Marynara i fryzura - matura!
Pierwsze trzy tygodnie maja to dla maturzystów w naszym kraju czas niezwykłego wysiłku psychofizycznego i stresu. Co do tego nie mam wątpliwości. Po tym trudnym okresie nadchodzi jednak zawsze upragniony jak deszcz po upalnym dniu czas na odpoczynek. Może nie do końca tak jest, bo przecież w tym okresie toczymy jednak rozmowy ze znajomymi na temat egzaminów i mimo wszystko trudno nam jakoś przegonić myśli, które kręcą się nieustannie wokół tego wydarzenia. A do tego wszystkiego jeszcze to najbardziej irytujące z pytań, jakie słyszymy chyba każdego dnia ze strony członków rodziny, sąsiadów i znajomych - jak poszło?
Odpowiedzi na to pytanie bywają zapewne różne. My postanowiliśmy jednak z własnej woli opowiedzieć wam, jak poszła matura nam, i które egzaminy sprawiły, że serce biło nam szybciej i jakby mniej miarowo. W naszym omówieniu postanowiliśmy trzymać się dla porządku ustalonej przez CKE chronologii egzaminów, zaczynając od oceny arkuszy egzaminacyjnych z przedmiotów obowiązkowych. I tak na początek zmierzyliśmy się w zgodzie z wieloletnią tradycją z językiem polskim. W tej kwestii jesteśmy zgodni. Egzamin ten zdecydowanie nie należał do łatwych, choć odetchnęliśmy z ulgą, gdy naszym oczom ukazał się zaproponowany temat rozprawki. Ale zanim o niej, chcielibyśmy krótko, acz treściwie, ocenić zadania zamknięte, które ów arkusz zawierał. Wydaje nam się, że chyba zaszło tu jakieś nieporozumienie, bo zaledwie kilka z nich wyglądało jak zadania zamknięte z prawdziwego zdarzenia. Część arkusza zawierała natomiast zadania zamknięte tylko w teorii, gdyż wymagały one w praktyce zamieszczenia obszerniejszej wypowiedzi. Najbardziej zaskoczyło nas chyba zadanie, którego pomysłodawca domagał się od nas streszczenia felietonu na temat Henryka Sienkiewicza. Co jak co, ale felieton sam w sobie jest dosyć zwięzłą formą wypowiedzi, więc po co go jeszcze streszczać? Tak czy inaczej dla z wielu z nas zadanie to okazało się prawdziwym wyzwaniem! Natomiast zaproponowany temat rozprawki brzmiał: "Praca - pasja czy obowiązek?". Trzeba przyznać, że argumentami można było sypać jak z rękawa, ale i tak w większości prac, jak się zdążyliśmy potem zorientować, dominował będzie nieśmiertelny doktor Judym, za którego zdrowie wypadałoby teraz wypić.
Drugiego dnia matury zmierzyliśmy się z matematyką na poziomie podstawowym. Nie ma się co rozpisywać, ponieważ egzamin był naszym zdaniem prosty, więc nie zdziwi nas fakt, jeśli wielu tegorocznych maturzystów zgarnie tu pełną pulę. Na dobrą sprawę to chyba tylko jedno zadanie mogło sprawić tu problem za sprawą dość nietypowego - jak na poziom podstawowy - wyniku. Niektórzy dali się niestety nabrać i zaczęli szukać dziury w całym, bo nie mogli uwierzyć, że na „podstawie” wynik może być aż tak dziwnym pierwiastkiem. Po głębszym zastanowieniu część osób poprawiła więc ów wynik i zapewne pluje sobie teraz w brodę. Żeby się nie rozdrabniać, podsumujemy od razu i rozszerzenie z tego przedmiotu, które zdawaliśmy trzy dni później. Tu nie było już łatwo. Zadania zamknięte nie sprawiły nam co prawda jakiś większych problemów, za to rozwiązanie zadań otwartych okazało się bardzo czasochłonne. Swoją drogą sporo czasu zajmowało nam w tym przypadku poszukiwanie sposobu ich rozwiązania. Patrząc z dzisiejszej perspektywy uważamy jednak, że i tu nie powinno być wcale tak źle!
