Make love not war!
Świat mógłby być piękny i dobry, gdybyśmy tylko tego tak naprawdę chcieli. Mówi się często, że wojna i przemoc, to zło konieczne. Widzicie? Sami się nakręcamy! Jeśli dwóch prezydentów czy królów, chce ze sobą walczyć, to niech walczą, bo kto im tego zabroni, ale niech walczą sami. Niech leją się na pięści. Niech czują krew na języku wypływającą z rozciętych warg i połamanych nosów, a nie siedzą w wygodnych fotelach przy kominkach, popijając czarną kawę i mówią: „Tak, to była prawdziwie bohaterska śmierć. Szczere kondolencję dla rodzin żołnierzy, którzy zginęli w ostatnim tygodniu”.
Co powinni wiedzieć? Choćby to, że to na ich zachciankę zginęli ci żołnierze, bo to właśnie im zachciało się wojny! Więc niech nie mówią potem, że to straszna tragedia dla narodu, bo to oni sami tego chcieli! Znaczy, jasne, czasami nie chcą. Zdarza się bowiem niekiedy, że to ktoś inny atakuje dany kraj. Ale czy to jest wytłumaczenie? Nie wydaje mi się. Bo jeśli się naród się podda, to najeźdźca wcale ludzi nie wybije, da im żyć… a tak? Ta niby obrona kraju, to świadome posyłanie własnych żołnierzy na śmierć. Po co? By zachować stołek? By nadal móc rządzić?
Mój chłopak powiedział mi kiedyś, że jeżeli jego ojczyzna zostałaby zaatakowana, to on poszedłby walczyć. „Do jasnej cholery, zostawiłbyś mnie - spytałam? Wiesz doskonale, że jeżeli wstąpiłbyś do wojska, to byłby koniec. I co, dałbyś mi tak po prostu odejść, skoro teraz wmawiasz mi, że mnie kochasz?” To przecież żałosne!
„Bardzo dziękuję, Panie Prezydencie, za te miłe słowa. Dla mnie, jak i dla pozostałych rodzin poległych żołnierzy, to bardzo ważne, że pamięć o naszych mężach, synach, ojcach jest w Panu żywa. A tak na serio, to nie pie…, że jest Ci przykro, jeżeli sam nas w to wpakowałeś. Nie znałeś ich, nie kochałeś, nie jest Ci nawet tak naprawdę żal tych ludzi, którzy mieli rodziny, marzenia i plany. Jeśli już czegoś jest Ci żal, to chyba tylko ubytku osobowego w armii”.
A przecież mogą wyjść na ring i zabawić się w prezydencką galę boksu - prawda? A może zagrać w szachy? To byłoby już w ogóle idealne rozwiązanie. Zero przemocy! A jak już tak bardzo zależy im na wykorzystaniu armii, to może piłka nożna? Faceci podobno to lubią!
Dlaczego nie pozwolicie światu być dobrym? Gdybyście wszyscy się zbuntowali i rzucili te cholerne karabiny, mówiąc: „Violece isn’t the solution”, to oni musieliby zająć się tą walką sami. Na własną rękę. To przecież całkiem proste!
Wiem, to niemożliwe. Trzeba by było sprawić, by powiedział to każdy żołnierz na świecie. A to tylko głupie marzenie siedemnastolatki. Wmawiam sobie, że przecież ludzie są dobrzy, że nie chcą walczyć, ginąć. Ale wiem również, że jeżeli będziemy sobie wmawiać, że to niemożliwe, to wtedy stanie się to naprawdę niemożliwe. Siła słowa, siła umysłu, siła sugestii - słyszeliście o tym? To trochę tak, jak z wmawianiem sobie, że bierzemy tabletkę na ból głowy, a to tylko witamina C. Jeśli ktoś nas odpowiednio przekona, to głowa przestanie nas boleć. Ale gdy sobie wmówimy, że nie zadziała, to nawet morfina nam nie pomoże. Ból często zaczyna się przecież w głowie. To samo, moim zdaniem, jest z wojną. Bo jeśli wszyscy mówiliby, że wystarczy rzucić karabin i odejść, to byłoby to naprawdę proste. Wydaje mi się jednak, że wielu myśli sobie tak: „a co, jeśli będę miał przez to kłopoty, jeśli wyjdę na tchórza i będę jedyny?”. Tak? A co, jeśli tak myślą miliony? Pozostaje mi więc wiara. Wiara w to, że ludzie kiedyś oprzytomnieją i wrócą do miłości.
