Maska, za którą jest twarz
W filmie premiera oznacza, że wszystko jest skończone, możesz już tylko usiąść w fotelu i patrzeć. A w teatrze to dopiero początek.
Jonathan Carroll
21.05.2008r. na deskach Tarnobrzeskiego Domu Kultury odbyła się premiera spektaklu przygotowanego przez Młodzieżowy Teatr Amatorski COKOLWIEK, na podstawie sztuki Williama Mastrosimone pt. „Maska, za którą jest twarz”. Premiera odbyła się o godz. 11. Gdy sala wypełniła się po brzegi, Sylwester Łysiak (instruktor teatralny prowadzący wspomnianą grupę - przyp. red.) przywitał przybyłą publiczność, a kiedy zgasły światła, aktorzy poczuli, że nie ma już odwrotu.
Przed wejściem na salę widzowie otrzymali programy, w których można było przeczytać takie oto słowa:
Po serii straszliwych tragedii w amerykańskich szkołach w latach 1998-2000 (uzbrojeni uczniowie strzelali i zabijali swoich kolegów i nauczycieli) amerykański dramaturg William Mastrosimone napisał wstrząsającą sztukę teatralną "Bang Bang You're Dead" ("Pif paf jesteś trup") opisującą losy nastolatka, który w więziennej celi rozmawia z duchami 5 swoich przyjaciół, których wcześniej zastrzelił. Sztuka zrobiła furorę w amerykańskich collegach, grana przez tysiące szkolnych teatrów (ponad 20 000 przedstawień). Nakręcony później film pod tym samym tytułem uzyskał nagrodę EMMY za najlepszy film telewizji amerykańskiej w roku 2003.
Cały spektakl rozpoczął fragment utworu muzycznego Zbigniewa Preisnera pt. „Noc”. Odgłos otwieranych drzwi i głośne kroki. W taki właśnie sposób grupa nastolatków, rozpoczęła swój premierowy występ. I w tym miejscu powinnam w zasadzie zakończyć dalszy wywód. W pierwszej chwili bardzo chciałam napisać recenzję z tego przedstawienia, lecz niestety uświadomiłam sobie, że nie mogę, gdyż moja opinia byłaby zbyt subiektywna, a to z tej prostej przyczyny, że sama brałam w tym przedstawieniu czynny udział. Postanowiłam jednak opowiedzieć Wam, drodzy czytelnicy, jak my, aktorzy, przeżywaliśmy przygotowania, premierę i czym było dla nas wystawienie tej sztuki.
Sebastian Gładysz (klasa 1i), odtwórca roli Josha: Przed spektaklem wielki stres, trema, lecz po wyjściu na scenę, wypowiedzeniu pierwszej kwestii, wszystko gdzieś zniknęło. W aktorstwie piękne jest to, że z cichej, skrytej osoby można "wyciągnąć" rasowego psychola, bądź romantyka. Działa to także w druga stronę. To jest właśnie ta magia sceny, możliwość bycia kimś, kim się naprawdę nie jest. Myślę, że ta sztuka była ciekawą lekcją dla całej publiczności, której bardzo dziękuję za wzorowe zachowanie i owacje na stojąco, które to załzawiły moje oczy.
Klaudia Brzozowska(klasa 1e), odtwórczyni roli pięknej Emily: Dzień premiery był przepełniony tremą i to już od rana. Strach wzrastał z każdą minutą. I ta niepewność. Czy wszyscy opanowali tekst? Czy wszystko pójdzie zgodnie z planem i lepiej niż na próbach? Przed godziną 11 udałyśmy się z Martą przed wejście na salę widowiskową, aby rozdać publiczności programy naszego spektaklu. Tyle znajomych twarzy i tylko jedno pragnienie: pozytywny odbiór widzów. Ale wraz z wyjściem na scenę trema zaczęła mnie opuszczać. Po prostu grałam. Poczułam się pewnie i już wiedziałam, że wszystko będzie dobrze. Spektakl został odebrany pozytywnie. Owacja na stojąco. Coś takiego przytrafiło mi się po raz pierwszy w życiu. Niesamowite uczucie zadowolenia, satysfakcji i szczęścia. Opinie widzów, które usłyszałam po spektaklu, były najpiękniejszą nagrodą za nasz wysiłek włożony w jego przygotowanie. Byłam pewna, że o godzinie 17 też nam się uda. Na wieczorny spektakl przybyli moi znajomi, rodzina – osoby dla mnie bardzo ważne. Nie chciałam ich zawieść. Trema był już zdecydowanie mniejsza. I znów pewność siebie wróciła z chwilą wejścia na scenę. I ten spektakl się udał. Wszyscy byli zadowoleni, a wzruszenie i łzy niektórych widzów, utwierdziły mnie w przekonaniu, że to, co zrobiliśmy, miało sens.