Między matematyką podstawową i rozszerzoną pisaliśmy jeszcze egzamin z języka angielskiego i to na obu poziomach (przy okazji skomentujemy w tym miejscu również egzamin z języka niemieckiego, gdyż American miał okazję zmierzyć się i z tym przedmiotem). Przejdźmy więc do meritum. Znamy takich maturzystów, którzy wypowiadali się zarówno po egzaminie z języka angielskiego jak i niemieckiego, że poziom podstawowy obrażał ich inteligencję, ale musimy w zgodzie prawdą napisać, że nie wszyscy zdający opuszczali szkołę w te dni zadowoleni i wypowiadali się w ten sposób. My podpisujemy się jednak stanowczo pod opinią tych, którzy uważają, że arkusze z obu języków na „podstawie” były naprawdę banalne. Tak łatwo nie było już jednak na "rozszerzeniu". Tu największy problem - tak w wypadku języka angielskiego jak i niemieckiego - sprawiło wielu z nas zadanie, które sprawdzało poziom rozumienia treści ze słuchu. Natomiast czytanie ze zrozumieniem (mimo nietypowych tekstów) nie było już tak problematyczne, a struktury leksykalno – gramatyczne (jak na poziom rozszerzony) okazały się być stosunkowo proste. Jeśli chodzi o wypowiedź pisemną z języka angielskiego, to mieliśmy do wyboru rozprawkę i artykuł, a z języka niemieckiego rozprawkę i list formalny. Tu większych zaskoczeń nie było. Kłopotów też nie. Jeśli już, to niektórzy maturzyści uskarżali się na irytujące liczenie słów, by zmieścić się w normie i wykreślanie tych nadprogramowych.
Egzamin z historii był za to naprawdę prosty. Może inaczej: byłby prosty, gdybyśmy się tylko trochę bardziej przyłożyli do nauki. Nie wymagano bowiem tym razem od zdających znajomości konkretnych dat, a nawet faktów, za to pojawiły się pytania. Okazało się jednak, że odpowiedzi na większość z nich można było wyciągnąć z dostępnego w arkuszu tekstu źródłowego. Niestety, nie wszystkie. W arkuszu pojawiły się bowiem także pytania stosunkowo trudne, np. o rewolucję kulturalną w dziewiętnastowiecznej Japonii. Byłoby naprawdę pięknie, gdybyśmy trochę więcej przysiedli nad podręcznikiem do historii. Arkusz z fizyki trochę nas zaskoczył. Może zadania nie były aż tak skomplikowane, ale za to całkiem innego typu niż w latach ubiegłych. Bardzo żałowaliśmy również i tego, że tym razem nie było zadania z narysowaniem wykresu. Egzaminy ustne nie były aż tak straszne, jak nam się wcześniej wydawało. Egzaminy z języka angielskiego i niemieckiego nie sprawił raczej maturzystom problemów, chociaż znane są nam przypadki, gdy zdający opuszczali salę egzaminacyjną z minimalną liczbą punktów na koncie. Nie powiemy również, że na korytarzach nie odczuwało się podwyższonego poziomu stresu w trakcie trwania egzaminów z języków obcych. No, ale co by to była za matura bez stresu! Tak czy inaczej wydaje się nam, że egzaminatorzy uczciwie ocenili nasze umiejętności językowe, a my dowiedliśmy, że potrafimy się tymi językami posługiwać. Wydaje nam się również, że stres dopadł większość z nas dopiero podczas egzaminów ustnych z języka polskiego. Tutaj dopiero była jazda bez trzymanki, a ciśnienie skakało nam jak oszalałe. My musieliśmy na przykład zmierzyć się z motywami cierpiących matek oraz piekła zarówno w literaturze jak i w innych dziełach kultury. Choć tuż po opuszczeniu sali mieliśmy mieszane odczucia i nietęgie miny, bo czuliśmy, że można było jednak powiedzieć coś jeszcze, to po ogłoszeniu wyników poczuliśmy się usatysfakcjonowani i spełnieni. W końcu 40 punktów na 40 możliwych to wynik, którego wstydzić się nie trzeba. Tym akcentem chcielibyśmy zakończyć nasze retrospekcyjne rozważania na temat minionej już matury. Cieszymy się, że wszystkie egzaminy już za nami. Teraz chcielibyśmy wykorzystać możliwie najlepiej cztery miesiące wakacji, na które na pewno zasłużyliśmy. Wielu z nas nie zapomni zapewne jednak w tym czasie o szkole, swoich ulubionych nauczycielach, kolegach i koleżankach, współtowarzyszach maturalnej niedoli i wszystkich znajomych, którzy pozostali jeszcze w murach naszego liceum. Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?