Malowane emocjami
Nadzieja matką zakochanych
Obraz Cuaróna jest jednym z tych wyjątkowych filmów, które dają widzowi możliwość spojrzenia na rzeczywistość przez pryzmat wrażliwości artysty, dla którego lampa i sufit oblepiony ćmami może stać się sklepieniem tysiąca skrzydeł
Filmweb.pl
Nie opowiem tej historii tak, jak się zdarzyła, tylko tak, jak ją zapamiętałem
. Początkowe słowa Finna, głównego bohatera obrazu Alfonso Cuaróna, z nadzwyczajną ekspresją zapowiadają historię pewnego uczucia, w którym miłość, pasja, cierpienie i walka mają jednakowe znaczenie.
„Wielkie nadzieje” („Great Expectations” - tytuł oryginalny, przyp. red.), to ekranizacja powieści XIX wiecznego angielskiego pisarza Charlesa Dickensa, będąca zapisem wspomnień Finnegana Bella, utalentowanego malarza, opowiadającego nam historię największej miłości swojego życia. Historia ta, jak to często bywa, zaczyna się dosyć banalnie. Przypadkowe spotkanie dwojga dzieci, łączy ich drogi na zawsze. Finn, uzdolniony artystycznie ośmiolatek pochodzący z biednej rodziny, a po śmierci matki wychowywany przez siostrę i jej partnera, od pierwszego wejrzenia zakochuje się w Estelli - trzy lata starszej dziewczynie, wychowywanej w duchu wyższości przez zamożną ciotkę Dinsmoor (kobietę porzuconą i nieszczęśliwą). Uczucie to staje się dla niego obsesją i inspiracją, podczas gdy ona zachowuje zimny dystans i nie zdradza jakichkolwiek emocji. Ciasny pokój chłopca błyskawicznie zapełnia się portretami ukochanej. Dziewczyna wyjeżdża natomiast nieoczekiwanie i bez pożegnania do Nowego Jorku. Kilka lat później życie chłopca ulega zupełnej odmianie, a to za sprawą przypadkowo poznanego zbiega z więzienia (epizodyczna, ale znacząca rola Roberta De Niro). Nasz bohater kończy prestiżową szkołę i również wyjeżdża do Nowego Jorku, by zorganizować swoją pierwszą w życiu wystawę. Tu losy Finna i Estelli krzyżują się ponownie. Uczucie odżywa, a raczej uzależnienia Finna od jego muzy (fantastycznie ukazana emocjonalna burza i rozdarcie wewnętrzne ukryte pod maską oziębłości). Dziewczyna prowokuje go, daje mu nadzieję, a gdy wydaje się nam, że tytułowe wielkie nadzieje zostaną spełnione, wycofuje się i zostawia go, a także widza, z poczuciem niedosytu i niezrozumienia. Ta gra trzyma w napięciu do ostatniego ujęcia i chociaż zakończenie jest dość przewidywalne, sposób opowiedzenie tej historii nadaje jej niepowtarzalny kształt i formę.
Twórcy filmu postawili sobie wyjątkowo trudne zadanie. Postanowili przedstawić losy dwojga ludzi tak, by wytworzyć i podtrzymać w odbiorcy przekonanie, że nigdy wcześniej nie słyszał o niczym podobnym i nic podobnego nie widział. Po pierwsze i chyba najważniejsze wykazują nieprawdopodobną wręcz dbałość o szczegóły potęgujące nastrój, takie jak: zieleń obecna w niemalże każdym ujęciu, prosta, ale jakże wymowna metafora nadziei, czy też pełna niemych emocji oprawa muzyczna, z enigmatycznym utworem „Life in mono” (nawiasem mówiąc, brutalnie zbezczeszczonym przez reklamy Polsatu). Nie zawodzi także obsada. Role kochanków powierzono gwiazdom Hollywood. Ethan Hanke, jako Finn, jest wiarygodny i przekonywujący. Z wdziękiem potrafił zagrać paletę uczuć targających bohaterem, jego tragizm, a także zachodzące w nim przemiany. Jak pisze jeden z recenzentów, łączy chłopięcy wdzięk z dojrzałością prawdziwego mężczyzny i równie dobrze prezentuje się w poplamionym farbami t-shircie, jak i w markowym garniturze. Partneruje mu Gwyneth Paltrow, która swoją kreacją w pełni oddaje sens powiedzenia „kobieta zmienną jest” - od dziewczynki przez zalotną nastolatkę po świadomą siebie kobietę. Wszystkie jej wcielenia cechuje przy tym ta sama niedostępność i aura tajemniczości. Równie znaczące są tu role drugoplanowe, chociażby wymienionego wcześniej zbiegłego więźnia czy ekscentrycznej ciotki Estelli (w tej roli nieżyjąca już amerykańska aktorka Anne Bancroft), bez których całość nie współgrałaby ze sobą tak harmonijnie. Warto wspomnieć jeszcze o mistrzowskim popisie operatora Emmanuela Lubezkiego, nazywanego geniuszem kamery naszych czasów. Jego kunszt pozwolił na ukrycie w pojedynczych scenach całej mozaiki emocji i nastrojów. Subtelnie ukazał zwłaszcza namiętność, jaka łączyła Finna i Estellę – bez zbędnego narzucania się, natomiast z wystarczającą sugestywnością (piękna scena malowania aktów dziewczyny).
„Wielkie nadzieje” można niewątpliwie zaliczyć do grona tych wyjątkowych obrazów, dla których określenie „opowieść o miłości” nie oznacza kolejnego hołdu dla komercji i kultury masowej, ale prawdziwą sztukę, gardzącą dosłownością, z mnóstwem kontekstów, niedopowiedzeń i znaków zapytania. Film urzeka od pierwszej do ostatniej minuty.
Grafika:
Komentarze [2]
2008-05-15 20:20
Mi tekst jak i film (choc juz troszke stary) przypadł bardzo do gustu:). Na moje szczescie nie okazał sie denna komedia romantyczna. Szkoda tylko tego chłopa.. bo te Kobiety to ajj.. szkoda gadac;)
2008-05-15 11:02
no pomyłka. film jest fatalny.
- 1