Koszmar, o którym niewielu dziś pamięta
Dzisiaj chciałabym poruszyć temat trudny i mocno kontrowersyjny, o którym mówi się mało albo wcale. W życiu tak to już często bywa, że za pomysłem, zapowiadającym udoskonalenie, stoją zazwyczaj naprawdę dobre intencje i szlachetne idee. Tak było z wieloma wynalazkami i projektami, które w założeniach miały ułatwić człowiekowi życia, a w rzeczywistości człowiek wykorzystywał je przeciwko swoim bliźnim. Takie korzenie miała również eugenika, idea angielskiego szlachcica Francisa Galtona, która w założeniu twórcy miała pomóc ludziom wejść na wyższy poziom rozwoju cywilizacyjnego, a którą to sami ludzie wypaczyli i zmienili w coś skrajnie odmiennego.
Sir Francis Galton uważany jest powszechnie za pioniera w dziedzinie meteorologii, daktyloskopii i eugeniki. To on opracował pierwsze profesjonalne mapy pogody, a gdy Charles Darwin swoją książką „O powstawaniu gatunków” (1859) wzburzył opinię publiczną, Galton postanowił zrobić krok dalej i sprawdzić, czy opisane w książce kuzyna prawa doboru naturalnego mogą dotyczyć także człowieka.
Początkowo sporządzał drzewa genealogiczne znanych rodzin i obliczał średnią długość życia ich przedstawicieli w zależności od wykonywanego zawodu. Bardzo interesowało go również to, ile osób w danej rodzinie było obdarzonych ponadprzeciętną inteligencją, umiejętnościami artystycznymi oraz podobnymi przymiotami. Wyniki swoich obliczeń zaprezentował w książce „Dziedziczny geniusz”, próbując dowieść, że wszystkie te najbardziej upragnione przez ludzi cechy osobowości są zazwyczaj dziedziczne. Niebawem odkrył jednak, że dzieci geniuszy nie zawsze są równie genialne jak ich rodzice. Postanowił więc kontynuował swoje badania, a kolejne wyniki przedstawił w kolejnej książce „Pytania o zdolności człowieka i rozwój”. Wyjaśnił w niej, że dzieci wyjątkowo utalentowanych rodziców nie zawsze są równie uzdolnione, ponieważ dziedziczą geny po wszystkich swoich przodkach, także tych o wiele mniej utalentowanych. Procesowi temu nadał nazwę regresji do średniej. Tym samym doszedł do wniosku, że poprzez selektywne dobór i rozmnażanie można z pokolenia na pokolenie ulepszać ludzką rasę, szczególnie w zakresie tych cech, które są dziedziczne.
Skoro miał już gotową teorię, to stwierdził, ze trzeba by ją sprawdzić w realu. Jego teoria zakładała, że jedyną możliwością podwyższenia poziomu społeczeństwa jest podniesienie owej „średniej”. Jego wizja zakładała, że ludzie o wysokich walorach moralnych i nieprzeciętnych talentach winni być zachęcani do płodzenia dzieci, a ci mało inteligentni, zaniżający poziom winni być stanowczo zniechęcani do posiadania potomstwa. Uważał, że skoro poprzez selekcję można wyhodować obdarzone najlepszymi cechami rasy psów, kotów czy koni, to przez odpowiednio przeprowadzaną selekcję małżeństw da się również uszlachetnić rasę ludzką. Był przekonany, że jeśli ludzkość będzie się dalej rozmnażać tak spontanicznie jak do tej pory, to ewolucja zacznie się cofać, czyli liczebną przewagę w społeczeństwie zyskają niestety ci, których powinno być jak najmniej, a więc tzw. „osoby małowartościowe” (sir Galton miał tu na myśli głównie ludzi z niższych warstw społecznych oraz cierpiących na różne nieuleczalne schorzenia i alkoholizm). Za całym tym procederem miała stać nowa dziedzina wiedzy, którą nazwał ją eugeniką. Nazwę dla tej nowej nauki wywiódł z języka greckiego, w którym słowo „eugenes” znaczy dobrze urodzony. W jego rozumieniu nauka ta miała pomóc w podnoszeniu poziomu społeczeństwa w drodze stałego ulepszania materiału genetycznego poszczególnych ludzi.
