Mieć czy być
W dzisiejszych czasach „być” przestało już tak naprawdę cokolwiek znaczyć. Tym, co nadaje dziś wagę, miejsce w hierarchii wartości, określa wyjątkowość naszych uczuć i poczynań, stało się bezsprzecznie „mieć”. Bycie sobą jest obecnie zdecydowanie niemodne. Modna jest natomiast fikcja. Zastanawialiście się może kiedykolwiek, dlaczego tak się stało?
Dlaczego każdy nasz dzień jest pogonią za sukcesem, awansem, zwycięstwem? Dlaczego nie chcemy, a może nie potrafimy, powrócić myślami do czasów, gdy woleliśmy być niż mieć? Szkoła średnia to okres w życiu młodego człowieka, w którym marzy on o swojej przyszłości, określa swoje priorytety, cele i próbuje je osiągać, zdobywając na początek odpowiednie wykształcenie. Ciekawy to okres. Ambitne plany, optymistyczna wizja przyszłości, wiara, że wszystko się uda, ułoży i że będziemy zawsze młodzi, piękni, a może i bogaci. Nagle, bez porannej zapowiedzi w prasie, przychodzi jednak i taki moment, gdy zapominamy nie wiedzieć czemu o tych pięknych ideałach z młodzieńczych lat. Chcemy mieć wszystko: nowsze auto, drogocenną, minimum 24-karatową biżuterię, nowocześniej zaprojektowany dom, dokładniej od sąsiada przystrzyżony trawnik. A co nam wtedy pozostaje z tych młodzieńczych lat? Pozostaje nam tylko lekko zadarty nos, który odejmuje wizualnie nieco lat, przypominający jednocześnie o tym, że ci uśmiechnięci chłopcy i te wesołe dziewczyny na starych zdjęciach, to faktycznie my. Przychodzi taki moment, gdy przestajemy patrzeć w przeszłość przez pryzmat sumienia. Zmęczeni życiem, ze świadomością wielu popełnionych błędów i źle dokonanych wyborów, uświadamiamy sobie, że mimo tego wszystkiego i tak nie chcielibyśmy cofnąć czasu. W pewnej chwili zdajemy sobie nagle sprawę, że przestał nas już interesować problem globalizacji i nie chce nam się także dalej dociekać przyczyn efektu cieplarnianego. Nie potrzebujemy nikogo. Świat staje się dla nas jakiś odległy, jak gasnąca we mgle latarnia i nie jest już czymś na tyle ważnym, aby mieć wpływ na nasze pozbawione sensu istnienie. Niezliczone korporacje, deliberacje nad zawiłościami polityki, muzyka klasyczna, nagrody Nobla – po co nam to wszystko? Nie to kreuje przecież wtedy istotę naszego bytu.
Nie jestem pewna, czy my w ogóle istniejemy, żyjemy, jesteśmy. A może te kilkanaście litrów wody budujące nasz organizm to wszystko? Skąd ta moja niepewność? Już kilka lat po śmierci, gdy ten wysyłany przez nas we wszechświat zblazowany, charakterystyczny dla człowieka sukcesu uśmiech wyblaknie, gdy nasze ukochane auto, któremu poświęcaliśmy więcej czasu niż tym niewielu przyjaciołom, którzy nam pozostali, dotknie korozja, i gdy gałęzie drzew z lasku za domem na przedmieściu brutalnie zagarną przestrzeń naszej działki, którą przez tyle lat dzierżawiliśmy, wtedy zaginie i pamięć o nas. Nie wybudujemy sobie pomnika trwalszego niż ze spiżu, jeśli będziemy bać się być sobą. Dlaczego boimy się pozostawić cząstki siebie dla następnych pokoleń? Dlaczego boimy się dojrzeć? Dlaczego nie chcemy zachować w sobie resztek człowieczeństwa i powrócić do lat młodości, kiedy to, paradoksalnie, nasze wartości były najbardziej ludzkie, chociaż byliśmy niepoukładani, niedoświadczeni, zbyt spontaniczni i chaotyczni? Znajomi, z którymi spędzamy weekendowe wieczory, wścibscy sąsiedzi, którym z reguły zapominamy powiedzieć „dzień dobry”, nawet pies wałęsający się po pokrytej warstewką szronu ulicy – wszystko to składa się na ten niezwykle istotny pierwiastek dopełniający nasze życie i nadający mu sens.
Nie powinniśmy jednak dziwić się, że w rzeczywistości ciągłej sprzedaży, gdzie wszystko ma swoją określoną cenę, wartość, często niezgodną z moralnością, człowiek chce od razu kupić to, na co inni muszą pracować latami. Po co się starać? Każdy z nas ma jednak możliwość dokonania wyboru. Być szarą myszką, nie narażać się na pośmiewisko bądź zdradę otoczenia, albo też podjąć tę walkę z wiatrakami i pokazywać swe wnętrze nawet tym, którzy żerują na naszej kruchości, podatnej na zranienie. Szokujące jest przeświadczenie współczesnych, że bycie kimś oznacza posiadanie wszystkiego. Bycie kontra posiadanie. My w opozycji do reszty świata. Nie oszukujmy się. Ci, którzy we własnym mniemaniu mają wszystko, są tak naprawdę skrajnymi egoistami. Bycie kimś, to pozostawanie sobą. To altruizm i dzielenie się z innymi uczuciami i wszystkim tym, co mamy. Bycie kimś, to umiejętność pokazania siebie i swoich wartości w taki sposób, by inni nam pozazdrościli.
Nie ma wzorca życia, ideału, szablonu, do którego można by się było dopasować. Brakuje nam zasadniczo odwagi. Brakuje jej dziewięćdziesięciu dziewięciu procentom ludzi popełniającym ten sam błąd. Boję się, iż spotka mnie ten sam los. Boję się, że stracę świeżość swych osądów, przekorę, górnolotne przekonania, siłę do walki z tymi, którzy mówią „tak”, podczas gdy całe moje jestestwo krzyczy „nie”. Ilu z nas odważyłoby się dziś nastawić budzik na tę samą godzinę za 20 lat? Poczuć dziwną melancholię w sercu na dźwięk ulubionej melodyjki sprzed lat, uświadomić sobie „kurczę i co ja tutaj robię?!”, zasmucić się na myśl o tym, że dałem się wciągnąć w wir materializmu, że zapomniałem o tym, co jest w życiu naprawdę ważne, że zrobiłem to, przed czym tak dzielnie broniłem się przez lata. Może nieudolnie, bez efektu, ale starałem się…
Komentarze [1]
2011-10-26 14:18
“A co nam wtedy pozostaje z tych młodzieńczych lat? Pozostaje nam chyba tylko lekko zadarty nos, który odejmuje nam wizualnie nieco lat..” można by usunąć powtórzenie “pozostaje” i potrójne “nam”? :)
- 1