarszczki, ale babcię się przecież kocha, tak?
V: No ale jednak chyba Kościół powinien zaoferować młodym taką drogę, która by ich pociągnęła.
O.T: Ale ja myślę, że oferuje. Ukazał się Katechizm dla młodych, są wspólnoty (nawet tu, w Tarnobrzegu), są oazy młodzieżowe, diecezja organizuje zjazdy młodzieży – ostatni odbył się w Tarnobrzegu.
V: A czy nie jest tego za mało? I czy nie jest to przeznaczone bardziej dla młodych ludzi w wieku szkolnym? A co z tymi, którzy zakończyli już swoją edukację i poszli dalej?
O.T: W przypadku takich miastach jak Warszawa, Kraków, Poznań, Wrocław, czy Gdańsk, duszpasterstwa akademickie pęka ją w szwach. Na mszach dla przeznaczonych nich pojawia się nawet kilka tysięcy osób. Oczywiście, Kościół nie prowadzi wszędzie takich form i tego zawsze będzie za mało. Czy są zbyt niewidoczne? Trzeba szukać.
V: A czy Kościół nie powinien wyjść z tym do młodych?
O.T: T o w takim razie ja mam pytanie do Was, jak Wy to widzicie. Jak Kościół powinien wychodzić z tym do młodych? W jaki sposób powinien to zrobić, żeby było to dla Was zachęcające?
V: Myślę, że akcje te powinny być głośne i młodzież powinno się zachęcać do uczestnictwa w nich czynem, a nie słowem. To powinno być bardziej widoczne, bo według mnie oazy i inne tego typu grupy przykościelne są ciche, zamknięte w swoim gronie.
O.T: Tak, tu masz rację, jednak weź pod uwagę i to, że trudno jest zgarniać młodych ludzi na siłę. To jest palący problem. Sam się z tym borykam i zastanawiam, jaką formę ma to przyjąć - ewangelizacji, czyli głoszenie Chrystusa i drogi do Niego przez modlitwę, czy po prostu ma to być naturalny sposób spędzania wolnego czasu z młodymi ludźmi? Jedno drugiego oczywiście nie wyklucza, ale najczęściej może się w jakiś sposób zazębiać… Znalezienie równowagi jest trudne. Trudno mi odpowiedzieć. Pewnie, że Kościół jakąś ofertę ma i tych młodych rzeczywiście jest dużo. To się naprawdę już dzieje i jak ktoś chce, to to zobaczy. Z drugiej strony nie można robić nic na siłę. Sami wiecie, że można być fajnym, można zachęcać, można pokazywać, ale jak ktoś z Was nie chce, to i tak nie przyjdzie. Im większy przymus, tym gorszy skutek. Ja myślę, że problemem też jest to, że młodzi wierzący ludzie za cicho siedzą – jak przysłowiowa mysz pod miotłą, zamiast wyjść i pokazać, że bycie katolikiem to nie jest obciach. Zamiast pokazać, że Jezus to taka solidna firma, marka, która ma 2000 lat i nie należy się tego wstydzić, a należy być z tego dumnym - tak po prostu jak z własnego nazwiska. A jest tak, że ten Kościół się chowa, duchowni się chowają i może to powoduje też takie odstraszanie, o którym właśnie mówicie.
V&F: A jak Kościół reaguje (czy też nie reaguje) na teraźniejszą kulturę pop i artystów typu Lady Gaga, którzy w tekstach piosenek, teledyskach itp. hołdują niejako wartościom raczej sprzecznym z chrześcijańskimi, a młodzi ludzie podążają za tym, ulegając narzucanemu stylowi wykreowanemu przez mass media wizerunkowi?
O.T: Ale popatrzcie! Jest świat wartości Kościoła i jest świat wartości mediów. Od człowieka zależy, co wybierze.
V: No tak, ale Kościół ma też swoje wartości, tylko nie reaguje na ich łamanie.
O.T: Był czas cenzury, spisy ksiąg zakazanych, ludzie się buntowali, że kościół to ciemnogród i jak tak w ogóle można. Teraz nie robimy takich rzeczy. Każdy ma swój rozum i zdaje się też jest źle. Bóg dał nam wolną wolę, wybieramy. Jeżeli ja słucham Lady Gagi, bo ona jest muzycznie dobra i mi się podoba, no to ok. Nie muszę od razu patrząc na jej życie, żyć tak jak ona. Jeżeli mam trochę świadomości, rozumu i zdrowego rozsądku, to wiem, że kultura, którą promują media w serialach, filmach, teledyskach, to iluzja. Warto o tym mówić i warto mieć tego świadomość.
V&F: A ojciec Rydzyk? Czy uważa ojciec, że jest on całkowicie niewinny zarzucanym mu czynom, a mamy na myśli posiadanie ogromnego majątku (m.in. jeżdżenie Maybachem i), niepoprawność polityczną, budowanie „imperium” i mieszanie się do polityki?
