Koszmar - cz.1
Koniec. Wybiła godzina 16. Jeszcze raz spojrzałem zmęczonym wzrokiem na swój gabinet. Wszystkie meble były tu z ciemnego mahoniu. Wyjrzałem przez okno. Na dworze świeciło piękne, jasne słońce. Schowałem do teczki wszystkie dokumenty i wyszedłem z gabinetu, zamykając drzwi. Szedłem przez jasny korytarz w stronę windy. Zaczynał się weekend.
Lubię swoją pracę. Siedząc za biurkiem mogę się wyciszyć. Praca prokuratora jest tym, czego zawsze potrzebowałem. Czasami trzeba wyjść w teren i pójść na miejsce kolejnej zbrodni, czasami trzeba założyć togę i pójść na salę sądową, ale z reguły czeka na mnie papierkowa robota. Trochę denerwuje mnie jednak to, że codziennie muszę tu przychodzić w garniturze. No tak, ale Denise to się bardzo podoba.
Piętro 10, piętro 9 i tak dalej aż do parteru. Wyszedłem na zewnątrz. Świeże powietrze. Chwila wytchnienia. Lato, kocham tę porę roku. Promienia słońca ogrzewają moją twarz, wszystko jest zielone, wokół pełno kwiatów i pomyśleć, że to Tokio. Ostatnio nie ma tu wielu turystów, więc jest spokój.
Postanowiłem iść przez park, w którym o tej porze roku kwiknęły wiśnie. Nagle spojrzałem w stronę mojej ulubionej kwiaciarni. Coś mnie podkusiło, by wejść do środka.
- O pan Nakamoto! Niech zgadnę, czerwone róże? - zapytała uprzejmie starsza kwiaciarka z uśmiechem na ustach.
- Nie inaczej - powiedziałem, po czym odwzajemniłem uśmiech.
Pani Kimisa jest jedną z najmilszych kwiaciarek u jakich miałem okazję kupować kwiaty. Ma chyba 60 lat i trochę już posiwiałe, krótkie włosy do ramion. Podała mi bukiet. Wyjąłem portfel, aby zapłacić, ale ona pokiwała przecząco głową.
- Proszę, to na koszt firmy - po czym uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Dziękuję. - Wziąłem bukiet i skierowałem się w stronę wyjścia. - Do widzenia pani Kimiso.
- Do widzenia Ichiro.
Był już kwadrans po szesnastej. Drogę z sądu do domu przechodzę zazwyczaj w piętnaście minut.
Lato w tym roku jest wyjątkowo piękne. Jest tak ciepło, dzieci biegają za piłką, a wszystko jest takie żywe.
Dom. Duży, biały dom z czarnym dachem, do tego z parterem i piętrem. Denise uparła się, żeby był ogród, więc teraz przed domem jest pełno krzewów i kwiatów, ale ułożonych w pewnej harmonii.
Dekorując dom postawiłem na nowoczesność i prostotę. Nie potrzebuję jakichś „fikuśnych” obrazów czy rzeźb, byle by było przytulnie.
Gdy wszedłem do środka, rozejrzałem się i stwierdziłem, że nikogo nie ma. Ściągnąłem marynarkę i zostawiłem ją wraz z różami na sofie w salonie. Skierowałem się w stronę drzwi, z których wychodziło się na tył domu.
Pod rozłożystą jabłonią siedziała na trawie kobieta o długich blond włosach i niebieskich oczach. Na kolanach trzymała trzyletnią dziewczynkę. Ta oczy miała po matce, jednak włosy, takie granatowe z połączeniem fioletu, wyglądały bardziej jak moje. Razem przeglądały chyba jakiś album ze zdjęciami. Miały na sobie delikatne białe sukienki. Dziewczynka podniosła wzrok, spojrzała na mnie i wyraźnie się ożywiła. Wstała i zaczęła biec w moją stronę.
- Tata! - zawołała.
- Witaj Delight - wziąłem ją na ręce i przytuliłem do siebie.
Kobieta uniosła lekko oczy do góry i spojrzała na mnie swoimi pięknymi, błękitnymi oczami. Uśmiechnęła się. Podszedłem do niej trzymając córkę na rękach. Gdy byłem tuż obok niej przyklęknąłem, postawiłem córkę na trawie i przytuliłem blond piękność… Moją piękność…
- Witaj kochanie - szepnąłem jej do ucha.
- Cześć Ichiro - powiedziała Denise tuląc się do mnie.
Pocałowałem ją w policzek, po czym podniosłem się z ziemi, otrzepałem spodnie, chwyciłem Alice za rękę. Z jednej strony trzymałem swoją żonę, a z drugiej córkę. Gdy weszliśmy do salonu wziąłem bukiet i wręczyłem go Alice.
