Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Mantra mantrę goni   

Dodano 2014-04-10, w dziale inne - archiwum

Chyba każdy z nas zna lub przynajmniej kojarzy taki obrazek – mnisi w szafranowych narzutach, siedzący po turecku w najbardziej nieprawdopodobnych miejscach i patrzący w obrane przez siebie i tylko sobie znane punkty. Na widnokręgu wznosi się pomarańczowa łuna, a w niebo, odbijając się od stromych skał, znajdujących się dookoła „oświeconych”, wznosi się tylko jedna, tajemnicza i mistyczna sylaba – OM.

Jej powtarzanie pomaga bowiem w zaktywizowaniu określonej energii, uspokojeniu, opanowaniu umysłu i oczyszczeniu go ze wszelkich splamień. Mantra stanowi jeden z elementów każdej większej światowej religii (tych mniejszych pewnie też). /pliki/zdjecia/budd1.jpgI takoż mamy buddyjskie „Om”, sylabę, której dźwięk jest podobno dźwiękiem stworzenia świata. Mamy również hindusów, którzy mają dziesiątki takich mantr, którymi obdarowali wszystkie swoje bóstwa. (np. „Om namaha Siwaja” w wolnym tłumaczeniu znaczy „Oddaję pokłon Sivie”). W hinduizmie do powtarzania mantr służy 108 - koralikowy sznur modlitewny zwany dźapamala lub sznur 27 – koralikowy, noszony nad nadgarstkiem. Muzułmanie modlą się natomiast na Subha – sznurze modlitewnym podobnym do naszego różańca, który składa się z 33 koralików, a modlitwa ich polega na wymawianiu wszystkich przymiotów Allaha, których jest 99. Dokładniej mówiąc jest ich 100, ale ostatnie jest jego imię, które znane jest tylko Najwyższemu (i tu pojawia się aura tajemniczości, czyli kolejny niezwykle istotny element, który występuje w każdej religii i w systemie wierzeń). Mantry kojarzą nam się ze wschodem, orientem, majestatycznie równinami i wdzierającymi się w nie malutkimi poletkami ryżu. To słuszne skojarzenia, bo modlitwy mantryczne rozwijały się i przetrwały głównie tam, na wschodzie. I wschód chrześcijański również się do tego grona przetrwalników zalicza.

To prawosławne klasztory były przechowalnią tego typu modlitw. Dla przykładu można tu podać choćby grecką wysepkę Athos, powierzchnią zbliżoną do powierzchni Krakowa, na której do dziś zamieszkują wyłącznie prawosławni mnisi.To właśnie tam mnisi przez lata wymyślali kolejne modlitwy, które miały pomóc zwykłemu człowiekowi zbliżyć się do Boga. Pozostając przy prawosławnym monastycyzmie, warto tu wspomnieć, że diametralnie różni się on od zachodniego, jaki znamy choćby ze znajdującego się niedaleko naszej szkoły klasztoru O.O. Dominikanów. W odróżnieniu od naszego ojca katechety, prawosławny mnich może dostąpić 3 stopni święceń. Pierwsze dwa są w sumie mało istotne, natomiast ostatni, najwyższy, przyjmowany niezwykle rzadko, tzw. „Wielka Schima”, zobowiązuje go do „śmierci dla świata”. Przyjęcie go oznacza wejście w stan, bliski stanowi, w jakim znajdują się aniołowie. Mnich zmienia wówczas swoje szaty na tzw. schime, a jego nakrycie głowy stanowi jedynie opadający na oczy kaptur. Nie wolno mu od tej pory opuszczać swojego monasteru ani kontaktować się z cywilami. Jego cały kontakt z otoczeniem ogranicza się jedynie do odbierania pożywienia i nauczania młodszych mnichów oraz kandydatów na mnichów. /pliki/zdjecia/budd2.jpgResztę swojego czasu poświęca na modlitwę za świat i rozmyślania. I taki układ, czyli odcięcie się od świata zewnętrznego i pełne oddanie się kontemplacji, stworzył mantry. Ktoś, kto nie musiał martwić się o rzeczy doczesne, choćby jedzenie i picie, a przy tym nie podejmował żadnego innego wysiłku poza myśleniem, musiał w którymś momencie zauważyć, że świat jest mobilny i pełen różnych, intrygujących dźwięków. W czasach Buddy albo św. Pachomiusza nie było samolotów, radia ani innych szeroko rozumianych urządzeń hałasogennych. Można więc wywnioskować, że jedynymi odgłosami, na jakie ci mędrcy mogli zwracać uwagę, były szumy wiatru, szmery strumieni, tudzież ptasie trele. No i wspaniale, cóż bardziej mogło sprzyjać rozmyślaniu? Dla nas ukojeniem jest móc usiąść z butelką w ręku w ciepły, wiosenny dzień nad brzegiem Wisły, ale ciekawe, co mogło koić zmysły mnichów, których cała aktywność (trwająca od 4 nad ranem do zmroku) polegała jedynie na siedzeniu i rozmyślaniu? Coś mi mówi, że z czasem i przyroda musiała zacząć ich irytować. I nie wchodząc głębiej w elementy chrześcijańskiej miłości, buddyjskiego poszanowania dla innych stworzeń i krążącej cały czas samsary, mnisi ci musieli miewać odruchy wymiotne, gdy słyszeli choćby bzyczenie muchy. Każdy, nawet ten najmniejszy trzepot jej skrzydeł, który przerywał im bezpośredni kontakt z mistycznym Brahmanem lub Allahem, musiał doprowadzać ich do szewskiej pasji. By zagłuszyć ten zewnętrzny zgiełk, zaczynali coś pomrukiwać pod nosem. Najczęściej wymawiali zapewne imię bóstwa, do którego się zwracali. Niewykluczone, że czasami je sobie podśpiewywali. I tak ci starzy mnisi, siedząc i medytując, dodawali do swojej modlitwy dźwięk. W krótkim czasie nuciła je zapewne już cała rzesza mnichów z ich zgromadzenia, którzy chcieli robić to samo, co ich mistrz. No bo jak to? Skoro zniedołężniały, prawie wrośnięty w ziemię mistrz, który bliski jest Najwyższemu jak nikt z nich, coś tam nuci, to musi to mieć ogromną wartość i trzeba to koniecznie objawić światu!

Grafika:

Oceń tekst
Średnia ocena: 5 /34 wszystkich

Komentarze [0]

Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najczęściej czytane

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry