Maszyny do zapładniania?
W XXI wieku dzieje się tak wiele, że mało co jest nas w stanie jeszcze zaskoczyć. Spowszedniało już wiele rzeczy, które pół wieku temu uznane zostałyby za niemoralne, nieetyczne i niezgodne z wszelkimi normami. Dziś ludzie zmieniają płeć, żyją w związkach jednopłciowych, zabijają niechciane dzieci, przez eutanazję pozbywają się swoich chorych rodziców, którzy stali się dla nich ciężarem albo też robią coś równie niezwykłego – adoptują dzieci nieposiadające obojga rodziców.
Niektórych nie interesuje jednak adoptowanie cudzego dziecka, dlatego postanawiają pozyskać swoje, w bardziej „naturalny sposób”. Wydawać by się mogło, że kobieta, która chce mieć dziecko, ale nie ma partnera, gotowego poświęcić kilka swoich komórek rozrodczych, nijak nie będzie w stanie tego dokonać. Nic bardziej mylnego.
Człowiek jest istotą myślącą, więc i na taki problem znalazł już radę. Tak powstały właśnie banki nasienia. Bardzo zmyślne instytucje, które do gustu przypadły chyba przede wszystkim studentom, którym wiecznie brakuje pieniędzy. Przychodząc do takiego banku i oddając nieco swoich komórek rozrodczych, mogą oni zarobić na niezły obiad. Co z tego, że potem zostaną ojcami? Procedura zabrania informowania dawców o przekazaniu ich nasienia potrzebującym kobietom, a zatem nigdy nie dowiedzą się czy i ile dzieci spłodzili. To bardzo praktyczne rozwiązanie. Marzenie kobiety zostaje spełnione, a że dziecko nigdy nie pozna swojego ojca… No cóż. Trudno. Bank na tym procederze też nieźle zarabia. Usługa taka to w Niemczech koszt rzędu około trzech lub czterech tysięcy euro. Natomiast dawca – nasz przykładowy, wygłodniały student – za porcję swojego nasienia dostaje jakieś 100 euro.
I wierzcie mi, że banki te naprawdę dobrze prosperują. I chociaż sposób i sama metoda zapłodnienia nie zgadzają się z poglądami wielu ludzi (np. moimi – Katolika), to chętnych nie brakuje. Klienci i dawcy ciągle się znajdują. Okazuje się jednak, że czasem może dojść do niecodziennej sytuacji. Otóż zbyt produktywny dawca może zostać przez bank „zwolniony”! Po oddaniu konkretnej ilości nasienia bank mówi po prostu swojemu dawcy „dziękujemy – Pan już swoje oddał”.
Taki właśnie los spotkał pewnego mieszkańca Holandii – Eda Houbena. Ed oddawał regularnie swoje nasienie do banku spermy i po kilkudziesięciu próbach bank mu podziękował. Jednak Ed nadal wyrażał chęć dzielenia się swoim nasieniem z kobietami pragnącymi mieć dziecko. Pragnął tego, bo świetnie wiedział, że jest wyjątkowo skutecznym „zapładniaczem”. Jak informują naukowcy, w mililitrze spermy znajduje się określona liczba plemników. Poniżej 20 mln / mililitr daje marne szanse na zapłodnienie. Duże są przy 80 - 100 mln. Badania zrobione Edowi wykazały, że ma ich ponad 100 mln. Mając tę świadomość Ed nie zamierzał zrezygnować z dotychczasowej działalności. A że lubił zwiedzać świat, zarabiać i uszczęśliwiać kobiety, postanowił zostać naturalnym dawcą nasienia. Żadnych banków, żadnych pisemnych umów – jednie słowne. Ten nasz płodny Holender jeździ więc obecnie po Europie i zapładnia życzące sobie tego panie. Po prostu. Za pośrednictwem serwisów internetowych wynajduje kobiety pragnące posiadać dziecko, jedzie do nich i… Robi swoje. Czasem też przyszłe matki przyjeżdżają na usługę do niego. Spędza wówczas z daną kobietą tylko jedną noc. Podczas takiego spotkania podejmuje zazwyczaj 2 próby. Tak więc jemu jest przyjemnie i ma pieniądze, a kobieta ma pewność, że będzie miała w 80% zdrowe dziecko o dobrych genach (Ed jest bowiem inteligentnym, zdrowy człowiekiem – z wykształcenia historykiem). Czy to nie proste?
Okazuje się, że nie do końca. Ed ma aktualnie 82 dzieci, a kolejne dziesięcioro jest już w drodze. Imiona dzieci, które spłodził, zna. Co więcej – zapisuje je sobie w Excelu! Jednak sporym mankamentem tych słownych umów z matkami jest fakt, że gdy dzieci dorosną i będą chciały starać się o pieniądze na życie od swojego ojca lub gdy któraś matka się zbuntuje i będzie żądała alimentów, to sąd bezwzględnie nakaże Edowi owe alimenty płacić. Tak stanowi prawo. Żadne słowne umowy nie wymażą faktu, że Ed jest ojcem danego dziecka. Jak na razie nikt się jednak nie odzywa, ale nasz przedsiębiorczy Holender nie wie, co będzie za kilka lub kilkanaście lat.
Próbowałem zastanowić się nad całą tą sytuacją. Od razu powiem, że dla mnie wszelkie banki nasienia, zapłodnienia in vitro, czy naturalni „zapładniacze” są „be” , bo nie pokrywają się z moim światopoglądem. Jednak gdy podjąłem próbę ocenienia postawy Eda i całej tej sprawy, to nasunął mi się pewien wniosek. Czy Ed nie został przypadkiem i trochę niechcący zwykłą męską, luksusową prostytutką? Bóg tak skonfigurował naturę, że w wyniku uprawiania seksu przez osoby różnych płci rodzą się dzieci. Ed uprawia seks, w wyniku którego powstają dzieci i bierze to za pieniądze. Robi zatem prawie to samo co prostytutki. Powiecie, że Edem kierują inne motywy. To prawda, ale pieniądze za to bierze, a seks to seks. A tak w ogóle czyż Ed w wyniku swojej woli rozsiewania nasienia po całej Europie i spładzania dzieci nie stał się tzw. żigolo?
Trudno jednoznacznie ocenić całą tę sytuację. Jednak jeden wniosek można od razu śmiało wysunąć – dla człowieka XXI wieku nie ma rzeczy niemożliwych. Doszło już do tego, że kobieta może mieć dziecko, chociaż jest samotna, albo jej życiową partnerką jest inna kobieta. Osobiście uważam, że potomstwo jest darem od Boga. Skoro jest darem, to Bóg musi zechcieć mi go dać. A tu dochodzi do tego, że niejako to my sami chcemy zastąpić Boga i sami przekazujemy sobie ten dar bez jego woli. Wygląda to mniej więcej tak, jakby dziecko 2 tygodnie przed Wigilią wkradło się do szafy rodziców, wyciągnęło prezent i samo go sobie wręczyło. Ale cóż? W takim wieku przyszło nam żyć…
Grafika:
Komentarze [2]
2012-05-12 10:52
Ten Lesser to już w ogóle schodzi na psy, nie mówię tylko o tym artykule. Dzisiaj wszedłem po raz ostatni, szału nie ma i chyba już nie będzie…
2012-05-12 01:17
Nie bez powodu obcokrajowcy smutnieją, gdy Polacy mówią, że nie są z Holland tylko z Poland. Holendrzy to ludzie utrzymujący nieco zbyt duży dystans do zasad panujących w życiu, dlatego są podziwiani przez tych, którzy zwyczajnie nie potrafią robić tego samego. Niemniej pomysł Eda jest naprawdę ponadprzeciętnie szalony. Łatwy sposób na “ciupcianie” na pewno okaże się tragiczny w skutkach. Ed nie tylko jest prostytutką (z najniższej półki), ale także ofiarą myślenia członkiem, wykorzystaną i naciągniętą na grubą kasę.
- 1