- Lenny - pochyliła się nad różami, aby je powąchać. - To już trzeci bukiet w tym tygodniu, a jest dopiero piątek. - Spojrzałem na stół, na którym stały w wazonach pozostałe dwa bukiety.
- No cóż, musisz pamiętać, że masz męża - rzuciłem jej jeden ze swoich rozbrajających uśmiechów.
Zaśmiała się.
- Uwierz mi, gdyby ktoś powiedział mi kiedyś, że ten piętnastoletni Nakamoto - tu spojrzała na mnie z promiennym uśmiechem - w którym od zawsze byłam zakochana, za dziesięć lat będzie moim mężem, to prawdopodobnie bym go wyśmiała - po tych słowach podeszła do kominka w salonie, na którym stało nasze ślubne zdjęcie. Delight też podeszła do kominka. Denise w pięknej białej sukni bez ramiączek, a ja w czarnym garniturze. U dołu fotografii widniała data: „29 lipca 2007 rok”. To był niesamowity dzień. I pomyśleć, że za miesiąc będziemy obchodzić czwartą rocznicę ślubu.
- Nawet nie wiem, kiedy to minęło – powiedziałem na głos.
- Nigdy bym nie pomyślała, że kiedyś będziemy razem - spojrzała na mnie i przytuliła się.
Bardzo lubię ten moment, gdy tak po prostu podchodzi do mnie, a po chwili trzymam ją w swoich objęciach. Mam wtedy ochotę, by jej już nigdy nie puścić, bo wiem, że trzymam w swoich ramionach cały mój świat. Oczywiście mam jeszcze Delight. „Małą Nakamoto”. Może oczy i urodę ma po Denise, ale za to kolor włosów i charakter odziedziczyła zdecydowanie po mnie, przez co niekiedy trudno nam się porozumieć. Mała ma trzy lata(od 13 maja), a już daje w kość. No cóż… Po kimś to ma.
- Dobra Ichiro, zaraz coś przygotuję na obiad, a ty dokończ sobie pracę, żebyś wieczorem miał wolne. Powinieneś się trochę oszczędzać - tymi słowami wyciągnęła mnie z zamyślenia.
- Ok, ale najpierw zajmę się małą - mówiąc to popatrzyłem na Delight.
- Nie jestem taka mała! - Delight obruszyła się i zrobiła urażoną minę.
Spojrzałem na tę moją trzyletnią złośnicę, po czym zacząłem ją łaskotać. Strzał w dziesiątkę. To zawsze skutkuje. W końcu, kto nie lubi łaskotek? Wziąłem ją na ręce i wszedłem z nią po schodach do jej pokoju. Nie był duży, ale mały też nie był, jego ściany były jasno różowe, a sufit biały. Ostatnio pokazałem jej Yuji, mojego Ducha Stróża, chińskiego generała. Od tego czasu mówi tylko o duchach. W sumie to dobrze, że interesuje się czymś, co istnieje, a nie zmyślonymi stworzonkami.
- To co będziemy robić? – zapytałem Delight.
- Tato, a mogłabym się pobawić z Yuji-sensei?
Spojrzałem w jej oczy. Cała Denise – pomyślałem.
- Eh, no dobrze. Yuji – po chwili pojawiła się obok mnie postać chińskiego generała.
- Tak mistrzu Ichiro? – odezwał się niskim głosem duch.
- Mógłbyś się zająć Delight?
- Oczywiście, panie – po czym spojrzał z uśmiechem na dziewczynkę.
-Nie mogę uwierzyć, że jesteś taki duży – powiedziała Delight, wpatrując się w Yuji jak w coś niezwykłego.
- Dobrze, to idę pomóc Denise – obróciłem się na pięcie i skierowałem w stronę wyjścia.
Zszedłem po schodach do kuchni. Denise mnie nie zauważyła. Podszedłem do niej z tyłu i przytuliłem ją do siebie.
- Ichiro…
Odwróciła się do mnie i zaplotła dłonie na mojej szyji.
- Miałeś dokończyć pracę…
- Zdążyłem zrobić wszystko w biurze – uśmiechnąłem się do niej i zacząłem ją delikatnie całować.
Przez chwilę mogliśmy być sami. Ale nic nie może trwać wiecznie, a zwłaszcza szczęście…
C.D.N.
Grafika:
Komentarze [1]
2014-01-12 22:08
Dawno nie pisałem. Zapowiada sie ciekawie. narazie 5 ale czekam az zacznie sie sypac ;)
- 1