O.T: Jeżeli chodzi o jego domniemane bogactwo, to on rozlicza się tak samo, jak każdy inny zakonnik. Jeżeli chodzi o dobre samochody… to sprawa dyskusyjna. Powiem szczerze, jeżeli byłbym biskupem, albo kimś, kto musi dużo jeździć, to wolałbym mieć dobry, bezpieczny samochód, żeby poruszać się pewnie. Czy on musi być aż tak drogi? Nie mam pojęcia… Ja skupiałbym się bardziej na tym dobru, które jest w przestrzeni mediów katolickich i nie wylewał dziecka z kąpielą. A tak zwane całkowite rozwiązanie problemu o. Rydzyka, czyli odseparowanie go od wszystkiego, nie jest dobre. Poza tym, od pewnego momentu nie ma już zarzutów względem tego radia, gazety, czy nawet niego samego. Ciąży na nim tylko „opinia” z pierwszych lat działalności. W przekazie jego radia czy dziennika nie ma już raczej treści, które byłyby sprzeczne z nauczaniem kościoła, czyli tak zwane bawienie się w polityka. Ale uważam, że my jako katolicy powinniśmy się społecznie angażować w życie z własnymi mediami, z własnymi poglądami jak równy z równym. Dlaczego nie? Nie jesteśmy mniejszością w tym kraju.
V&F: Czy laicyzacja społeczeństwa powinna nieść za sobą takie kroki jak np. sukcesywne usuwanie krzyży z instytucji publicznych? A może jest to zbyteczne, zważając na to, że Polska i tak przez wiele lat będzie jeszcze krajem bardziej katolickim niż świeckim? Czy uważa ojciec, że wejście do sejmu partii Palikota sygnalizuje rychlejsze, niż się tego spodziewano zmiany i to nie tylko w prawie, ale i w samym społeczeństwie?
O.T : Sprawa krzyży w urzędach jest banalna w porównaniu z tym, czym Parlament powinien się zajmować, a się nie zajmuje! Są o wiele większe problemy dla naszego kraju, gospodarki niż wiszące krzyże. I tu nie chodzi o to, że próbuję Was zbić z tropu: Trybunał się wypowiedział, prawnicy się wypowiedzieli – ten krzyż nie łamie konstytucji ani żadnych uchwał. One wiszą legalnie i nie obrażają uczuć religijnych. Jeżeli w tym kraju większość stanowią chrześcijanie, to nie widzę najmniejszego problemu. Dotykamy tu absurdalnego problemu poprawności politycznej, szeroko pojętej tolerancji. Dlaczego ja mam być tolerancyjny dla Pana Palikota, który nie jest tolerancyjny dla mnie? Równie dobrze to ja mogę podać do sądu jego poglądy, ponieważ zaburzają mój świat tolerancji, mój świat wartości.
Moi drodzy, a jaka jest alternatywa dla chrześcijaństwa? Jeżeli nie to, to co? Jaki system wartości? W przyszłości w podejściu do rodziny, do gospodarki, do pracy, uczciwości, do posiadania normalnych , zdrowych dzieci – no przepraszam bardzo, z całym szacunkiem, ale homoseksualiści nam tego nie zapewnią, mimo tego, że są i będą, ale i oni pochodzą z rodzin, w których był ojciec i matka. Osobiście uważam, że środowiska lewackie powinny łożyć na kościół, bo z tego te środowiska żyją, z krytyki, z nieustannego odsyłania do naszej hierarchii wartości. Trzeba rozpiąć ten ciasny kołnierz i nabrać świeżego powietrza. Gdy ktoś mówi mi, że jesteśmy społeczeństwem nietolerancyjnym, to zawsze pytam, kto w twoim środowisku jest taki nietolerancyjny? W najbliższym moim środowisku takich osób nie znam. Znam osoby o skłonnościach homoseksualnych, znam osoby z Ruchu Palikota, z innych partii i jakoś nikt nie biega z ogniem, nikt nie pali niczego i nikogo, nikt nikogo nie krzywdzi. Nie dajmy się zwariować.
V&F: Polska uchodzi za jeden z najbardziej katolickich krajów. Stąd też w zagranicznych mediach niejednokrotnie słyszalne były głosy zdziwienia, iż w polskim parlamencie do głosu dochodzą wzbudzający kontrowersje ludzie, m.in. wspomniany już p. Palikot, transseksualistka p. Anna Grodzka, czy też homoseksualista p. Biedroń. Co na to kościół? Czy nasz kraj powinni reprezentować tacy ludzie?
O.T: To pytanie jest odpowiedzią. Jeśli się mówi, że Polska jest nietolerancyjna, zacofana, że jest katolickim betonem, to nasz Parlament pokazuje, że jest to kłamstwo. Pan Palikot, pani Grodzka, pan Biedroń mają takie same prawa wyborcze jak każdy inny i tyle. Miał prawo – jest w Parlamencie.
To jest pytanie do Was, bo ja jako prezbiter nie mogę być w Parlamencie czy u władzy, ale Wy jako młodzi, wierzący, katolicy tak, To w Waszych rękach jest przyszłość i to już w tym momencie. To Wy powinniście dbać o to, żeby wartości Waszej - naszej większości były dostrzegane i szanowane, bo to właśnie Wy jesteście większością w tym kraju. Dochodzi do sytuacji absurdalnych w Europie, kiedy prawa mniejszości są przestrzegane, natomiast prawa większości już nie, bo o te prawa większość walczy, zatem nie uchwalone nie istnieją.