A ja, choć także grałam w tej sztuce, to pomyślałam sobie, że warto byłoby podzielić się z czytelnikami Lessera również swoimi wrażeniami, dlatego w czasie premiery i późniejszego występu, przyglądałam się uważnie całej naszej grupie.
Najgorsze, jak się później okazało, było oczekiwanie na publiczność, czyli nasze koleżanki, naszych kolegów i przyjaciół ze szkoły. Baliśmy się, że zainteresowanie naszą propozycją sceniczną będzie nikłe, ale jednocześnie wiedzieliśmy, że jeśli się tylko pojawią, a my zaczniemy już nasz spektakl, to damy z siebie wszystko.
Na przedpremierowej próbie we wtorek wszystkim puszczały nerwy. Tylko niektórzy z nas wierzyli, że w środę rano się nam uda i wszystko przebiegnie tak, jak sobie zaplanowaliśmy. Jeśli mam być szczera, to wówczas miałam jeszcze wiele wątpliwości. Po wtorkowej, długiej i męczącej próbie, wróciłam do domu zrezygnowana i zdenerwowana faktem, że jeszcze w środę muszę napisać w szkole kolejną klasówkę. Wieczorem nie mogłam zasnąć. Trema była ogromna. Kiedy w środę rano obudził mnie budzik, zerwałam się błyskawicznie i już po chwili zmierzałam do… szkoły. Na ósmą byliśmy umówieni na próbę, lecz klasówka, o której już wspominałam, pokrzyżowała mi nieco plany. Tylko część dziewczyn i Sebastian przećwiczyli tekst i jak się później okazało, opanowali go perfekcyjnie. Delikatny dreszczyk emocji nie opuszczał nas do samego występu. Wszyscy za czymś biegali i czegoś szukali. „Gdzie moja latarka? Wymieniałyście już baterie?” „Ej, a co zrobisz, jak ci latarka wysiądzie?” – słychać było za kulisami i w garderobie. Kiedy jednak usłyszeliśmy, że opiekun naszej grupy (p. Łysiak – przyp. red.) zaczyna swoje krótkie wprowadzenie do spektaklu, byliśmy gotowi, a wszystko wydawało się być dopięte na ostatni guzik. Trzy, dwa, jeden… muzyka wystartowała, kroki… głośne, coraz głośniejsze i ciemność. Wychodzimy na scenę i gramy. Nie istniała już żadna bariera, której tak się baliśmy. Była ciemność, nasze twarze oświetlone światłem latarek i Ola, która wypowiadała swoją kwestię (Ola, to nasza dzielna suflerka). Czuliśmy, że wszystko szło zgodnie z planem, scena za sceną, że było dobrze. Zachowanie publiczności nie budziło większych zastrzeżeń. Ostatnia scena. Nasz strój z czarnego, mrocznego, stał się biały. I jeszcze ostatni monolog Sebastiana, którym podbił serca publiczności. To już drugi tak mocny tekst w tej sztuce. Pierwszy z nich wypowiedziany przez głównego bohatera po zastrzeleniu swoich rodziców, wzbudził chyba jeszcze większe emocje. Mnie nie pozostaje nic innego niż wyrazić swój podziw dla gry Sebastiana. Moim zdaniem i zdaniem wielu widzów, Sebastian stworzył i zagrał swoja postać rewelacyjnie. Tak, nasz Jose był naprawdę świetny. Wprawdzie po wtorkowej próbie wątpiłam w nasze opanowanie tekstu, ale na premierze okazało się, że moje obawy były niepotrzebne.
Co mnie najbardziej wzruszyło? Podobnie jak Sebastiana i Klaudię owacje na stojąco i łzy widzów. To dla nas była chyba największa nagroda. Miło jest mieć wrażenie, że odwaliło się kawał naprawdę dobrej roboty! I jak powiedział Denis Diderot: „Do teatru nie przychodzi się, aby patrzeć na łzy, lecz aby słuchać słów, które je wyciskają.”
Komentarze [5]
2008-09-22 20:55
Ciekawa forma, rzadko spotyka sie aby uczestnik spektaklu pisał o nim. Może tylko nieco zbyt dużo osobistych elementów ale poza tym tekst bardzo ładny i zgrabny jak autorka.
2008-06-01 15:31
obiecuję popracować. ;)
2008-05-30 17:59
teks bardzo przyjemny do czytania, ale popełniasz duzo błędów stylistycznych…popracuj nad tym ;)
2008-05-29 20:42
osobiście gratulowałem już Sebastianowi, ale powtórzę się: rola zagrana naprawdę perfekcyjnie ;) tak trzymać źą :D a lachenszynom też gratuluję :P
2008-05-29 17:54
“...Tak, nasz Jose był naprawdę świetny…”
no nie wątpie że Wasz JOSE był świetny :D tyle pań, musiał się Wami opiekować :P haha xD
- 1