W sumie taki sposób myślenia nie był w historii świata czymś zupełnie nowym, bo jak wszyscy wiemy już w Sparcie dokonywano podobnej selekcji, pozostawiając na pastwę losu chorowite bądź kalekie noworodki. Nie inaczej myślał też Platon, który również uważał, że kwestia reprodukcji człowieka powinna być kontrolowana przez władze. Proponował, aby selekcja była dokonywana w drodze pozorowanej loterii, kontrolowanej przez rząd, aby ludzkie uczucia nie były ranione przez świadomość zasad selekcji. Pewnie nie wszyscy pamiętają, ale to właśnie on napisał, że „W państwie należy zastosować dyscyplinę i jurysprudencję nakazującą zajmować się tylko zdrowymi na ciele i umyśle obywatelami. Tym natomiast, którzy nie są zdrowi, należy pozwolić umrzeć …”. A zatem pomysł takiej selekcji pojawił się jak widać wiele lat temu, na początku naszej cywilizacji, a idea Galtona to w zasadzie nic nowego, tyle że on podparł ją statystykami, co spowodowało, że sprawiała wrażenie naukowo potwierdzonej. Wspierały ją też osiągnięcia w wielu innych dziedzinach działalności człowieka. Na przykład w rolnictwie, gdzie poprzez selekcję i krzyżówki roślin i zwierząt udało się wyhodować odmiany o pożądanych cechach (wszystko wsparte prawami dziedziczenia opracowanymi przez Gregora Mendla). Trudno się więc dziwić, że eugenika nie tylko zaczęła zyskiwać zwolenników, ale też jako nauka trafiła na najbardziej prestiżowe uniwersytety na świecie.
Założenia może i były szlachetne, ale bardzo szybko pojawiły się też wypaczenia. Galton twierdził, że wybitne jednostki, kierując się rozsądkiem, będą same z siebie płodziły ogromne ilości dzieci, a ci mniej zdolni ulegną jego perswazji i po prostu zaniechają reprodukcji. Pomylił się i to bardzo. Zatem entuzjaści eugeniki doszli do wniosku, że skoro obywatele (zarówno ci szczególnie uzdolnieni jak i ci mało wartościowi) nie potrafią lub nie chcą przyjąć do wiadomości nowych zasad reprodukcji, to musi tu wkroczyć państwo i w jakiś sposób prawnie to na nich wymusić. W wielu krajach świata, gdzie do głosu zaczęli dochodzić zwolennicy eugeniki, napisano i wprowadzono w życie rozporządzenia i ustawy, które ograniczyły, a nawet odebrały tzw. „mało wartościowym jednostkom” prawa do posiadania własnego potomstwa. Zaczęto mówić o eugenicznej polityce negatywnej ale i pozytywnej. Polityka eugeniki negatywnej była w wielu krajach zróżnicowana – od segregacji rasowej, przez przymusową sterylizację mężczyzn, aż po eksterminację, natomiast polityka eugeniki pozytywnej polegała na przyznawaniu nagród lub dodatków za dodatkowe dziecko tym rodzicom, którzy spełniali kryteria eugeniki. W taki to sposób kolejne niegłupia idea, u podstaw której leżały naprawdę dobre intencje, przeobraziła się w coś, czego dobrem nazwać już raczej nie można.
W Niemczech za rządów Adolfa Hitlera eugenika rozwinęła się na niezwykłą wręcz skalę. Pożądanym przez przywódcę tego kraju celem było wyhodowanie „czystej germańskiej rasy nadludzi”. Odpowiadając na takie zapotrzebowanie uruchomiono całą machinę działań. Zaczęto prowadzić na szeroką skalę badania genetyczne, nie rezygnując przy tym z okrutnych eksperymentów na ludziach. Warto tu przypomnieć, że w latach 30. i 40. XX wieku reżim nazistowski przeprowadził sterylizację setek tysięcy mężczyzn i doprowadził do śmierci nie mniej osób uznanych instytucjonalnie za nieuleczalnie chore bądź upośledzone (była to tzw. Akcja T4). Może nie wszyscy o tym wiedzą, ale reżim hitlerowski naśladował w tej materii… Amerykanów. W USA eugenika również znalazła na przełomie XIX i XX wieku całe rzesze zwolenników, a białych Amerykanów próbowano w tamtym okresie różnymi sposobami separować od ras uważanych za niższe, czyli od Indian i czarnoskórych. Już w roku 1896 większość stanów wprowadziło prawo małżeńskie oparte na kryteriach eugenicznych, które kategorycznie zabraniało ożenku epileptykom oraz osobom ograniczonym i niedorozwiniętym umysłowo, a w 1933 roku większość stanów wprowadziło również prawo dopuszczające przymusową sterylizację mężczyzn ze względów eugenicznych.
Dlaczego na początku XX wieku świat ogarnęła eugeniczna gorączka? Cóż, popularność eugeniki wynikała ze splotu różnych czynników. Najważniejszy – oczywiście według mnie – wynikał z przekonania, że za pomocą sterylizacji niepełnosprawnych, opóźnionych w rozwoju, biednych i nieprzystosowanych społecznie uda się przeciąć wszystkie społeczne wrzody i zatrzymać łańcuch „złego dziedziczenia”. Dostaliśmy jednak kolejny dowód na to, co może się wydarzyć, gdy ludzie przejmują rolę Boga i próbują kształtować świat na własną rękę. Osiemnastowieczny poeta niemiecki Friedrich Hölderlin napisał przed laty, że „próba stworzenia raju na ziemi zawsze kończy się piekłem”. Nie wiem czy się ze mną zgodzicie, ale ja mam wrażenie, że XX wiek dostarczył nam aż nadto dowodów potwierdzających prawdziwości tego twierdzenia.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?