Czy nasz kraj powinni reprezentować tacy ludzie… No, reprezentują! Są prawnie wybrani. Co na to Kościół? On na to: moi drodzy wierni, obudźcie się!
V&F: Wiele problemów ze swoim uczuciem mają także pary heteroseksualne, którym pomimo darzenia się wielka miłością zabrania się skosztowania zakazanego owocu. Czy taka postawa kościoła wobec przedmałżeńskiego seksu nie jest już nieco przestarzała? Po co tak w ogóle ten „celibat”?
O.T: Chodzi po prostu o czystość. Od początku chrześcijaństwo pokazywało, że człowiek jest dobry jako całość – jako dusza i ciało. Jak pogrzebiecie w innych religiach czy kulturach, to okaże się, że albo ciało jest trochę lepsze czy gorsze, albo dusza. Bóg nie miał lepszego pomysłu na człowieka niż relacja kobiety i mężczyzny, ta intymna. Dlatego my tego strzeżemy, tej prawdy i nie podajemy na tacy na pożarcie. Czystość, rozumiana jest jak w sporcie „czysta gra”. Polega to na tym, że jeżeli jestem uczciwy, to gram fair play. Jak to się przekłada na życie w czystości? Nie wykorzystuję własnego i twojego ciała, żeby cię wykorzystać i skrzywdzić. Kościół mówi tutaj, że nie chodzi o to, żebyś swoim ciałem mówił „tak”, ale żebyś mówił „tak” swoim całym życiem. A seks pozamałżeński jest przez to kłamstwem, ponieważ kłamie na poziomie ciała. Ciało mówi „tak, jesteś jedyny, wyjątkowy”, natomiast ani twoje słowa, ani czyny nie potwierdzają tego, bo w każdym momencie można się rozstać, bo nie było żadnej odpowiedzialnej i uczciwej przysięgi. Dlatego właśnie czujemy się zranieni, oszukani i zdradzeni. I Bóg mówi: nie! Zależy Mi na Twoim szczęściu, które się w tej intymnej relacji będzie realizowało. Chodzi także o to, żebyś się poza tym czuł bezpieczny i odpowiedzialny. I żeby nie było tak, że nagle okazuje się, że komuś zaufasz bez zobowiązań, a ten ktoś cię wykorzysta i zostawi. I tego właśnie chroni ta czystość. Myślę, że to nie jest przestarzałe.
Powiem więcej - to świat kłamie. Wszystkie reklamy farb do włosów, kremów, operacje plastyczne nie mówią o tym, że człowiek jest wartościowy, tylko każdemu wmawiają: ty nie jesteś doskonały, dopiero jak zrobisz to i tom to będziesz piękny – i to jest kłamstwo. Świat mówi: masz kompleksy, nie doskakujesz, nie masz tych „bicków”, powinna być „siłka”, powinny być sterydy, żebyś miał piękne ciało, żeby być pożądany. A Kościół mówi: człowieku, Bóg cię kocha takim jakim jesteś. I to jest najważniejsze, to Kościół przypomina, kim tak naprawdę jesteśmy.
Grafika: własna
Komentarze [8]
2012-03-27 20:16
@theone – ja to wiem, Ty to wiesz, ale ktoś, ale ludzie, którzy za wszelką cenę chcą go pogrążyć rozpowiadają o nim takie rzeczy, dlatego też chcieliśmy o to zapytać.
2012-03-11 21:37
Ojciec Tomasz rządzi ! z nim są najciekawsze lekcje religii na jakie kiedykolwiek uczęszczałam :D
2012-03-11 20:45
Drobna uwaga: ojciec Rydzyk nie jeździ Maybachem tylko Audi i nie posiada żadnego ogromnego majątku, gdyż cały “jego” majątek należy faktycznie do zakonu redemptorystów.
2012-03-09 23:49
Fajne ma pismo, literki wydłuża proporcjonalnie do swojego wzrostu ;) A co do wywiadu, to wg mnie nie jest on zbyt “odkrywczy”, raczej po prostu nudny.
2012-03-09 16:22
Jest to tak trudne, jak zainteresowanie czymś Ciebie (czy jakoś tak :E). ;) Jeśli chodzi o Ojca, to faktycznie na taką religię liczyłem.
2012-03-09 16:15
Osprey jak zawsze nienasycony… My też liczyliśmy gdzieniegdzie nie tyle na więcej, co raczej na nieco inne spojrzenie na sprawę.
Trzeba jednak przyznać, że Ojciec Tomek ma dużo do powiedzenia, i jak sami wiecie z religii – nie da się Go nie słuchać.:)
2012-03-09 16:00
Doczekałem się ;) Świetna robota, chociaż w niektórych odpowiedziach liczyłem na więcej.
2012-03-09 15:21
Genialny wywiad, wreszcie się ukazał! Ojciec Tomasz jak zwykle rozgadany ;) Ode mnie 6.
- 1