Kochanie, mówisz mi, że „przemoc i wojna to zło konieczne”. Nie, nie, nie. Nie mów tak. Wszystko zaczyna się w głowie. Wmawiasz sobie jakieś chore systemy wartości. Wiem, że kochasz swój kraj bardziej ode mnie. Choć oboje wierzymy w czyste uczucia i w to, że to coś, co nas łączy, takim właśnie jest, to mimo wszystko pozwoliłbyś mi odejść? Poszedłbyś walczyć o bezpieczeństwo naszego domu? To żałosne, bo w chwili, gdy to postanowisz, naszego domu już nie będzie. Szanuję twoje poglądy, ale te są akurat takie durne jak i ty. Bez urazy.
Mówcie mi, że jestem jakąś cholerną hipiską, naiwnym dzieciakiem, który nie wie nic o świecie i ma niemożliwe do zrealizowania marzenia. Nadzieja umiera ostatnia. Mówcie, a proszę bardzo, a ja jestem z siebie dumna. Chociaż cały ten motłoch jest ciągle gotów do walki, to ja stoję po „ dobrej stronie tęczy”, jakkolwiek sekciarsko i gejowsko by to nie zabrzmiało (nie, żebym miała coś do gejów!). Ja jestem Dobrym Człowiekiem. W każdym bądź razie uważam siebie za Dobrego Człowieka. Dlaczego? Bo wierzę, że można uniknąć walki, i że można żyć bez przemocy. Można się tego wyzbyć i wybrać dobro. Ale to wszystko jest w Waszych głowach. I to boli. Okropnie boli.
- Mówisz poważnie? Naprawdę uważasz, że świat może być dobry?
- Naprawdę tak uważam, kochanie.
- To urocze, pokręcona hipisko.
- Powinieneś się cieszyć, bo to oznacza, że promuję hasło „róbmy Miłość, nie wojnę”. Wiesz, coś w stylu: chodźmy się kochać w trawie...
- Kurcze, ten tok myślenia podoba mi się coraz bardziej.
Komentarze [10]
2011-03-15 21:33
*taaak, nie taaaka
2011-03-15 21:32
taaka, faktycznie, ale wiecznie się w tym gubię. ;)
W pewnym sensie? Jem kurczaki. Jakoś nie czuję do nich szczególnej sympatii, wkurzają mnie no i to poza tym warzywa… ;)
To jak z tym pasztetem?
2011-03-15 19:39
Podpisy komentarzy są pod spodem. Więc to pytanie do fenrira ;) A co znaczy “w pewnym sensie”?
2011-03-14 22:22
@WłOS – teraz bardzo ważne, dręczące mnie pytanie – czy lubisz pasztet z indyka? bo ja jestem (w pewnym sensie) wegetarianką i nie wiem jak mam to rozumieć... ;)
2011-03-14 17:02
Świetnie!
2011-03-13 18:03
Naprawdę ciekawie podeszłaś do tematu. Gratuluję, gdyż Twój styl sprawia, że czytanie takiego tekstu to przyjemność. Myślę, że z powodzeniem możesz wnieść swego rodzaju nową jakość do naszej, szkolnej gazetki.
2011-03-13 12:22
Jest to tak zaj... jak… pasztet z indyka.
2011-03-12 20:34
bardzo fajny, czekam na wiecej! :) chyba najfajniejszy z jak dotąd opublikowanych :D
2011-03-10 21:34
Uwielbiam twój styl, bezpretensjonalny ale nie płytki ani prostacki.
2011-03-10 21:24
Bardzo mi się podoba.
- 1