Mleczarz
Biegł środkiem ulicy. Latarnie oświetlały mu drogę. Pomiędzy uśpionymi domami odbijało się echo kroków. Za plecami złowrogi szmer. Za zakrętem blada poświata. Gniewny tłum podążał za nim.
Zatrzymał się na chwilę, aby złapać oddech. Odwrócił się. Sprawdził, gdzie są jego prześladowcy i znów ruszył przed siebie. Biegł nierównym krokiem, tak jak biegnie zmęczony człowiek. Dyszał ciężko. Pochylony. Zdawałoby się, że za chwile upadnie… Ale nie, wciąż podążał przed siebie. Biegł, biegł, zostawiając w tyle złorzeczący tłum.
Nagle zobaczył przed sobą drugą bandę. Przystanął. Nie było żadnej przecznicy. Znalazł się w potrzasku. Nie tracąc nadziei, skręcił i skrył się w pierwszej bramie. Mijał kolejne podwórka. Tym razem miał szczęście, plątanina przejść doprowadziła go do sąsiedniej ulicy.
Stary człowiek zatrzymał się. Pusta klatka schodowa stanowiła dobre schronienie. Przysiadł na schodku.
Był tutejszym mleczarzem. Świtało i chciał rozpocząć codzienny obchód z bańkami wypełnionymi pożywnym białym napojem. Ale nie, dzisiaj nikt nie czekał na mleko… Motłoch żądał krwi.
Komentarze [2]
2005-04-23 13:16
czy wreszcie przestaniecie pisac te drętwe opowiadania !!!!! i weźmiecie sie za coś ambitniejszego
Już nie ma na tym lesserze co czytać. Chwała tym którzy nie pisza opowiadań :D
2005-04-22 20:12
Nabijasz sobie liczbę artykułów? Może tak trochę dłużej, ambitniej?
- 1